Rodzice powinni mieć możliwość decydowania, czy chcą posłać dziecko do szkoły w wieku 6 czy 7 lat - twierdzi poseł PiS i były nauczyciel Marek Łatas. Jego zdaniem, trzeba też walczyć o solidną edukację historyczną, bo inaczej uczniowie mają "niepełny dostęp do wiedzy".
Pan jest za zniesieniem obowiązku szkolnego dla 6-latków?
Marek Łatas, PiS: Tak, jestem za zniesieniem tego obowiązku. To rodzice powinni decydować, czy ich dziecko jest gotowe do podjęcia nauki w szkole w wieku 6 czy 7 lat. To rozwiązanie, które było wcześniej, było dobre.
Dlaczego? Czy to kwestia tego, że jak mówi wielu rodziców, szkoły są nieprzygotowane?
Na pewno nieprzygotowanie szkół to jeden z najważniejszych argumentów. Taki 6-latek idzie do szkoły, spotyka się z umywalką na 80 cm, pisuarem na 60 cm, nie może z nich skorzystać, w szkołach nie ma świetlic. Pani minister podczas debaty na ten temat mówiła, że wszystko gotowe, że sprawdziły to sanepidy. Ale sanepid sprawdzał to pod kątem przyjmowania dzieci w ogóle, a nie konkretnie 6-latków.
Zresztą sama minister mówiła, że nieprzygotowanych jest około 10 proc. szkół. To oznacza, że co najmniej kilkaset dzieci pójdzie w warunki, które nie są dla nich. Wielu rodziców, którzy do tej pory skorzystali z możliwości posłania 6-latków do szkoły, twierdzą, że drugi raz by tego nie zrobili.
Idźmy dalej tropem referendum: zlikwidowanie gimnazjów i powrót do systemu 8 lat podstawówki i 4 lata liceum. Tak czy nie?
Jak najbardziej zlikwidować gimnazja. Jestem praktykiem, zanim zostałem posłem, do 2005 roku byłem dyrektorem zespołu szkół techniczno-ekonomicznych, który przyjmował gimnazjalistów. Uważam, że gimnazja są złe. Reforma zapoczątkowana przez Buzka się nie sprawdziła, nawet jeśli przyświecała jej szczytna idea. W gimnazjum miałem ogromne problemy wychowawcze z uczniami. Tam tworzą się grupy, z jednej ulicy, dzielnicy, wioski, które chcą dominować. Grupy próbowały wprowadzać zasadę "my rządzimy rządzimy w tej szkole", do tego dochodziła agresja.
Model ośmiu klas szkoły podstawowej, gdzie zaczyna się wychowanie i trwa ono do momenty, kiedy dzieci się zmieniają, zaczynają im buzować hormony, był dobry. Powrót do tego modelu jest zresztą w programie PiS.
W referendum jest też pytanie o lekcje historii: "Czy jesteś za przywróceniem w liceach ogólnokształcących pełnego kursu historii oraz innych przedmiotów?". Pana zdaniem to odpowiednio sformułowane pytanie do referendum? Bo nie wiadomo co to jest "pełny kurs" ani o jakie "inne przedmioty" chodzi. A Polacy mają decydować.
To faktycznie jest mało zrozumiałe pytanie. I może nie jest zbyt szczęśliwie sformułowane, ale chodzi przede wszystkim o to, by historia wróciła jako pełny przedmiot. Bo jeśli ma to wyglądać tak, jak teraz, to kształcimy ludzi, którzy mają ograniczony dostęp do wiedzy.
Pana zdaniem historii pilnie powinni się uczyć nawet ci, którzy są bardziej zainteresowani matematyką, biologią lub fizyką?
Tak. Historia to jedna z najważniejszych rzeczy, jaką powinniśmy zaszczepiać młodym ludziom. Pokazywać, co udało się zrobić, czego nie udało się zrobić Polakom, państwu.
Odchodząc od edukacji – "Rz" donosi dziś, że Sejm zostanie rozbudowany za kilkanaście mln złotych. A później zbudowany zostanie kolejny budynek dla posłów, za 50 mln. To potrzebny wydatek?
Ja mieszkam jako poseł w pokoiku sejmowym, to nieduży pokoik, ale wystarczy. Uważam, że nie ma sensu budowanie kolejnych obiektów dla Sejmu, to zbędny wydatek. Tak samo jak zmiana telewizorów czy kupienie iPadów. Przecież każdego z nas stać na iPada i kto chce, mógłby kupić go sam. Rozbudowanie Sejmu to mnożenie administracji, która w tej kadencji i tak już się bardzo rozrosła. No, ale taką, a nie inną decyzję podjęła pani marszałek Sejmu.