
Katolickie gender studies? "Tygodnik Powszechny" przekonuje, że takie pojęcia nie dość, że jest możliwe, to już istnieje. Bo teoria gender, z którą postanowił walczyć już sam papież Benedykt XVI, wcale nie jest obca teolożkom feministycznym. - Gender to nie ruch, a nauka - tłumaczy Agnieszka Graff. - Nawet tradycjonaliści mogą się w tym odnaleźć - twierdzi Sylwia Chutnik. Z kim i o co tak naprawdę walczą hierarchowie?
Feministki w Kościele twierdzą tymczasem, że takich ról nie przypisuje Bóg, a kultura. Inna w różnych czasach czy miejscach. Tygodnik cytuje popularną teolożkę feministyczną Elisabeth Johnson: „Doprawdy, kim jest kobieta i kto ma o tym decydować? Sugeruję, że męskość i kobiecość należą do pojęć, które są najbardziej stereotypowe kulturowo, stworzone przez społeczeństwo seksistowskie, rasowe, klasowe”. I to mówi profesor renomowanej jezuickiej uczelni Fordham University w Nowym Jorku, członkini kongregacji sióstr józefitek.
Doprawdy, kim jest kobieta i kto ma o tym decydować? Sugeruję, że męskość i kobiecość należą do pojęć, które są najbardziej stereotypowe kulturowo, stworzone przez społeczeństwo seksistowskie, rasowe, klasowe.
A z kim tak naprawdę ta wojna? Przede wszystkim z nauką. Bo jak mówi w rozmowie z naTemat Agnieszka Graff, błędem jest mówienie o ruchu, czy ideologii gender. - Gender studies to nie żaden ruch, takie coś nie istnieje - tłumaczy znana feministka. Ludzie skupieni wokół upowszechniania tej teorii badają po prostu jaki wpływ ma instytucjonalne utrwalanie pewnych stereotypów płciowych i dominacji danej płci w określonych obszarach życia. Dla wielu największym problemem z gender studies jest jednak to, że ich nieodłącznym elementem jest likwidacja ujawnianych przejawów dyskryminacji. A więc wywrócenie do góry nagami zastałego porządku.
Paradoksalnie w Polsce te studia są dziś jednak o wiele bardziej dynamiczne niż w krajach Zachodu. W Polsce jesteśmy wciąż na etapie budowania takiego przyczółka, w którym mogą spotykać się badacze i badaczki zajmujący się tą tematyką. (...) Szczerze mówiąc, to postawa duchownych wpływa raczej mobilizująco.
Nadchodzi zmierzch tradycyjnego postrzegania rodziny. To naturalna konsekwencja innych zmian społecznych. A osoby pokroju Tomasz Terlikowskiego zachowują się jak dzieci, które zamykają oczy i udają, że skoro czegoś nie widzą, to zniknie. A mogliby odnaleźć się w tych zmianach, nawet w swoim tradycjonalistycznym przekonaniu.






