Parafrazując cytat z polskiego klasyka: do kin trzeba wpuszczać tylko w krawatach. Klient w krawacie jest mniej awanturujący się. Może wtedy do polskich kin przestaną przychodzić ludzie bez szacunku nie tylko dla filmu, ale i innych widzów. Oto siedem grzechów głównych Polaków w kinie. Jeśli któregoś się dopuszczasz, apeluję – zostań w domu z torrentami, tam Twoje miejsce.
Wspomniany wyżej cytat z "Misia" mógł być aktualny kilkadziesiąt lat temu, niestety – dzisiaj nawet krawat nie gwarantuje kultury. W sieci krąży określenie "cebulaki", które idealnie oddaje zachowanie wielu Polaków w kinie. Niby przychodzą łyknąć kultury (nawet, jeśli popularnej, to jednak wciąż kultury), niby płacą za to sporo pieniędzy, a ich zachowanie i tak pozostawia wiele do życzenia.
Być może właśnie fakt, że za bilety płaci się niemało (w niektórych kinach nawet 30 złotych), sprawia, że część klientów myśli: płacę, żądam, mogę robić co chcę. Do kina chodzę bardzo często, kiedyś w zasadzie oglądałem prawie każdy film, który się pojawiał. Na chamstwo na salach kinowych napatrzyłem się aż nadto.
U cebulaków w kinie można wyróżnić kilka grzechów głównych, które zatruwają życie wszystkim dookoła. Jeśli dopuszczasz się któregoś z nich – nie przychodź do kina. Ewidentnie bowiem film cię nie interesuje, więc równie dobrze możesz go obejrzeć w domu. A przynajmniej nie zepsujesz innym zabawy.
1. Spóźnianie
Na film (nie na reklamy!) przychodzą co najmniej dziesięć minut spóźnieni. O dziwo, spóźnialscy zazwyczaj chadzają grupami. Wchodzą więc na salę, po czym zaczyna się szukanie miejsca. Pół biedy, jeśli wiedzą, gdzie mają iść. Gorzej, jak stają na środku i zaczynają się głośno zastanawiać, z której strony rzędu powinni wejść.
Nawet jak już znajdą swoje miejsca, to nie koniec przygody. Teraz trzeba bowiem się rozebrać, usadzić, a to nie takie proste. Grupowe wypady do kina mają bowiem to do siebie, że uczestnicy zaopatrują się w jedzenie jak na wojnę. Kubły popcornu, nachosów i siedem kubków z piciem (w wersji studenckiej nierzadko przynoszą piwo w plecakach). Zaczyna się więc: "potrzymaj, a poczekaj, a zdejmij mi płaszcz", a to, a tamto. Jak do tego ktoś im zajął miejsca – kaplica, można by spokojnie iść zaparzyć herbatę.
Dzięki, że staliście mi przed nosem pięć minut akurat wtedy, kiedy zawiązywała się akcja. Na pewno do końca filmu będę wiedział o co chodzi. Podpowiedź dla was: albo się nie spóźniajcie, albo zostańcie na kanapie. Tam nikt się na was nie zdenerwuje, ani nikomu nie przeszkodzicie.
2. Gadanie i komentarze
Szczególnie popularne w wypadach grupowych, ale różnie z tym bywa. Są dwie odmiany gadania: zwykłe i komentarze do filmu. Zwykłe to po prostu rozmowy prowadzone w trakcie seansu. Na szczęście, rzadko się zdarza, ale irytuje – bo co kogo interesuje życie prywatne widzów z rzędu niżej. Parafrazując innego klasyka z polskiej produkcji: przyszliście tu na film, a nie na papierochy, pogaduchy i strojenie głupich min. W przypadku zwykłych "gadaczy" można liczyć na to, że wymienią kilka zdań i zamilkną.
Gorzej jest, jeśli widz obok nas czuje nieodpartą potrzebę recenzowania filmu na bieżąco albo – co gorsza – dawania rad bohaterowi. "Nie wchodź tam"; "teraz się będą całować"; "ale to nudne" – wiemy, widzimy, dzięki za informację. Gadaczu, wyobraź sobie, że oprócz ciebie są też inni ludzie, którzy chcą w spokoju obejrzeć. I widzą, co się dzieje, nie musisz relacjonować. A z wyrażeniem opinii też możesz zaczekać. Jeśli ci się nie podoba – nic nie mów i po prostu wyjdź. Na szczęście zwrócenie uwagi zazwyczaj pomaga. Zazwyczaj...
