Po odbyciu swoich kar pedofile często wychodzą z więzień i dalej molestują dzieci. Wszystko przez to, że polski system prawny nie zapewnia odpowiedniej izolacji pedofilów. A niedługo przecież więzienia opuszczą pedofile, którzy za czasów PRL również zabijali dzieci.
Roman B. siedział w więzieniu 12 lat. Wyszedł na początku września 2013. Karę odbywał za gwałt i molestowanie sześciorga dzieci w wieku od 6 do 10 lat. Raptem miesiąc po wyjściu z więzienia brutalnie wykorzystał 10-latka, który odniósł obrażenia. Ofiara rozpoznała Romana B., ten znowu poszedł siedzieć. Roman B. był skazywany za pedofilię, jak podkreśla "Rzeczpospolita", co najmniej dwa razy - i łącznie za kratami był 17 lat.
Romana B. nikt nie leczył, ani w więzieniu, ani po wyjściu z więzienia, bo sąd stwierdził, że B. powinien przebywać w zakładzie, "gdzie można leczyć anomalie psychiczne". O pedofilii ani słowa.
Gazeta zaznacza, że takie przypadki pokazują jedno: polskie prawo nie radzi sobie z pedofilią i jej izolowaniem od społeczeństwa. Pedofile wychodzą na wolność i dalej krzywdzą dzieci. Tylko w 2012 roku skazano za to 868 osób - ale ani jedna z nich nie dostała najwyższych wymiarów kary, czyli 25 lat więzienia lub dożywocia. Ba - połowa pedofilów dostała wyroki w zawieszeniu, zaznacza "Rz".
"Rzeczpospolita" pisze też o przypadkach, o których my wspominaliśmy dużo wcześniej: Mariuszu Trynkiewiczu, pedofilu-mordercy, który za czasów PRL dostał karę śmierci, ale już wtedy takie wyroki były zawieszone. Był to 1988 rok, wtedy też w życie weszła amnestia - i wyroki śmierci zamieniano na 25 lat więzienia. Trynkiewicz zabił trzech 10-11-letnich chłopców, do jednego z nich się przyznał. Niedługo wyjdzie z więzienia i bardzo długo nie wiadomo było, co z nim zrobić.
Ministerstwo Sprawiedliwości przyszykowało już przepisy, które mają dawać kontrolę nad takimi ludźmi - będą oni osadzani w Krajowym Ośrodku Terapii Zaburzeń Psychicznych, specjalnych placówkach medycznych lub pod nadzorem policji. Takimi sankcjami mieliby być traktowani tylko ci przestępcy, u których istnieje prawdopodobieństwo ponownego popełnienia "czynu zabronionego". Decydować o tym miałby dyrektor więzienia - jeśli podejrzewa, że pedofil będzie dalej atakował dzieci, może zwrócić się o opinię biegłych, ci zaś mogą zwrócić się do sądu opiekuńczego o przymusowe leczenie psychiatryczne.
Niestety, wielu prawników wskazuje, że przepisy te powodują, że prawo działa wstecz, więc jest są niepoprawne. Minister Sprawiedliwości Marek Biernacki zapewnił jednak, że jego resort dokładnie sprawdził poprawność ustawy i że jeśli zostanie uznana ona za niezgodną z konstytucją, to on sam poda się do dymisji.
O ile jednak o ministra nie należy się martwić, to już o dzieci - owszem. Bo jeśli nowe przepisy nakładające nadzór na pedofilów okażą się nieprawidłowe, to wówczas pedofile-mordercy wyjdą na wolność i nikt nie będzie miał nad nimi kontroli. No chyba, że dojdzie do samosądów i linczów, co biorąc pod uwagę (nie)sławę ludzi takich jak Trynkiewicz, jest całkiem prawdopodobne.