Na VIII Kongresie Obywatelskim około tysiąca osób debatowało o tym, jak modernizować Polskę, ale i Polaków. - Kongres to też budowanie więzi międzyludzkich, a przede wszystkim budowy kultury spotkania i debaty - mówi w rozmowie z naTemat dr Jan Szomburg, prezes Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, twórca Kongresu Obywatelskiego.
Podczas kolejnych paneli trudno było wyłapać najważniejszy wątek. Czy nie postawił pan panelistom zbyt trudnego zadania? Czy nie staraliście się poruszyć zbyt wielu dziedzin życia?
Nie mam takiego wrażenia. Uważam, że we wszystkich sesjach przejawiały się te same myśli. Pierwsza: że modernizacja sprowadzona wyłącznie do infrastruktury technicznej będzie niewystarczająca.
Dla naszego sukcesu, czyli dla trwałego rozwoju konkurencyjności ważna jest również modernizacja kulturowo-mentalna, czyli nowe kompetencje cywilizacyjne. Tutaj, na Kongresie, cała lista tych kompetencji została jasno ułożona: więcej podmiotowości, lepsza komunikacja, więcej współpracy, odwaga, samoświadomość talentów.
Zostańmy więc przy zmianie tych kompetencji cywilizacyjnych i tego, kto może tej zmiany dokonać. Mam wrażenie, że politycy byli tutaj obecni na doczepkę, ponieważ są w stanie jedynie podążać za zmianami, które już się w społeczeństwie dokonały, a nie te zmiany inicjować.
Tak, bo modernizacja kulturowo-mentalna zależy przede wszystkim od samego społeczeństwa. Jest jednak jeszcze jedna przesłanka sukcesu rozwojowego. Oprócz modernizacji infrastruktualno-technicznej oraz modernizacji w sferze postaw i zachowań, potrzebujemy również dobrych regulacji i efektywnych instytucji. Są więc w sumie trzy główne składniki modernizacji: składnik materialny (infrastruktura techniczna i urządzenia), składnik instytucjonalno-regulacyjny oraz najważniejszy z nich kulturowo-kompetencyjny, który sprawia, że dwa pozostałe mogą dobrze działać.
Modernizacja w sferze instytucjonalno-regulacyjnej leży w rękach polityków. To oni mają decydujący wpływ na to, czy nasze prawo będzie przyjazne, czy też przeciwnie - będzie stawiało bariery. To co na Kongresie było mocno wyartykułowane to fakt, że prawo nie działa w próżni, prawo musi być zgodne z otoczeniem kulturowym - wówczas jest skuteczne.
Jakie są warunki odniesienia przez Polskę sukcesu?
Warunkiem odniesienia długofalowego sukcesu modernizacyjnego i wyrwania się Polski z peryferyjności są wszystkie trzy płaszczyzny modernizacji, a nie tylko ta jedna - techniczna, na której w tej chwili jest skupiona uwaga rządu i opinii publicznej. Tylko wówczas będziemy w stanie przejść od gospodarki poddostawców i imitatorów konkurujących niskimi kosztami pracy do gospodarki opartej na kreatywności i wiedzy dającej ludziom wysokie dochody i więcej czasu wolnego.
Bez polityków trudno sobie wyobrazić stanowienie lepszego prawa. Ale niekoniecznie są tacy kluczowi by poprawiać sferę samoregulacji, czyli to, jakim jesteśmy społeczeństwem, czy jesteśmy wobec siebie lojalni, czy darzymy się szacunkiem, czy potrafimy ze sobą rozmawiać. Chociaż gdyby politycy chcieli się włączyć w modernizację kulturową i dawać dobry przykład, to to znakomicie ułatwiłoby ten proces, który i tak na szczęście może odbywać się oddolnie. Sami wyciągamy się za włosy, jak u barona Munchausena.
To zresztą jest dobra wiadomość wynikająca z Kongresu: te procesy oddolnej modernizacji kulturowej, nabywanie kompetencji cywilizacyjnych, empatia, dzielenie się, współpraca, wzajemne docenianie się i dowartościowywanie, obdarzanie się szacunkiem - to się w naszym społeczeństwie już rozlewa. Jednak dzieje się to jeszcze wyspowo, enklawowo i rolą Kongresu jest to pokazywać, łączyć, sieciować, wzmacniać, dodawać sobie nawzajem dobrej energii.
Ze sceny i w kuluarach padały oczekiwania, by energię zgromadzoną w czasie obrad Kongresu pożytkować przez cały rok. Czy na bazie tego, co tutaj się działo powstanie organizacja działająca cały rok?
Myślimy raczej o trwałej, całorocznej debacie. W przyszłym roku będziemy mieli 25-lecie odzyskania pełni wolności i chcielibyśmy przygotowywać obywatelską, uspołecznioną wizję rozwoju Polski. Jesteśmy przekonani, że wspólny namysł nad przyszłością kraju sam w sobie ma głęboki sens i buduje kapitał społeczny.
To myślenie o przyszłości wcale nie musi być punktowe, co w warunkach ogólnej niepewności nie jest łatwe, ale może dotyczyć na przykład zasad, według których chcemy jako społeczeństwo funkcjonować. Dzisiaj wielokrotnie podnoszono kwestię równości szans. Mamy poczucie, że pomimo, że rozwijaliśmy się relatywnie szybko, zachwiana została równowaga społeczna i że chcąc się rozwijać dalej powinniśmy tę równowagę przywrócić.
Kongres to zaczątek pracy organicznej, lekcja społeczeństwa obywatelskiego? Jakie było założenie tej inicjatywy?
Kongres oznacza kilka rzeczy. To przede wszystkim miejsce autorefleksji. Przykładamy sobie lustro i patrzymy jacy jesteśmy i jacy chcielibyśmy być. Kongres to też budowanie więzi międzyludzkich, a przede wszystkim budowa kultury spotkania i debaty. Tutaj rzeczywiście spotykają się i rozmawiają ze sobą różne pokolenia, Polska metropolitarna i Polska lokalna, przedstawiciele różnych środowisk, które zwykle spotykają się tylko w swoim własnym, sektorowym gronie: biznes z biznesem, edukacja z edukacją, itd.
Tutaj mamy szansę, by ludzie z edukacji wysłuchali ludzi z biznesu, ludzie, którzy zajmują się biznesem mogli wysłuchać ludzi kultury, itd. Kongres oznacza krążenie idei, ale takie, które buduje formę dobrego spotkania w różnorodności. Dla mnie bardzo ważne jest to, że właściwie każdy Kongres oznacza lepszy język, lepszą jakość spotkania, lepszą jakość dialogu. Ja ten progres czuję. To zresztą potwierdzają wszyscy moderatorzy. O ile w zeszłym roku na przykład na panelu o edukacji były spięcia i elementy odreagowania, to w tym roku dialog był spokojniejszy i bardziej efektywny.
Ale to nie oznacza, że my tutaj dążymy do tego, by wszystko sprowadzić do jednego mianownika. Kongres to miejsce na artykułowanie różnych wartości i różnych poglądów. Taka artykulacja twarzą w twarz prowadzi do tego, że inaczej patrzymy na siebie, na fakt, że różnimy się poglądami. Zaczynamy lepiej rozumieć motywy naszych zachowań. Wówczas pozbywamy się stereotypów i schodzą z nas emocje obcości i wrogości. Czujemy, że za tymi "innymi" poglądami też stoi człowiek, który chce dobra Polski czy swojego środowiska i tylko po prostu ma inną wrażliwość czy inne preferencje.