Od kilkudziesięciu lat polskie blokowiska maluje się na wcale nie tak delikatne, ale mimo wszystko "pastelowe" kolory - różowy, błękitny, fioletowy, cytrynowy, limonkowozielony. Każdy budynek ma inny kolor, a całość wygląda jak rozsypane na trawie, spłowiałe klocki Lego. Na nieszczęsną "pastelozę" współczesnych blokowisk narzekają urbaniści, historycy sztuki, estetycy i aktywiści miejscy, jednak z roku na rok przybywa ohydnych kolorów w przestrzeni miejskiej. Dlaczego?
Według Filipa Springera, twórcy przywoływanego w tytule terminu, "najgroźniejsze trucizny powstają w trakcie opracowywania leków - próbowano wynaleźć lekarstwo na szarość, pomyślano, że jak się ja zamaluje, to będzie lepiej". Rzeczywiście - smutne, szare blokowiska, będące reliktem PRLu, starano się jakoś "ożywić". Pomalujmy fasady różowo, zielono, żółto, będzie przyjemniej!
Niezwykłe zamiłowanie Polaków do rozmytych - lub wręcz przeciwnie, aż nazbyt wyrazistych - kolorów blokowisk rozpoczęło się najprawdopodobniej wraz z momentem przełomu ustrojowego. Nowy porządek polityczny wymagał również wizualnego rozliczenia z przeszłością, najlepiej natychmiastowego. Najprostszym sposobem na zmianę charakteru otoczenia - z socjalistycznego na kapitalistyczny - było pokrycie wielkiej płyty styropianem i kolorową farbą.
Tęczowy SolPol
Według Springera pomysł został zapoczątkowany w 1993 roku przez wrocławski SolPol, czyli dom handlowy we wszystkich kolorach tęczy. Jednak wydawać by się mogło, że nieszczęsna "kolorowa" architektura pojawiła się niczym przerażająca zjawa, symultanicznie, w kilku miejscach w całym kraju na początku lat 90.
Co ciekawe, nie zniknęła wraz z rozwojem nowego systemu, wydawałoby się również, że protesty mieszkańców, pisarzy oraz artystów tylko wzmacniają zamiłowanie Polaków do "wesołych" kolorów, w rzeczywistości powodujących - przynajmniej w autorce tego tekstu - dojmujące poczucie smutku i beznadziei.
Kolorystyczna degrengolada pojawia się przede wszystkim w przestrzeniach blokowisk wielkich miast oraz na ścianach i dachach prywatnych domów na prowincji. Również budynki użyteczności publicznej, które powinny świecić przykładem, świecą jaskrawymi fasadami. Wydawać by się mogło, że architektoniczne dokumenty dawnych czasów są chronione czujnym okiem konserwatora zabytków- niedawna restauracja pałacu w Wilanowie czy budynku stołecznej Akademii Sztuk Pięknych może być przykładem na to, jak mylne są oczekiwania niektórych środowisk konserwatorskich, "szanujących" upływ czasu.
Wolnoć Tomku...?
Historyk architektury, doktorant w Instytucie Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego i słuchacz Collegium Invisible, Makary Górzyński uważa, że powody estetycznego chaosu w modernizacji polskich blokowisk są zróżnicowane. – Rezygnacja z państwowej polityki planistycznej w ostatnich dziesięcioleciach, brak kontaktów między spółdzielniami i administratorami osiedli a plastykami i architektami, dowolność i niezborność prawna - to tylko jedne z powodów - mówi doktorant. Nierzadko w jednym mieście spotykamy obok siebie podobne w założeniu projektantów osiedla czy pojedyncze budynki, które po termomodernizacji otrzymują różne, często sprzeczne kolory - dodaje.
Niestety, projektanci na kolorach nie poprzestają: w płaszczyznach fasady umieszczają różnokolorowe zygzaki, figury geometryczne, pseudoobramienia okien, a nawet infantylizowane zwierzęta czy rośliny. Dlaczego tak się dzieje? – Sądzę, że istotna jest tu potrzeba estetyzacji codziennego otoczenia - paradoksalnie, "pasteloza" i jej przejawy wynikają także i z pewnej troski o estetykę - odpowiada Górzyński.
– Niestety, często o kolorach może decydować przypadek albo obiegowe wyobrażenia - "jak będzie kolorowo, to ładniej". Naiwna estetyka i łatwość w rysowaniu "esów floresów" na elewacjach, brak zaplecza specjalistycznego, chęć redukcji kosztów (po co wydawać pieniądze na profesjonalistów) - to kolejne wątki. Zabrakło jednakże i rozsądku na poziomie samorządów i innych władz, bo w Polsce z realnego planowania urbanistycznego i troski o porządek estetyczny po prostu zrezygnowano - wyrokuje historyk.
Z pewnością rola państwa jest tu kluczowa, jednak - jak widać na załączonym obrazku - niewystarczająca. Być może zmienią to nagminnie pojawiające się akcje obywatelskie? Przykładem może być inicjatywa dwóch raperów - L.U.C.'a i Sokoła, którzy na stronie internetowej pospoliteruszenie.com piętnują najbrzydsze i najbardziej jaskrawe bloki. Tylko czy głosy mniejszości przytłumią estetyczne zamiłowania projektantów rodzimych blokowisk?