W lipcu ubiegłego roku strażniczka miejska Agnieszka Hołda zatrzymała 20-letniego Norberta, który w parku nabijał szklaną lufkę z marihuaną. Podczas interwencji udało się założyć kajdanki na lewą dłoń zatrzymanego. Potem wersje wydarzeń się zaczynają rozchodzić. Strażniczka twierdzi, że chłopak na nią upadł, zaś on mówi, że złapała go i upadła do tyłu. Koniec końców Hołda mówi, że przez Norberta zerwała więzadła i pękła jej łękotka, więc w sądzie domaga się odszkodowania w wysokości 60 tysięcy złotych.
Dopiero dwa miesiące po zdarzeniu strażniczka miejska zgłosiła się do lekarza z rzekomą kontuzją. Na dodatek nigdzie nie złożyła skargi na zatrzymanego, kiedy sprawa trafiła do policji, a na komisariat udała się na rowerze. Trzeba też dodać, że prokuratura umorzyła dochodzenie przeciwko Norbertowi, gdyż szkodliwość społeczna jego czynu była znikoma.
Tymczasem Hołda po jakimś czasie pozwała chłopaka za uszkodzenie jej ciała. Twierdzi, że przez niego nie może normalnie wykonywać zawodu. Jednak jak wykazali dziennikarze „Gazety Wyborczej”, strażniczka czynnie uprawia różne sporty, wśród nich kick boxing. To z powodu kontuzji odniesionej podczas uprawiania tej ostatniej dyscypliny Hołda obecnie przebywa w szpitalu.
Na niekorzyść strażniczki świadczą między innymi jej wpisy na Facebooku. Tuż po zdarzeniu pisała, że jedzie nurkować do Norwegii. Następnie opublikowała zdjęcie siebie w ciężkim stroju do zwiedzania morskich głębin. Na dodatek Hołda fizycznie dominuje nad Norbertem. Chłopak nie dość, że ma poważną wadę serca, to na dodatek jest znacznie mniejszy od kobiety. Ma 160 cm wzrostu i waży 48, w porównaniu z 175 cm wzrostu strażniczki i jej atletyczną budową.
Dlatego narastają pytania, czy rzeczywiście Hołda, zwana w Lublinie superstrażniczką, bo ma na koncie zatrzymania wielu chuliganów, została kontuzjowana przez Norberta. Czy może po prostu znalazła ofiarę, który zapłaci za leczenie kontuzji, które nabyła podczas uprawiania swojego hobby?