Reklama.
Pamięć jest zawodna, ale papier pamięta wszystko. Zajrzeliśmy do starych gazet, by przypomnieć sobie jak niepokorni dziennikarze pisali o Jarosławie Kaczyńskim gdy ten był szefem rządu. Donald Tusk (a nawet każdy polityk) swojemu poprzednikowi mógłby tylko pozazdrościć takiego traktowania przez media. Jego nikt nie porównywał do Józefa Piłsudskiego, Charles'a de Gaulle'a czy Konrada Adenauera. Kaczyńskiego opisywali tak Piotr Zaremba, Michał Karnowski, Rafał Ziemkiewicz i Piotr Semka.
Kaczyński jest rasowym liderem i być może dlatego tak często w gazetowych fotomontażach ubierany bywa w strój komendanta Piłsudskiego. Istotnie, podobnie jak jego wielki poprzednik na stanowisku (Piłsudski dwa razy obejmował funkcję premiera RP) ma zdolność do znoszenia sytuacji kryzysowych i presji okoliczności.
Jarosław Kaczyński to klasyczny polski inteligent. A to oznacza, że jest raczej człowiekiem słowa i
idei, a nie pragmatyki zarządzania i żmudnego wykonawstwa decyzji.
Jarosław Kaczyński, jak polityczny strażak gasi kolejne kryzysy, nie tracąc nadziei na zrealizowanie
programu IV RP. Jak dotąd zdaje egzamin z politycznej zręczności i opanowania.
Kaczyński to postać jakby żywcem wyjęta z czasów de Gaulle’a czy Adenauera. Owi giganci polityki
nie mieli złudzeń co do skłonności natury ludzkiej i demokrację uważali za zło konieczne. Wiedzieli, że
nie należy traktować jej jak bożka, ale trzeba wykorzystywać do realizacji wyższych celów.
Ma on wiele cech męża stanu, potrzebuje tylko atrakcyjnego medialnego opakowania dla swojej
polityki. To kluczowy moment w jego karierze- oby był dlań „gwiezdnym czasem”, chwilą gdy ludzie
wnoszą się ponad swoje ograniczenie i małostkowości.
Kaczyński zdołał sklecić parlamentarną większość i, jak dotąd, panuje nad nią. Jeśli nie popełni jakiegoś znaczącego głupstwa, będzie w stanie rządzić do końca kadencji.
Prezes PiS okazał się dużo sprawniejszy w manewrach od szefa PO, a także potrafił bardziej
przekonująco zrzucić na rywali winę za fiasko koalicyjnych rozmów. Przez cały czas Kaczyński
występował w roli zwycięzcy, rozgrywającego, tego który rozpatrywał polityczne afery i wybierał
najkorzystniejszą.
A na tym tle szef rządu - coraz bardziej pewny siebie, swej siły i pozycji, raczej nauczający z wysokości i ogłaszający wolę władzy niż zapobiegający o sympatię odbiorców. Słowa "mój rząd zamierza", "mój rząd opowiada się", "mój rząd chce "wypowiada coraz częściej.
Krótkie przemówienie ( Kaczyńskiego), ale wyraźny polityczny komunikat. I charakterystyczna
reakcja sali, artystów i menedżerów kultury: postawa stojąca gdy premier wchodzi, oklaski, absolutna
cisza i bezruch w czasie 10- minutowego wystąpienia. Dająca się wyczuć, tu i na innych spotkaniach,
świadomość spotkania z politykiem, który jest w stanie narzucić innym swoją wolę.
To nowy ton w polskiej polityce. Wyraźnie różny od emocji, jakie budzili Aleksander Kwaśniewski
czy Kazimierz Marcinkiewicz. Różny od miękkiej charyzmy Jerzego Buzka czy Józefa Oleksego. Jeśli już
szukać podobieństw, to w intencjach podobny jest do wrażenia jakie chcieli wywoływać Leszek Miller
czy Włodzimierz Cimoszewicz.
Kaczyński nie jest mydłkiem sterowanym przez doradców, ma wizję, która może brzmieć chropawo,
ale przez niedopowiedzenia staje się atrakcyjna.
Ambicje Kaczyńskiego wydają się wykraczać poza budowanie nowego wizerunku. Zresztą ten
wizerunek to raczej uboczny efekt stylu rządzenia, jak wybrał. Stylu kanclerskiego, gabinetowego,
trochę z epoki przedtelewizyjnej.
Jarosław Kaczyński jako premier bardzo się zmienił. Do pewnego stopnia na lepsze. Zręcznie używa swych wrodzonych umiejętności: szybko przebija się przez tony dokumentów, zapamiętuje liczby, żeby potem nimi ciskać w twarz ministrom.(...) Nie opatruje swoich wypowiedzi dygresjami, szanuje- cudzy i przede wszystkim swój czas. Nie ma też tak jak Buzek, a nawet trochę Miller- kłopotów z podejmowaniem decyzji.
„W nowym premierze można widzieć człowieka panującego nad rzeczywistością. Tak różnego od własnej przeszłości, gdy epatował radykalnymi diagnozami i za nic nie odpowiadał. Człowieka przestawiającego dziś ludzi jak pionki na szachownicy, rozgrywającego ich po to, żeby dla siebie zarezerwować ostatnie słowo”.