Celebryci nie chcą o niej mówić, to temat tabu. W rozmowach "ścianka" po prostu nie istnieje, a jeżeli już, to tylko jako obiekt drwin lub namacalny dowód gwiazdorskiego, ostentacyjnego ekshibicjonizmu. Mimo to wszyscy pchają się, by pozować do zdjęć na tle "listy płac" sponsorów imprezy. Dobrze jest zrobić głupią minę, pokazać znaczący fragment ciała, położyć rękę na pośladkach nowej narzeczonej. Podchwycą to portale plotkarskie, napiszą o "szokującej wpadce" lub "dramatycznym skandalu". I po co to komu?
Sławne "ścianki" pojawiły się w Polsce na przełomie XX i XXI wieku - pierwsze kartony z logotypami przeróżnych marek stanęły w przestrzeni sal bankietowych pod koniec lat 90.
– Zwyczaj ściągnęliśmy z zagranicy, polscy sponsorzy go podchwycili i tak wszystko się zaczęło – wyjaśnia dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska . I dodaje: – To prawdziwe "ściany płaczu", do których modlą się celebryci: trzeba mieć sporą motywację, czy raczej desperację, żeby na nich stać, prezentować się, lansować. Zazwyczaj wynika to z beznadziejnej próby zwrócenia na siebie uwagi, na to, że ma się nowe usta, cycki, kieckę czy narzeczonego - choć to ostatnie jest raczej nietrwałe – ironizuje.
Żywe mięso
Znani ze swojej sławy ludzie bardzo często czekają w długich kolejkach, żeby stanąć "na ściance", niektórzy są nawet skłonni, żeby za to zapłacić. – Tak jak w PRL-u stało się w kolejce po mięso, teraz stoi się w kolejce do płachty z logotypami sponsorów, tylko że obecnie nie przepuszcza się kobiet w ciąży, każdy musi odstać swoje – mówi Korwin-Piotrowska.
Jej zdaniem dla wielu "ścianka" jest ukoronowaniem całodziennych starań, czyli przymierzania ciuchów, trefienia włosów, wstrzykiwania botoksu i robienia sobie makijażu. – To rodzaj estetyczno-egotycznego orgazmu, który dla większości celebrytów oznacza główny cel w życiu – ocenia.
W tym momencie pojawia się pytanie, jacy ludzie pozują do zdjęć na tle nieszczęsnej "ścianki". Dla Karoliny Korwin-Piotrowskiej odpowiedź jest dość oczywista. – To ludzie, którzy są dodatkiem do "ścianki", ich "sława" kończy się właśnie tam. Jeżeli prześledzilibyśmy zdjęcia z imprez z ostatnich kilku lat, doskonale zobaczylibyśmy, o co tak naprawdę ze "ścianką" chodzi: pojawiają się tam ludzie, którzy są znani właśnie z bywania na imprezach i "skandali" jakie na nich wywołują, z niczego innego – mówi Korwin-Piotrowska.
Przykry obowiązek?
Dla wielu "sławnych i lubianych" przyjście na imprezę i zapozowanie do zdjęcia w najbardziej charakterystycznym jej punkcie to szansa na dodatkowy zarobek. – Fotografowanie się na ściankach to element mojego funkcjonowania i codzienności w show biznesie – mówi w rozmowie z naTemat młoda piosenkarka Natalia Lesz. Jest to część pracy, którą wykonuję, ponieważ funkcjonuję właśnie w takim środowisku. Często jest to związane z kontraktami czy współpracą z daną firmą – dodaje.
Rzeczywiście, jest rzeczą powszechnie wiadomą, że piosenkarze czy aktorzy utrzymują się nie tylko z angażu w serialu czy tantiemów, jakie wypłaca im ZAiKS, ale i z promocji konkretnych artykułów na danej imprezie. Jedna z naszych rozmówczyń zwraca uwagę, że tzw. celebryci mają często zapisane w kontrakcie, że za zrobienie głupiej miny bądź pokazanie golizny w sukience konkretnego producenta dostaną dodatkowe pieniądze i to wcale nie małe. Czy opisany fakt świadczy o ich głupocie, czy raczej o miałkości współczesnej quasi-kultury showbiznesu?
Często "stawanie na ściance" stanowi obowiązek, wynikający z umowy o pracę.
– To nie temat ze mną – kwituje Monika Richardson. – Zawsze chodzę na imprezy, żeby zobaczyć np. nowy spektakl teatralny czy film, albo posłuchać co ma do powiedzenia autor ciekawej książki – mówi z kolei Katarzyna Skrzynecka. – Robienie sobie pamiątkowych zdjęć na "ściance" nigdy nie było moim celem, chyba że ktoś mnie o to wyraźnie poprosi – argumentuje aktorka.
