Lekcje do 15, potem dwie godziny na świetlicy, a po powrocie do domu kolejne trzy-cztery godziny spędzone nad pracą domową – tak wygląda typowy dzień ucznia polskiej podstawówki lub gimnazjum. Dzieci nie mają czasu, by rozwijać swoje zainteresowania – w zamian do nocy ślęczą nad książkami, by "gonić program". Psychologowie proponują: zlikwidujmy więc prace domowe. Nauczyciele ripostują: jeśli dziecko jest czymś przeładowane, to tylko Facebookiem i Kwejkiem. Bez odrabiania lekcji w domu nie dość, że będą w tyle z materiałem, to jeszcze zmarnują wolny czas. Czy znalezienie złotego środka jest w ogóle możliwe?
Paulina i Michał, młode małżeństwo z Warszawy, to rodzice dwóch dziewczynek: Zuzi i Oliwii. Obie są w wieku szkolnym. Zuzia poszła od września do czwartej klasy szkoły podstawowej, starsza Oliwia rozpoczęła naukę w gimnazjum. I bardzo się stresuje – nowym otoczeniem, nauczycielami i masą obowiązków, które zastały ją w nowej szkole.
"Wracamy do domu i do nocy siedzimy nad lekcjami"
Stresuje się także mama. Czym? Głównie nawałem prac domowych, który obie dziewczynki zaczyna pomału przerastać. – Moje córki, jeśli chodzi o naukę, zawsze były bardzo pilne, kończyły klasy z wyróżnieniem – opowiada Paulina.
– Ale niedawno zaczęły się buntować. Parę dni temu po powrocie do domu Oliwia powiedziała mi, że przestaje lubić szkołę. Bardzo lubi czytać, a w tym roku nie zajrzała nawet do swoich ulubionych książek. Po prostu na nic nie ma czasu – tłumaczy mama.
Dlaczego? Głównie przez wlekące się stronami prace domowe, z którymi nauczyciele odsyłają dzieci do domu. – Dziewczynki mają lekcje mniej więcej do piętnastej. Potem czekają na nas w świetlicy. Wracamy do domu koło siedemnastej, jemy obiad i siadamy do lekcji. Kończymy właściwie o 21, kiedy obie już padają do łóżek. To nie tak, że nagle przestały sobie radzić, łapią dobre oceny. Po prostu cały czas muszą "gonić" – mówi Paulina.
Za czym gonią? Za materiałem. Nauczyciele często nie wyrabiają się z programem nauczania i jego część pozostawiają dzieciom i ich rodzicom do opanowania w domu. – Gdyby chodziło o jakieś zajęcia plastyczne, kreatywne, które ma w dziecku rozbudzić wyobraźnię - zrozumiałabym. Ale prawie codziennie mamy do napisania wypracowanie z języka polskiego, kilkanaście ćwiczeń z matematyki, szereg dat do wkucia. Nie dajemy rady – kończy Paulina.
"Zlikwidujmy pracę domową"
– Rzeczywiście jest tak, że dzieci, nawet te w szkole podstawowej, mają mocno "przeładowany" plan zajęć – mówi mi Katarzyna Wyszyńska, psycholog i pedagog. – Mało tego. By dogonić program biorą korepetycje. Ale żeby być przygotowanym do lekcji, czyli mieć w zeszycie odrobione zadanie domowe, do późnej nocy siedzą przy podręcznikach. Nie ma czasu na rozwijanie pasji, zainteresowań. Koło się zamyka – tłumaczy.
Może więc powinniśmy w ogóle zrezygnować z prac domowych dla dzieci? Taki pomysł proponuje Agnieszka Stein, psycholog wspierająca rodziców i rozwój rodziny. W swoim blogu na stronie DzikieDzieci.pl pisze, że byłaby to pierwsza zmiana, jaką wprowadziłaby do polskich szkół. "Obowiązek rozwiązywania w domu zadań, wypełniania zeszytów ćwiczeń ma w teorii utrwalić i uporządkować wiedzę uczniów a w praktyce… No właśnie, ciekawe pytanie. Jak się ma teoria do praktyki?" – pyta.
