- Według mojej i niektórych kolegów opinii, 70 proc. polskich kierowców po otrzymaniu prawa jazdy w ogóle nie zagląda do przepisów. Dlatego przeważnie nie wiedzą, jak powinni się zachować napotykając na oznakowaną kolumnę BOR - mówi w rozmowie z naTemat kpt. Dariusz Janicki, instruktor i kierowca Biura Ochrony Rządu.
Dla nas najważniejsze jest, by taki kandydat spełniał przede wszystkim szereg określonych warunków, które szczegółowo podane są na naszej stronie www.bor.gov.pl warunki (m.in. odpowiedni wiek, prawo jazdy kategorii B i C), był pasjonatem motoryzacji i lubił jeździć. To są takie najważniejsze kwalifikacje, bo jeśli taka osoba rzeczywiście będzie zainteresowana pracą u nas, to jesteśmy w stanie nauczyć ją jazdy w kolumnie, jazdy w szyku i wszystkich niezbędnych umiejętności.
Ilu takich kandydatów się do was zgłasza?
Ze względu na ograniczone możliwości kadrowe, liczba funkcjonariuszy którzy przyjmowani są do Biura w ciągu ostatnich lat spadła. Nowoprzyjęci funkcjonariusze w początkowych miesiącach służby, zapoznają się przede wszystkim ze specyfiką funkcjonowania BOR, a następnie – uwzględniając ich predyspozycje – przydzielani są do poszczególnych komórek. Wówczas również trafiają do oddziału transportu. W efekcie końcowym na szkolenie specjalistyczne dla kierowców BOR, kierowanych jest niewiele osób.
Co ze szkoleniem takich nowoprzyjętych kierowców? Wyobrażam sobie, że musi minąć sporo czasu, zanim dochodzą do perfekcji za kółkiem.
Wie pan, nie ma kierowcy wyszkolonego w stu procentach. Do perfekcji można tylko dążyć. W BOR szkolenia zaczynamy przede wszystkim od zapoznania kierowców z nowymi samochodami, bo w BOR nie dysponujemy jedną marką czy modelem, a każdy z pojazdów musi być szczegółowo przedstawiony. Dopiero potem odbywają się szkolenia typowo praktyczne, czyli te na placach ćwiczeń, torach szkoleniowych, lotniskach. Tutaj kształtujemy tzw. pamięć mięśniową - odruchy, które uruchamiają się w nietypowej sytuacji na drodze. Nie jest też tak, że od razu po zaliczeniu tych szkoleń kierowca będzie zajmował się osobami chronionymi. Najpierw musi zdobyć odpowiednie doświadczenie wykonując inne zadania. Do grupy ochronnej trafiają tylko najlepsi kierowcy.
Na placach czy torach korzystacie z zaawansowanych technologii, których nie mają na przykład zwykłe szkoły nauki jazdy?
Nie, nie. Przyrządy, które nam służą przy szkoleniach, to są zwykłe słupki i pachołki, które występują wszędzie, wykorzystujemy jedynie specjalne techniki jazdy. Poza tym oczywiście korzystamy z płyt poślizgowych, no i ćwiczymy jazdę w różnych warunkach atmosferycznych.
Szkolicie się tylko w Polsce?
Naturalnie, większość szkoleń odbywa się w Polsce. Staramy się, żeby to były kilkudniowe obozy wyjazdowe, ze względu na to, że podczas takich wyjazdów uczymy się też pracy w zespole. Chcę też zwrócić uwagę, że szkolenie obejmuje chociażby zapoznanie się z topografią miast. Musimy przecież wiedzieć, gdzie są zlokalizowane najważniejsze obiekty w państwie, jaka jest trasa, jak ominąć korki. To wszystko wpisuje się w bardzo ważną dla naszego zawodu cechę, czyli w umiejętność przewidywania sytuacji. Natomiast kilka razy w roku, instruktorzy jazdy BOR odbywają szkolenia zagraniczne, organizowane przez zaprzyjaźnione zagraniczne służby ochronne oraz koncerny motoryzacyjne. Na takich szkoleniach mamy okazje zapoznawania się z nowinkami technologicznymi oraz testowania nowych technik, które później przekazywane są na szkoleniach dla funkcjonariuszy BOR.
A jak ta praca wygląda tak na co dzień? To nie jest robota od 9 do 17.
Zdecydowanie nie. Pracujemy wtedy, kiedy tego od nas wymagają, a więc od wczesnych godzin porannych do popołudniowych, a czasem nawet późno wieczornych. 24 godziny na dobę jesteśmy do dyspozycji osób ochranianych, nasza praca zależy od planu dnia osoby ochranianej. Zdarza się tak, że wyjeżdżamy przed świtem, a wracamy do domu o północy.
Co dla pana jako dla kierowcy wydaje się w tym zawodzie najtrudniejsze? Do czego przykłada pan największą wagę?
Niezwykle ważna jest koncentracja. Jeśli mówimy ogólnie o bezpieczeństwie, to każdy prowadzący pojazd musi być skoncentrowany, ale w naszym przypadku koncentracja musi być jeszcze wyższa. Tak naprawdę trudno dziś mówić o naprawdę poważnych trudnościach. Porównując "dzisiaj" i "kiedyś", to mamy ciągle wprowadzane nowe technologie, jak systemy telefonii i łączności czy choćby nawigacja GPS, które pozwalają lepiej wykonywać nasze zadania.
Porozmawiajmy o technice prowadzenia samochodu. Chyba najczęściej spotykany przejaw waszej działalności to te kolumny pojazdów na sygnałach, które przemykają przez miasto. Jakie są zasady jazdy w takich kolumnach?
