
Poseł PiS Tomasz Kaczmarek robi wszystko, by prokuratorzy mieli ręce pełne roboty. W ciągu ostatniego roku w warszawskich prokuraturach złożył kilkadziesiąt doniesień o przestępstwach. W większości przypadku umorzono postępowanie bądź odmówiono wszczęcia śledztwa, ale każdy donos "agenta Tomka" trzeba było zweryfikować.
REKLAMA
6 proc. wszystkich doniesień, jakie rocznie otrzymują prokuratury z okręgu warszawskiego, to te złożone przez byłego agenta Centralnego Biuro Antykorupcyjnego. Kaczmarek rozpoczął serię w czerwcu 2012 roku, kiedy doniósł na adwokata Jacka Dubois. Zarzucił mu, że ujawnił w mediach jego techniki pracy. Prokuratura nie dopatrzyła się jednak nieprawidłowości i odmówiła śledztwa.
Podobny finał miało 35 innych spraw, które do prokuratury zgłaszał poseł Kaczmarek. W sześciu postępowania umorzono, a pozostałe kilkanaście wciąż jest szczegółowo badane. Jak pisze "Gazeta Wyborcza", taka weryfikacja doniesienia zajmuje prokuraturze miesiąc, a w przypadku konieczności zamówienia dodatkowych ekspertyz, kosztuje nawet kilka tysięcy złotych.
"Ważniejsze są koszty społeczne. Odrywa się śledczych od innej pracy. Ważne sprawy leżą i czekają na swoją kolej" – mówi cytowany przez "GW" anonimowy śledczy.
Na donosach nie kończy się działalność posła Kaczmarka. Parlamentarzysta bije też rekordy w liczbie pism wysłanych do Prokuratury Generalnej. Od stycznia 2013 roku złożył 84 dokumenty: zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, skargi na prokuraturę, wnioski o nadzór nad postępowaniami.
Niektóre alarmy Kaczmarka ocierają się o groteskę. Kilka miesięcy temu alarmował na przykład, że była Pierwsza Dama Jolanta Kwaśniewska kradła wodę do podlewania ogródka, co internauci złośliwie nazwali "układem wodno-ogródkowym". Na szczęście w tej sprawie akurat doniesienia do prokuratury nie było.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
