[url=http://tinyurl.com/m4pjojj]Homar [/url] nad wrzącym garnkiem
[url=http://tinyurl.com/m4pjojj]Homar [/url] nad wrzącym garnkiem Fot. Shutterstock

Jeszcze nie zdążyliśmy zapomnieć o zafoliowanych prosiętach, które sprzedawało Makro Cash&Carry, a już mamy kolejną "aferą" związaną z jedzeniem. Aspekt, na który nieśmiało zwracali uwagę niektórzy już wtedy. O co chodzi? O homary. A dokładnie o fakt, że bardzo często gotuje się je na żywca. Tak jak zrobiono to w ostatnim odcinku jednego z kulinarnych show. – Przygotowanie jedzenia w taki sposób to element kultury – mówi nam Maciej Nowak.

REKLAMA
W zeszłym tygodniu wielką dyskusję wywołał jeden z produktów sprzedawanych przez Makro Cash&Carry – całe prosiaki. Klienci nie kryli swojego oburzenia, rozpętała się wręcz werbalna wojna pomiędzy wegetarianami a mięsożercami. Co ciekawe, samym produktem bardziej zszokowani wydawali się ci drudzy.
Gdzieś w tle, dość nieśmiało, pojawiały się głosy, że skoro oburzamy się na sprzedawanie prosiaka w tej formie, to równie dobrze owinniśmy oburzać się na fakt, że np. homary gotuje się na żywca we wrzątku. Idealny przykład takiej kuchni mieliśmy podczas ostatniego programu "MasterChef", gdzie kucharze musieli przygotować homara w tradycyjny sposób. Na czym to dokładnie polega?
Homara ugotuję
Homary, tak jak i inne skorupiaki przygotowuje się podobnie. Najczęściej żywe trafiają bezpośrednio do wrzącej wody. Choć na południu Europy jest to tradycja i praktycznie nikt nie podnosi krzyku nad „biednymi, nieetycznie zabijanymi zwierzętami”, w Polsce taka praktyka (szczególnie pokazana w telewizji) musi budzić zastanowienie. Zwłaszcza w kontekście ostatniej dyskusji o prosiakach.
Na początku warto podkreślić, że homary nie mają mózgu oraz nie udowodniono, by cokolwiek czuły. Z tej perspektywy dosyć abstrakcyjne wydaje się zastanawianie nad krzywdą tych skorupiaków – co często podkreślają kucharze. W krajach, gdzie kultura kulinarna jest blisko związana z kwestiami etyczno-moralnymi, wyodrębniono trzy sposoby zabijania homarów.
Po pierwsze można go wcześniej po prostu przeciąć na pół, uszkadzając w ten sposób zwoje nerwowe. Ta metoda nie jest jednak odpowiednia do gotowania – zmienia jakość mięsa. Dziura w skorupie pozbawia mięso homara charakterystycznego dla niego smaku.
Metoda metodzie nierówna
Inną metodą jest „usypianie” homarów w zamrażarniku. Po godzinie uśpione zwierzę jest gotowe do przyrządzenia. Nie zawsze jednak wytrzymuje tak długi pobyt w niskiej temperaturze i czasami nieświadomie wyciągamy martwe zwierzę.
Ostatnią metodą jest usypianie homarów poprzez użycie tzw. anestetyków, czyli substancji stosowanych w rybołówstwie w Nowej Zelandii i Australii, jako środek znieczulający dla ryb przeznaczonych do konsumpcji. Tę metodę na przykładzie karpii dokładnie opisywał już nasz bloger i ekspert od owoców morza Jakub Pieniążek.
Pieniążek, który kulinarne umiejętności nabył w Portugalii podkreśla, że on i jego koledzy po fachu, zawsze będzie przygotowywać homary w tradycyjny sposób. – To samo dotyczy ostryg. Jeśli chcemy je zjeść w klasyczny sposób, to surowe i żywe. Jedyną różnicą jest to, że ostrygi się nie ruszają i są tylko małymi małżami, dlatego nie wywołują tyle emocji co homary – mówi w rozmowie z naTemat.
Co wolno, a czego nie wolno?
Wojna o etykę w jedzeniu jest pełna hipokryzji. Z jednej strony nie podobają nam się małe, zafoliowane prosiaczki, z drugiej na obiad najchętniej zjemy kotleta schabowego lub stek.
W Polsce, jak zresztą i na całym świecie, są potrawy, które wymagają odpowiedniego przygotowania. Ciężko zrozumieć tych konsumentów, których oburza homar trafiający do wrzątku, a chętnie kosztujących ryby lub mięso w eleganckiej restauracji przy przepięknie nakrytym stole.
Tę błędną logikę na swoim blogu opisała także literatka Marta Kijańska, która wręcz "przepowiedziała" dyskusję o homarach:

Czym różni się zafoliowany prosiak od zafoliowanej połowy królika, albo od całego królika, albo od zafoliowanej całej nogi baranka. Tym, że jest w całości, tak? czyli wygląd nas razi. Ale ryba w całości nas nie razi. Ani żywy homar, ani krewety. Bo się przyzwyczailiśmy, prawda? Raki, żeby były najsmaczniejsze, wrzuca się żywe do wody, nie wiem czy wszyscy o tym wiedzą.

A najlepsze ostrygi zjada się w ogóle w zasadzie na żywca. Przyzwyczailiśmy się do tego. Przyzwyczailiśmy się do widoku całych zafoliowanych indyków, kurczaczków, królików i tak dalej. Do widoku prosiaków w całości nie. Stąd chyba cały ten raban, bo jeśli z innych powodów, to zupełnie nie pojmuję z jakich.


Krytyk kulinarny Maciej Nowak uważa, że sama dyskusja dotycząca gotowania homarów jest niedojarzała. – Dorośli ludzie mają ten problem "przerobiony", choć część osób ciągle zdumiewa fakt, że żywność nie pochodzi z lodówki. Przygotowywanie jedzenia w taki, a nie inny sposób to element kultury. Jeśli zwierzak oddaje nam swoje życie, to nie należy wybrzydzać. Jedzenie to wyraz kultu i miłości i powinniśmy je traktować z największym szacunkiem – kończy.
Ważne by nie ulegać pokusie krytyki poszczególnych tradycji, zwłaszcza jeśli we własnej lodówce ma się gotowe kurczaki, wędlinę i kabanosy.