Dresy, korzystanie z telefonów komórkowych, głośne komentarze, a czasem nawet… pijaństwo. "Zbliżamy się do granicy bólu" – tak o coraz bardziej liberalnych nawykach teatralnej publiczności mówią aktorzy. To cena, jaką płacą za umasowienie teatru. Czy nie zbyt wysoka?
"Kiedyś ta czwarta ściana, jak nazywamy widza, była pełna szacunku i teatr był świątynią. Nawet sposób ubierania był inny. A teraz widz, poprzez fakt, że ma telewizor, często zapomina, że ta czwarta ściana jest przenikalna. I komentuje, lub, mimo komunikatów, nie wyłącza telefonu komórkowego" – skarży się w ostatnim wywiadzie dla agencji Newseria Edyta Olszówka, aktorka Teatru Powszechnego.
Z porównaniem "kiedyś" a "dziś" problem ma wiele kolegów i koleżanek z jej branży. I choć stwierdzenie, że czasy fraków i odświętnych nastrojów w teatrze dawno minęły, brzmi jak banał, problem zachowań widzów, szczególnie dla nich, staje się coraz bardziej palący. – Duch teatru może zginąć. Wkrótce może się on zrównać z kinem – ostrzega Jacek Poniedziałek z warszawskiego Nowego Teatru.
Sztuka w dresie
Najmniej zaskakujące jest dla aktorów to, jak na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat zmienił się teatralny dress code. Wiadomo, że na premierę trzeba się ubrać elegancko, ale "zwykły" spektakl przyjmie dżinsy i T-shirty. – Były czasy, kiedy wyjście do teatru to było święto. Brało się najlepszy garnitur, najlepszą sukienkę… – mówiła kilka tygodni temu w "Dzień Dobry TVN" Marta Żmuda-Trzebiatowska (stale współpracująca z Teatrem Kwadrat).
Były, minęły i nikt się temu nie dziwi. Tyle że dresowy uniform to już, zdaniem wielu aktorów, przesada. A zdarza się coraz częściej. – Tłumaczę sobie, że to cena, jaką teatr płaci za wyjście do ludzi. Ale ludzie sztuki i ludzie teatru powinni równać w górę. Kwestie stroju, przechodzenia przez rzędy czy ogólnie zachowania w teatrze powinny być stale podkreślane. Dobrze, że to się dzieje za sprawą chociażby różnych akcji edukacyjnych – ocenia Poniedziałek.
Z kolei Artur Barciś, który pojawia się na deskach Och-Teatru, zaznacza, że takim zmianom nie jesteśmy w stanie przeciwdziałać. To kwestia kultury. – Jeśli widz przychodzi w dresie, a zdarza się tak, to trudno. Dla mnie ważny jest człowiek, który spośród ogromnego wachlarza form aktywności wybiera właśnie teatr. Przyznam, że pomaga mi fakt, że nie patrzę na widownie w trakcie spektaklu – śmieje się.
Kto dzwoni w teatrze
Barciś i Poniedziałek zgadzają się za to co do tego, że prawdziwą plagą są telefony komórkowe. I tutaj jest sporo do zrobienia. – To jest coś, czego teatr w ogóle nie przewidział, a zdarza się nagminnie. Nie można w ten sposób ingerować w spektakl! Najgorsza jest sytuacja, kiedy komuś zadzwoni telefon, a posiadacz udaje, że to nie jego. Wtedy ja też muszę udawać, że tego nie słyszę, choć czasami to jest bardzo trudne. W przypadku lżejszych sztuk zdarzało się, że aktor przerywał przedstawienie i po prostu prosił o wyłączenie urządzenia – opowiada ten pierwszy.
– To powszechne, że telefony nie są wyłączane, a o zgrozo, coraz częściej się je odbiera. Nie widzę tutaj nawet różnicy między sztukami bardziej i mniej poważnymi – dodaje aktor Nowego Teatru.
W środowisku krążą też anegdoty o jeszcze bardziej skrajnych zachowaniach. Andrzej Nejman w rozmowie z Filipem Chajzerem z TVN na dowód tego, że "obyczaje się zmieniły", opowiedział, jak to pijani młodzi ludzie zasiedli w dwóch pierwszych rzędach i głośno komentowali to, co działo się na scenie. "Było ciężko, ale graliśmy dalej" – wspominał.
Granice postępu
Co dalej? Czego można się spodziewać? Moi rozmówcy przede wszystkim przestrzegają przed tym, by zachowania widzów - takie, których wcześniej teatr nie widział - usprawiedliwiać postępem i umasowieniem sztuki. – Nie da się ukryć, że teatr uległ umasowieniu i widać to również w samych sztukach czy w marketingu. Wychodzi na ulice, czasem też z mocną reklamą, przestaje być elitarny. Tyle że mimo tego, wciąż jest świątynią sztuki i to ludzie, którzy go odwiedzają, powinni się dostosować, a nie odwrotnie – przekonuje Poniedziałek.
Dla niego granicą, do której niebezpiecznie się zbliżamy, jest przeszczepienie do teatrów nawyków z kin. – A być może doczekamy, że ostatnie rzędy będą przeznaczone dla tych, którzy chcą SMS-ować. Nie zmienia to jednak faktu, że wyznacznikiem poziomu widowni będzie sam poziom sztuki i aktorstwa. Im wyższy, tym widz będzie, mam nadzieję, bardziej wymagający – dodaje.
– Jeśli chodzi o telefony komórkowe, to już jest podobnie jak w kinach. Z tą różnicą, że tam takie zachowanie przeszkadza tylko innym widzom, a w teatrze także artystom – narzeka Barciś.