Solidarna Polska złoży wniosek o skrócenie kadencji Sejmu i przedterminowe wybory. – Upadek, degeneracja dzisiejszej władzy nawiązuje do tego, co działo się w okresie Rywinlandu – mówi szef partii Zbigniew Ziobro w "Bez autoryzacji".
Żeby wasz wniosek o rozwiązanie Sejmu miał rację bytu, musicie dogadać się z Prawem i Sprawiedliwością. Poprą wniosek?
Musimy zdobyć z całą pewnością 15 podpisów, żeby taki wniosek złożyć i klub Solidarnej Polski ma taką możliwość. Ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji. Dzisiaj zbiera się zarząd i będzie o tym rozmawiał. O godz. 13 w Sejmie ogłosimy swoją decyzję. Argumentacja, która leży u podstaw wniosku jest związana z ogólnym złym poziomem rządu i klasy politycznej, która jest na wskroś skorumpowana.
Mamy nagrania, które pokazują bez makijażu, co robią politycy Platformy Obywatelskiej. Składają wzajemnie na siebie zawiadomienia do prokuratur, piszą listy bądź udzielają wywiadów wskazujących, że dochodzi do korupcji i załatwiania stanowisk w firmach zależnych od Skarbu Państwa, takich jak KGHM, a nawet oddawanie za bezcen nieruchomości państwowych. To pokazuje, że korupcja przeżera partię rządzącą, która ma wszelkie narzędzia władzy w Polsce.
Zawieszono osoby zamieszane w nagrania.
Problem jest tym większy, że premier nie chce dostrzegać problemu, nie chce zająć jasnego i zdecydowanego stanowiska wobec przypadków korupcji. Premier zapowiedział, że będzie wyciągał konsekwencje wobec tych, którzy ujawniają korupcję, przedstawiają dowody.
To logika charakterystyczna dla gangów, mafii, gdzie złamanie omerty grozi różnymi konsekwencjami, łącznie z eliminacją delikwenta. Z tą różnicą, że tam się eliminuje w sensie fizycznym, a tutaj się unicestwia w sensie politycznym, pozbawiając człowieka szans na funkcjonowanie we wspólnocie politycznej.
Upadek, degeneracja dzisiejszej władzy nie tylko przypomina, ale nawiązuje do tego, co działo się w okresie Rywinlandu. Już to ujawniałem, działając w komisji ds. Rywina. Teraz to właściwy moment, aby upomnieć się o władzę uczciwą, bo tylko władza uczciwa to jest władza dobra.
To może wystarczy tak jak wtedy powołać komisję śledczą?
Paradoks polega na tym, że w czasach Millera i Kwaśniewskiego z uwagi na spory w tamtym środowisku, pojawiła się wola powołania takiej komisji. Dzisiaj nic tego nie zapowiada i nie widać, by po stronie rządzących taka wola się pojawiła. Przecież premier Tusk zapowiada ściganie tych, którzy ujawnili korupcję, tym bardziej trudno sobie wyobrazić, by zgodził się na powołanie komisji śledczej, która miałaby tę korupcję obnażać, ujawniać jej rozmiary.
Wcześniejsze wybory w czymś pomogą?
Złą władzę trzeba odsuwać – to jest logika demokratyczna. A to jest władza zła, która nie radzi sobie z zaspokajaniem podstawowych potrzeb Polaków, nie radzi sobie z kryzysem systemu emerytalnego, nie radzi sobie z kryzysem demograficznym, nie radzi sobie z trudną sytuacją gospodarczą, nie ma żadnego pomysłu, by wyjść z tego punktu, w którym utknęła nasza gospodarka.
Nie mówię już o wymiarze sprawiedliwości czy usprawnianiu państwa – miało być 100 tys. urzędników, a jest 100 tys. więcej, część zatrudniona za pomocą tych mechanizmów, które ujawniają teraz politycy Platformy. Tę władzę trzeba odsunąć i jest ku temu okazja – kompletna kompromitacja, ujawnienie mechanizmów korupcyjnych w partii rządzącej. Jest to wystarczający argument, by w imię dobrej władzy upomnieć się o zmianę, która da jakąś nadzieję.
Donald Tusk jest ojcem chrzestnym tej mafii czy po prostu nie wie, co na dole tych struktur się dzieje?
Można na to spojrzeć z dwóch punktów widzenia. Pierwszy to jest ocena polityczna, która z całą pewnością czyni premiera odpowiedzialnym za ten system w korupcji, który się wytworzył w Polsce. Z informacji medialnych wynika, że jego skala jest ogromna, że ujawniono tylko jakieś fragmenty. Przecież media podają, że to dzielenie synekur, obsadzanie rad nadzorczych są stałym elementem rządów Platformy Obywatelskiej.
Widzimy, że ten mechanizm łapczywego przejmowania kąsków państwa, żerowania na państwie przez polityków PO nabrał masowego charakteru. Teraz, na kanwie konfliktu Donald Tusk - Grzegorz Schetyna widzimy tylko wierzchołek góry lodowej.
A drugi punkt widzenia?
A jeśli pan pyta o odpowiedzialność karną, to to już kwestia prawna. Wiceprezes Solidarnej Polski pani Beata Kempa złożyła zawiadomienie do Prokuratora Generalnego domagając się śledztwa, w ramach którego prokuratorzy zbadaliby, czy premier dysponował wcześniej wiedzą o korupcyjnych praktykach, które miałyby być narzędziem wycięcia jego głównego rywala Grzegorza Schetyny.
Już rzymianie pytali, gdy dochodziło do przestępstwa, kto miał w tym interes. Jeśli zastanowimy się, kto miał interes w wycięciu Grzegorza Schetyny, to wcale nie Jacek Protasiewicz, który wcale nie chciał startować. Wiemy, że była to rozgrywka między dwoma do niedawna głównymi postaciami Platformy, czyli Tuskiem i Schetyną.
Wyeliminowanie Grzegorza Schetyny było z punktu widzenia Tuska sprawą zasadniczą. Wszyscy wiedzieli, że jeśli Tuskowi powinie się noga, to Schetyna będzie pierwszym, który zażąda jego politycznej głowy. Tutaj rodzi się pytanie, czy Donald Tusk godził się na takie praktyki. Premier poniekąd udzielił na nie odpowiedzi, bo kiedy miał okazję powiedzieć, że żelazem będzie wypalał korupcję, powiedział że właściwie nic się nie stało.
Takie zachowanie bardzo uprawdopodabnia twierdzenie, że Donald Tusk wiedział o korupcji i ją akceptował. Mówię to, kierując się doświadczeniem życiowym. Ale na to pytanie musi ostatecznie odpowiedzieć śledztwo. Jeśli prokurator to potwierdzi, to oznaczałoby to nieuchronność zarzutów natury korupcyjnej, jakie powinny być postawione premierowi Tuskowi.