Ten szalony pomysł zaczyna nabierać rumieńców. Polski Komitet Olimpijski chce zorganizować Zimowe Igrzyska. Impreza miałaby się odbyć na terenie Polski i Słowacji, zaś oficjalnym miastem-kandydatem ma być Kraków. Potencjalni organizatorzy przekonują, że warto ubiegać się o Igrzyska, że jest to opłacalne. To nieprawda. Odpadniemy w przedbiegach, a pieniądze wydane na wstępne projekty wyrzucimy w błoto.
Już na samym starcie Kraków wyda 3,75 miliona złotych na usługi firmy, która ma przygotować wstępną kandydaturę miasta. To ona ma wycenić ile kosztować nas będą Igrzyska. Jeśli kwota przypadnie rządzącym do gustu, wydamy kolejne 22,5 miliona złotych. Nie, nie na Igrzyska. Na samo przygotowanie oferty. Biura architektoniczne będą musiały przygotować projekty przyszłych obiektów, dróg, rozwiązań komunikacyjnych. Gramy Va Banque, ale jeśli się nie uda? Stracimy grube miliony złotych.
A jeśli Kraków wygra?
Załóżmy, że jakimś cudem uda nam się wygrać, bo członkowie MKOl zagłosują za kandydaturą Krakowa. Co dalej? Będziemy musieli wybudować od zera wiele obiektów sportowych, hoteli, poprawić infrastrukturę. Za ile? Grubo ponad miliard złotych.
Zacznijmy od obiektów sportowych. Trzeba wybudować tor saneczkowy, tor do łyżwiarstwa szybkiego, wyremontować skocznie narciarskie, wybudować 20 kilometrów trasy do biegów narciarskich, obiekt biatlonowy.
Musimy wybudować też wioskę dla kilku tysięcy olimpijczyków. Jeden projekt mówi o budowie od zera, gdzieś w okolicach Nowej Huty. Częściej padają pomysły o wykorzystaniu akademików, które przeszłyby lifting. Tylko co się stanie z kilkoma tysiącami studentów, którzy tam mieszkają? Czy na czas remontu i igrzysk mają zniknąć? Kto im za to zapłaci?
Przypomnijmy sobie ile inwestycji nie zostało zrealizowanych przed Euro. W samej Warszawie nie zdążyliśmy z metrem i obwodnicą. W Krakowie dotąd nie wybudowano obiecanego na 2012 rok terminalu w Balicach. Teraz pytanie: jak to rzutuje na nasze kompetencje organizacyjne?
Nie mamy szans na Igrzyska
Sam fakt, że słabo wywiązaliśmy się z organizacji jednej globalnej imprezy powinien nas zmusić do zadania sobie pytania: czy gra jest warta świeczki? Po co mamy się ubiegać o Igrzyska, wydawać miliony na projekty i promocję imprezy, skoro i tak się ona nie odbędzie. Już teraz przegrywamy pod względem gotowości do Igrzysk z Monachium, czy Oslo. Egzotyką też nie wygramy, skoro w szranki staje Kazachstan. Mimo to, rzucamy się z ułańską fantazją na projekt „Kraków 2022”.
A na koniec wspomnimy coś o poprzednich Igrzyskach. Inne miasta wcale nie zyskały na tym, że byli gospodarzami tej imprezy. Jest o nich głośno tylko przez moment.
Wszystkim, którzy twierdzą, że Igrzyska byłyby doskonałą promocją dla Krakowa zadajemy pytanie: ile osób pamięta gospodarza Olimpiady Zimowej w 2006 roku? Pamietacie? Naprawdę? Bez sprawdzania w Wikipedii?
Odpowiedź brzmi: Turyn. Lepszą promocję daje im drużyna Juventusu. O igrzyskach szybko się zapomina, a jeszcze szybciej zapomina się o kandydatach, którzy chcieli je zorganizować, ale im nie wyszło. Nie porywajmy się więc z motyką na słońce. Zwłaszcza, kiedy te pieniądze można wydać inaczej.