Miłe złego początki
Pierwsze "ścianki" były raczej handlowo-promocyjnym akcentem imprezy. Ustawiano je głównie po to, żeby w jednym, lekkim, nietrwałym i jednocześnie mobilnym punkcie umieścić wszystkie logotypy sponsorów. Na imprezach typu "Doskonałość roku" organizowanych przez czasopismo "Twój Styl" w pierwszej dekadzie XXI wieku sprawdzały się znakomicie.
Nagłe zainteresowanie personalną promocją na tle nazw marek rozpoczęło się w momencie, w którym zatarła się granica pomiędzy VIP-em a celebrytą. Ważna, znacząca postać ze świata kultury, sztuki czy biznesu nie jest bowiem tą samą postacią, co ktoś, kogo jedynym zajęciem jest upijanie się na imprezach i "dobra zabawa" w błyskach fleszy znudzonych powtarzalnością motywów fotoreporterów.
– Obecnie ścianka stała się symbolem obciachu, reprezentuje wszystko to, co jest najbardziej odrażające i miałkie – komentuje Korwin-Piotrowska. To taniocha, cekiny, błyszczący brokat przyklejony na śmierdzący klej. Ale co jest najśmieszniejsze, prawie każdy tam staje, bo ścianki są już w Polsce wszędzie, nawet w drogerii podczas promocji kremu do pięt – kwituje.
Nasza rozmówczyni nieco zaskakująco wyjaśnia, że teraz na mitycznym, odległym Zachodzie nie ma już "ścianek" tak często jak w Polsce. Po prostu, nikt nie prezentuje swoich nowych butów na tle logo sponsora, uwagę koncentruje się na wystroju wnętrza w jakim odbywa się impreza, czy bezpośrednio na jej uczestnikach. Być może to sposób na zakamuflowanie istnienia celebrytów? Jeżeli "ścianka" stanowi symbol niezasłużonej popularności i wszechobecnej głupoty, to może najłatwiej byłoby ją po prostu zlikwidować?
Zburzyć "ściankę"!
Do takiego wniosku dochodzą różne agencje PR-owe, w Polsce – tylko nieliczne. – "Ścianka" to motyw, który bardzo mocno wpisał się w pejzaż imprez promocyjnych, jest ściśle związany z rozwojem mediów plotkarskich, jaki nastąpił w poprzedniej dekadzie – uważa Zofia Bugajna z agencji PR MSLGROUP. – Na jej popularność z pewnością ogromny wpływ miał rozwój mediów typu "people", w tym portali plotkarskich: wtedy to z wypiekami na twarzy zaczęliśmy oglądać celebrytów, oceniać ich wygląd, ubrania, a także życie prywatne – komentuje Bugajna.
Na pytanie o cel funkcjonowania "ścianki" wbrew pozorom nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. – Sami często prowokujemy klientów do zadania sobie tego pytania – odpowiada specjalistka od PR-u. – Czy płachta z logotypami na tle której fotografują się celebryci ma wymierną wartość dla marki – w moim przekonaniu nie, ponieważ bardziej liczy się kontekst i content. Jeśli pomiędzy fotografującym się celebrytą a marką brakuje związku, z marketingowego punktu widzenia jest to działanie zbędne, bo nie podnosi prestiżu konkretnego produktu – argumentuje Zofia Bugajna.
– Współcześnie słowo "celebryta" jest zdecydowanie bardziej pozbawione wartości, niż jeszcze kilka lat temu, a z roku na rok podlega coraz większej deprecjacji – tłumaczy Bugajna. I dodaje, że na ściance fotografuje się ciągle te same twarze, których byt medialny, a czasem i materialny, uzależniony jest od „bywania”. – Atrakcyjność takich celebrytów maleje, stąd ich większa skłonność do współpracy, która czasem przeradza się w desperację. Jak dla mnie jest wiele ciekawszych sposobów na budowanie wizerunku marki – kończy specjalistka od PR-u.
Nieszczęsna, demonizowana "ścianka" to w rzeczywistości tylko emblemat kultury nicości, tandetnego blichtru i nudy, zakrapianej rozpaczliwą próbą zwrócenia uwagi na wartości pożądane w systemie ciągłej konsumpcji.
Czy rzeczywiście zburzenie "ścianek" da wymierne efekty? Czy dzięki temu nastąpi powrót do "prawdziwych wartości" i "wielkich ludzi", a nudzący swoim skandalizującym życiem celebryci znikną z plotkarskich rubryk i tym samym z naszego otoczenia? Relacja pomiędzy symulacją szczęśliwego, medialnego życia a rzeczywistością jest zdecydowanie bardziej złożona. Usunięcie ścianki nic nie da – to tylko symbol.