Przede wszystkim bliskość pojazdów, czyli jazda na tzw. "zderzak w zderzak". Mamy też różne taktyki, które gwarantują bezpieczeństwo przemieszczania się. Obejmują np. odpowiednie rozmieszczenie samochodów w kolumnie, prędkość, odległości od pojazdów w kolumnie. Nie mogę jednak ujawnić szczegółów. Żelazną zasadą jest też zaufanie do pozostałych kierowców BOR. My „zgrywamy” się cały czas. Nie ma momentu, w którym będzie można powiedzieć, że jesteśmy wyszkoleni na tip-top.
Nawet doświadczeni kierowcy wciąż uczestniczą w szkoleniach?
Dokładnie, szkolenia są organizowane permanentnie. Mało tego, każdego roku zdajemy egzaminy z przepisów ruchu drogowego. Ustawodawcy wprowadzają do kodeksu tyle nowelizacji, że wymaga to od nas ciągłego rozwoju: praktycznego i teoretycznego. Proszę też zwrócić uwagę, że nasza flota jest dosyć zróżnicowana, obejmuje kilka rodzajów samochodów: osobowe, SUV-y, tylnonapędowe, z napędem 4 na 4, autobusy… Każdy z kierowców musi doskonalić się w jeździe wszystkimi rodzajami pojazdów, ponieważ nie wiadomo jakie zadania będzie musiał wykonywać. Często zdarza się, że jedziemy w las samochodem z napędem na cztery koła, a potem limuzyną na oficjalne spotkanie. Tak samo może to być wycieczka krajoznawcza SUV-em, a może przewóz kilku osób autobusem. Wachlarz naszych umiejętności musi być szeroki.
A jak pan i pańscy koledzy oceniacie innych kierowców, kiedy jedziecie przez centrum miasta w kolumnie? Potrafią się zachować?
Oczywiście kiedy to jest teren zabudowany, a niektórzy stoją w korkach, to niechęć do nas jest duża. Problem polega na tym, że według mojej i niektórych kolegów opinii, 70 proc. polskich kierowców po otrzymaniu prawa jazdy w ogóle nie zagląda do przepisów. Gdzieś one im umykają i przeważnie nie wiedzą, jak powinni się zachować napotykając oznakowaną kolumnę. Zawsze podkreślam, że w większości przypadków wystarczy delikatnie zjechać i przystanąć. Nikomu nie każemy wjeżdżać na krawężniki czy trawniki, ani wpadać do rowów.
Mówi pan, że Polacy-kierowcy nie znają za bardzo przepisów. Jakie są według pana najczęściej popełniane przez nich na co dzień błędy?
Numer jeden to oczywiście prędkość i niedostosowanie jej do warunków. Poza tym kierowcy nie czytają znaków. Jak jest oznaczenie niebezpiecznego zakrętu w jedną czy drugą stronę, to wiadomo, że ktoś ten znak postawił nie po to, by można było oprzeć o niego rower, a po prostu ten łuk ma dany kąt i trzeba zachować ostrożność. Do kierowców to jednak nie przemawia.
Mogliby się czegoś nauczyć od BOR-owców?
Ja bym proponował zacząć od podstaw, czyli od pozycji za kierownicą, bo czasem można zaobserwować, że ktoś nie potrafi nawet odpowiednio ustawić fotela czy lusterka. Gdyby porównać postawę zwykłego kierowcy i tego z BOR, to one się diametralnie różnią. Nie ma u nas czegoś takiego jak leżenie w samochodach, czyli przesadne rozkładanie fotela. Nie ma też jazdy na zimny łokieć, która nie jest bezpieczna. Generalnie podstawowa różnica między nami jest taka, że kierowca Biura podczas wykonywania swoich zadań jest stale skupiony na tym, co robi. A przeciętny Kowalski wsiada do samochodu i po prostu jedzie z miejsca A do miejsca B.
Pan tę postawę z pracy stosuje też w cywilu?
Jestem cały czas kierującym pojazdem, więc dla mnie to jedna para kaloszy. Można to porównać do kucharza. Jeśli jest profesjonalny i w pracy potrafi siekać cebulę na tysiąc sposób, to jak przychodzi do domu, nie robi tego od niechcenia.
Zastanawiam się, czy jakieś ćwiczenia, które wy wykonujecie na placach manewrowych, mogą się przydać zwykłemu kierowcy. Może na przykład wychodzenie z poślizgu…?
Ogólnie rzecz biorąc można wprowadzić samochód w poślizg i później starać się z niego wyjść, ale my polecamy raczej korzystanie ze szkoleń, samo wprowadzenie w poślizg nic nie daje i nie uczy. Ktoś musi przekazać wiedzę, co zrobić wcześniej, a co później.
A w pracy kierowcy Biura Ochrony Rządu zdarzają się w ogóle ekstremalne sytuacje, jak np. właśnie poślizgi?
Proszę pamiętać, że to nie samochód wpada w poślizg, tylko prowadzący wprowadza w poślizg pojazd. My nie możemy sobie pozwolić na tzw. pójście bokiem na zakręcie, bo nie ma sensu szkolić się, a potem ryzykować coś takiego. Owszem, różne sytuacje się zdarzają, ale nie dotyczą samej techniki prowadzenia samochodu. Każdego roku przemierzamy setki tysięcy kilometrów, a wypadków jest naprawdę śladowa ilość. To najlepiej świadczy o naszym wyszkoleniu.