3. Telefony komórkowe
Rozumiem, że niektórzy mogą cierpieć na FOMO, ale dwie godziny bez telefonu chyba można wytrzymać? Telefonu, którego Polacy masowo nie przyciszają. Dobrze, jeśli – gdy coś zadzwoni – widz się reflektuje, wycisza i chowa telefon głęboko w kieszeń.
Ale to zdarza się rzadko. Częściej możemy liczyć na to, że "widz" telefon odbierze lub po kilku sekundach dzwonienia zreflektuje się, że trzeba go wyciszyć. I wtedy słuchamy i rozmowy, i filmu. – Jestem w kinie, ale mogę rozmawiać. Mów o co chodzi – to autentyczny cytat, który usłyszałem na sali całkiem niedawno. Moim zdaniem to najgorszy przejaw braku kultury. Oczywiście czasami sprawa nie może poczekać, ale wtedy wystarczy wyjść z sali i przeszkadzać innym możliwie najmniej. Jeśli jednak uważasz, że krótkim telefonem na sali nie robisz nikomu nic złego, lepiej rozważ obejrzenie filmu w domu.
Równie irytujące może być po prostu klikanie w smartfony – to zdarza się wyjątkowo często. A to sprawdzić fejsa, a to odpisać na sms-a... Nie jest to zbyt kulturalne, świecić innym ludziom w oczy, ale da się przeżyć. Chociaż zastanawia mnie: skoro ktoś i tak nie ogląda filmu i woli patrzeć w telefon, to po co w ogóle poszedł do kina?
4. ŻARCIE
Nie mam nic przeciwko kulturalnemu skubaniu popcornu czy nachosów – rozumiem, że jest to część kultury kinowej, w której nie ma nic złego. Nie rozumiem jednak osób, które wypad do kina zamieniają w festiwal obżarstwa. Czasem zastanawiam się, czy żarłoki nie wiedzą, że popcorn (i to taniej!) można kupić w zwykłym sklepie, a potem w spokoju spożyć go w domu. Dziwi mnie też, że niektórzy całą uwagę skupiają na jedzeniu, a nie na filmie. Warto dodać, że chodzi o jedzenie, które zapewne znajdzie się na ubraniach sąsiada.
To wszystko jednak da się przeżyć. Przesadą są jednak odgłosy, jakie niektórzy wydają podczas jedzenia. Chcesz jeść w kinie – nie ma sprawy. Tylko rób to kulturalnie i po cichu. W moim osobistym rankingu pierwsze miejsce w tej kategorii zajmuje pewien pan, który na – skądinąd dość ambitny film – przyniósł sobie dwa kebaby. Skrzypiąco-szeleszczący papier i zapach "radowały" całą salę.
Może lepiej zostać w domu?
To i tak tylko największe grzechy "kinomaniaków". Nie wiem, czy w innych krajach jest równie źle, wiem natomiast, że polskie kina są przepełnione totalnym brakiem kultury. W multipleksach to standard, w małych kinach – coraz częściej też. Przyciągają one bowiem niskimi cenami i jeśli tylko wybierzemy się tam na coś innego niż najnowszy serbsko-irański dramat psychologiczny, to zapewne trafimy przynajmniej na jedno z wymienionych wyżej zachowań.
Warto przy tym pamiętać, że w kinowych regulaminach zazwyczaj zabrania się np. korzystania z telefonów, a obsługa ma prawo wyprosić niegrzecznych klientów, więc jeśli ktoś naprawdę działa nam na nerwy – zawsze można poprosić o interwencję.
Jeśli więc robisz którąkolwiek z wymienionych rzeczy – zostań w domu. Kino domowe jest dla ciebie, prawdziwe – niekoniecznie. Jeśli uświadczyliście jeszcze innego rodzaju braku kultury w kinie – nie wahajcie się pisać. To, że chamstwo powszednieje, wcale nie znaczy, że ma być akceptowane przez normalnych widzów. Chociaż mam wrażenie, że mój apel i tak już jest mocno spóźniony.