Stein w swoim tekście przypomina także o badaniach, które potwierdziły, że praca domowa wcale nie poprawia wyników w nauce. Wręcz przeciwnie. Dzieci uczą się chętniej i bardziej efektywnie w szkołach, w których z prac domowych zrezygnowano całkiem. Dzieciaki siadają wtedy do książek dobrowolnie, pchane wewnętrzną potrzebą zgłębienia tematów, które je najbardziej zainteresowały. Mają też czas na rozwijanie swoich pasji.
Choć to pomysł z kategorii niemożliwych i utopijnych, wart jest przemyślenia i przynajmniej pochylenia się nad nim. Co przyniosłaby podobna rewolucja w polskim systemie edukacji?
"Jeśli czegoś mają nadto, to tylko Facebooka"
– Niestety nie usłyszy ode mnie pan tego, co chciałby usłyszeć – zaczyna rozmowę ze mną pani Aneta, nauczycielka matematyki z 20-letnim stażem. Chciałem dowiedzieć się, jak sprawę prac domowych postrzega druga strona sporu. – Dzieci nie są "przeładowane" pracą domową, jeśli mają czegoś za dużo to tylko Facebooka i Kwejka – tłumaczy. – Nie są przeciążone pracami domowymi, tylko zwyczajnie leniwe – dodaje.
Tłumaczy także, że - zwłaszcza wiedzę matematyczną - można wyćwiczyć jedynie ciężką pracą, powtarzalnością i wykonywaniem zadań i obliczeń. Oczywiście trudno się z tą argumentacją nie zgodzić. Jak więc znaleźć złoty środek, który zadowoli i rodziców i ich dzieci, a także nauczycieli?
Znaleźć złoty środek
Może warto poszukać wzorca za granicą. Na przykład w Niemczech. W tamtejszych szkołach podstawowych prace domowe nie są obowiązkowe. Ale bardzo rozwinięty jest program, który ma zadanie zachęcać uczniów, by sami sięgali do książek, interesowali się tym, czego uczą się w trakcie lekcji.
O tamtejsze szkolne realia spytaliśmy naszą blogerkę, od lat mieszkającą w Berlinie i tam wychowującą swoje dzieci Agatę Lewandowski. – W Niemczech dzieciaki nie są aż tak bardzo obciążone zadaniami domowymi. Po szkole mają raczej odpocząć. Nie ma lektur obowiązkowych, w ogóle nie ma żadnej listy lektur. A mimo to sieć bibliotek jest fantastycznie rozwinięta, dzieci mogą korzystać z nich do woli. I korzystają – opowiada.
Lewandowski tłumaczy także filozofię, którą stosuje niemiecka oświata. Nasi zachodni sąsiedzi stawiają na wyrobienie w uczniach chęci do nauki, bez przymusu zewnętrznego, z "góry". Daje im się możliwość wyboru, obserwuje, w których obszarach wiedzy mają mocne strony, a w których czują się gorzej. – Dziecko ma odczuwać przyjemność z nauki - większa wtedy szansa, że jako dorosły będzie tę edukację kontynuować. Jeśli nie - może zostać fachowcem w innej dziedzinie – tłumaczy Lewandowski.
Tu większą rolę odgrywa rodzic. To on obok nauczycieli ma za zadanie obserwować swoje dziecko, jego rozwój. Może wtedy - w tercecie uczeń-rodzic-nauczyciel - łatwiej będzie wypracować złoty środek.
Dzieci w większości nie cierpią prac domowych. Ktoś mógłby spytać: Co to za argument? Okazuje się, że podstawowy. Nauka jest najbardziej efektywna i najlepiej przygotowuje dzieci do życia w coraz prędzej zmieniającym się świecie wtedy, kiedy jest dobrowolna, oparta o wewnętrzną motywację, ciekawość i radość odkrywania i poznawania świata. Każde dziecko rodzi się z potrzebą i pragnieniem rozwoju, których nie trzeba na dzieciach wymuszać, a wystarczy jedynie podsycać i wspierać. Niestety praca domowa jest jednym z najskuteczniejszych sposobów na zniszczenie tej wewnętrznej motywacji do rozwoju. CZYTAJ WIĘCEJ