Post z zakładu karnego na Facebooku, albo Twitterze? Choć dla wielu brzmi to kuriozalnie, eksperci od więziennictwa i resocjalizacji nie mają wątpliwości, że zakłady karne muszą jak najszybciej przestać udawać, że cyfrowy świat nie istnieje. - Nie możemy zgodzić się na to, że wiezienia są w ciemnej przedinternetowej erze - przekonuje szef brytyjskiego więziennictwa Nick Hardwick. - Dostęp do sieci i portali społecznościowych to lepsze morale i resocjalizacja osadzonych - dodaje dr Paweł Moczydłowski, były szef polskiej Służby Więziennej.
Karę pozbawienia wolności nikomu nie jest łatwo odbyć. Miesiące, a zwykle nawet całe lata spędzone za kratami zostawiają piętno na psychice i zmieniają raz na zawsze. W dużej mierze dlatego, że osadzeni na długi czas zostają odseparowani od normalnego życia i świata zewnętrznego. Większość sądzi, że to zasłużona kara. Owszem, ale na wolność wychodzą ludzie zupełnie nieprzystosowani i wtedy cierpimy za to wszyscy. Wiele mógłby zmienić tymczasem... internet.
Z najnowszych raportów dotyczących sytuacji w więziennictwie na Wyspach 94 proc. zarządzających placówkami karnymi oceniło dodatkowo, iż umiejętność posługiwania się nowymi technologiami jest ważnym elementem resocjalizacji i musi stanowić element codziennego życia. Także tego, które toczy się za kratami. Niektórzy więziennicy chcą poprzestać na nauce teorii, ale większość nie ma wątpliwości, że internet w celi może mieć zbawienny wpływ na morale osadzonych i zwiększa ich szanse na realną resocjalizację.
W Anglii i Wali tematem dyskusji pozostaje dziś już właściwie tylko to, jakie wymagania techniczne powinien spełniać więzienny internet. Placówki będą musiały bowiem cenzurować sieć w sposób podobny do tego, jak robią to na przykład reżimy Iranu, czy Korei Południowej. Przestępcom finansowym nikt nie może przecież dać dostępu do usług bankowych w sieci, a gwałciciele raczej nie powinni móc cieszyć się internetową pornografią.
Osadzony ma prawo żyć w sieci
- Nie możemy zgodzić się na to, że więzienia są w ciemnej przedinternetowej erze. Nieefektywne, nieekonomiczne i pozostawiające więźniów niesamowicie nieprzygotowanych do prawdziwego świata, z którym przyjdzie im się zmierzyć, gdy zostaną zwolnieni - przekonuje jednak Nick Hardwick, który odpowiada za więziennictwo w brytyjskim Ministerstwie Sprawiedliwości.
W pełni z jego zdaniem zgadza się także kryminolog i socjolog dr Paweł Moczydłowski, który przez lata był szefem Służby Więziennej. Ekspert podkreśla, że internet w zakładach karnych w Polsce jest dziś być może bardziej potrzebnym rozwiązaniem niż nawet na Wyspach. Szczególnie z wspomnianych przez Hardwicka względów ekonomicznych. Dziś resocjalizacja poprzez kontakt ze światem zewnętrznym polega bowiem na organizowaniu widzeń i specjalnych zajęć z członkami rodziny. - Koszty tego ponoszą zarówno placówki, jak i rodziny, które często muszą wydać ostatni grosz, by z drugiego końca kraju dotrzeć na spotkanie - tłumaczy.
Resocial media
Tymczasem wielu więźniów można byłoby resocjalizować na przykład... Facebookiem. - Myślę, że cześć osadzonych mogłaby własnie utrzymywać kontakt ze światem dzięki portalom społecznościowym. Oczywiście z tego prawa powinni być zapewne wyłączeni przestępcy najbardziej niebezpieczni, których trzyma się pod specjalnym nadzorem. Jednak pozostali w ten sposób mogliby dużo lepiej przygotowywać się do wyjścia na wolność. Bez wątpienia pomogłoby im to także pomóc w zniesieniu kary - tłumaczy były szef SW.
I gdy w Wielkiej Brytanii mówi się dziś raczej o oddaniu w ręce tamtejszych osadzonych swego rodzaju kawiarenek internetowych, w których korzystaliby z zabezpieczonej przed ich potencjalnymi pokusami sieci pod okiem wychowawców i strażników, dr Moczydłowski sugeruje w internetowej rewolucji w zakładach karnych jeszcze dalej. Jego zdaniem, przesadą nie jest wizja placówek, gdzie komputer jest w każdej celi, albo i osobny może mieć każdy z osadzonych.
- To tylko kwestia dla informatyków, jak sprawić, by internet w ich rękach był bezpieczny. A czy posty z zakładu karnego na Facebooku to coś nierealnego? Myślę raczej, że w relatywnie krótkim czasie będzie to coś zupełnie normalnego - ocenia ekspert.