
Po meczu czwartej ligi między Polonią Warszawa i Ostrovią Ostrów Mazowiecki jeden z zawodników gości pokazał kibicom ze stolicy "elkę", czyli znak kibiców Legii. Chwilę potem zabrali go policjanci: noc spędził w areszcie i usłyszał zarzuty "prowokowania kibiców do działań zagrażających bezpieczeństwu imprezy".
REKLAMA
"Nie wiem, czy chłopak to zrobił czy nie, bo tej sytuacji nie widziałem, ale nawet jeśli podniósł rękę z palcami w kształcie litery L, to nie jest przecież żadne zabroniony znak. To jest absurd! To jest Białoruś!" – oburza się w rozmowie z portalem Sport.pl Henryk Wińczewski, kierownik Ostrovii.
Jak wspomina, funkcjonariusze przyszli do autokaru drużyny z Ostrowa, kiedy już miał odjeżdżać. Zacytowali Ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, która mówi, że "kto w miejscu i czasie trwania imprezy sportowej prowokuje kibiców do działań zagrażających bezpieczeństwu tej imprezy, podlega grzywnie nie mniejszej niż 180 stawek dziennych albo karze ograniczenia wolności".
Wińczewski nie zgadza się jednak z określeniem "prowokacja" i jest oburzony sposobem, w jaki potraktowali piłkarza policjanci. "Jaka prowokacja? Zwróćmy uwagę na tych, co się dali takim gestem sprowokować. Dla mnie to są kibole, a nie kibice. Normalny kibic nie da się czymś takim sprowokować" – mówi.
"Chłopaka zatrzymali na noc w areszcie, siedział tam jeszcze w niedzielę. Dla mnie to jest Białoruś. Będziemy chyba jako klub musieli poszukać prawnika, żeby zajął się tą sprawą" – dodaje.
Portal Weszlo.com komentując tę sprawę przypomniał przypadki innych piłkarzy, którzy pokazali na stadionie "elkę". To m.in. Marcin Mięciel, Aleksandar Vuković i Patryk Małecki. Żaden nie miał kłopotów z policją.
Źródło: Sport.pl
