Krzysztof Jaraczewski, wnuk Józefa Piłsudskiego
Krzysztof Jaraczewski, wnuk Józefa Piłsudskiego Fot: Antoni Bohdanowicz/naTemat.pl

Jak to jest być wnukiem marszałka Piłsudskiego? Krzysztof Jaraczewski mówi, że to bardziej obowiązek niż zaszczyt. W rozmowie z naTemat.pl opowiada nam dlaczego nie został politykiem, oraz czego możemy się spodziewać po Muzeum Piłsudskiego w Sulejówku.

REKLAMA
Żyje pan w cieniu Józefa Piłsudskiego?
Dlaczego miałbym żyć w jego cieniu? Jesteśmy zupełnie innymi osobami, żyjącymi w zupełnie innych czasach.
Ale pewnie pana ciągle do niego porównują?
Zdarza się, że ludzie chcą nas porównywać. Mają pewne wyobrażenia, a niektórzy oczekiwania, względem mojej osoby. Zdążyłem się do tego przyzwyczaić.
Ale pan tego nie robi...
Nie, absolutnie. Nie tylko przyszło nam żyć w innych czasach. Ja robię zupełnie inne rzeczy – z wykształcenia jestem architektem. Nie próbuję się z nim zestawiać, podobnie jak nie przychodzi mi do głowy, aby porównywać się ze swoim ojcem. Ciężko byłoby dorównać takiej osobie, jak Józef Piłsudski, dlatego wolę nie dopuszczać takich myśli (śmiech).
Zauważyłem, że mówi pan o swoim dziadku Józef Piłsudski, a nie dziadek...
W momencie, kiedy zostałem dyrektorem Muzeum im. Józefa Piłsudskiego musiałem odsunąć na bok fakt, że jest on moim dziadkiem. Dziedzictwo Marszałka należy do nas wszystkich, a nie tylko do najbliższej rodziny, jego zwolenników czy przeciwników.
Czyli został pan z jednym dziadkiem...
Miło, że pan zauważa, iż mam więcej niż jednego dziadka (śmiech). Zwykle słyszę tylko o tym znanym, z pominięciem dziadka Jaraczewskiego. Inna rzecz, że naprawdę mało o nim wiem. Umarł w wypadku na roli, kiedy mój ojciec miał 10 lat. Wiem z opowieści, że ktoś wpadł do maszyny rolniczej, wtedy dziadek uratował tamtą osobę, ale sam zginął.
Jak wyglądało dorastanie jako wnuk marszałka?
Urodziłem się i wychowałem w Wielkiej Brytanii, więc moja młodość przebiegała normalnie. Moi angielscy koledzy nie zawracali sobie głowy historią Polski. Żyłem normalnie i musiałem radzić sobie ze zwykłymi sprawami życia codziennego. Zresztą tak jak i teraz.
Po przyjeździe do Polski to się zmieniło, nagle stał się pan kimś ważnym?

Nie, zawsze unikałem szumu wokół swojej osoby.
To dlaczego pan powrócił do ojczyzny?

Bo tak mnie wychowali rodzice. Od dziecka mówili, że kiedy zmieni się sytuacja polityczna w Polsce, to nasza rodzina tu powróci. Kiedy komunizm wreszcie upadł, taki ruch stał się możliwy.
To nie była jakaś trudna decyzja dla pana i pańskiej rodziny?

Dla mnie absolutnie nie. Dla rodziców to był powrót do kraju, który zmuszeni byli opuścić w 1939 roku. Tak naprawdę najciężej miała moja żona, Iga – dla której jestem pełen uznania. Dopiero co ułożyła sobie życie w Wielkiej Brytanii. Znalazła się tam w czasie Stanu Wojennego, zdołała ukończyć studia w obcym języku. Ledwie zdążyła się przyzwyczaić do nowych warunków życia, a nagle okazało się, że znowu musi zmienić otoczenie. Tak więc dla niej ta decyzja była najtrudniejsza.
Nie myślał pan, by po powrocie pobawić się w politykę? Po pierwsze jawiłby się pan jako wnuk marszałka, więc automatycznie miałby pan jakieś poparcie wyborców. Po drugie pana szwagier Janusz Onyszkiewicz był już znany na scenie politycznej, więc nie miałby pan problemów z tym, by wejść na scenę polityczną.

Tyle, że ja się tym nie interesowałem i się na tym nie znam. Nigdy nie miałem takich ambicji, by się zajmować polityką. Inni to robią, ale ja się trzymam od tego z daleka i skupiam się na organizowaniu Muzeum Józefa Piłsudskiego w Sulejówku, które zostanie otwarte w 2017 roku.
Nie padały żadne propozycje?

Nigdy. Wydaje mi się, że wystarczająco głośno mówię, że nie jestem tym zainteresowany. Nikt mi nie złożył takiej propozycji. Czułbym się w roli polityka niezręcznie.
Dlaczego?

Ponieważ są osoby, które mogłyby to odebrać w taki sposób, iż mam pewnego rodzaju wyłączność na osobę Piłsudskiego. Nie chcę, by ktokolwiek myślał, że tylko ja mam prawo do mówienia „jak było i jest naprawdę”. To, co pozostawił po sobie Józef Piłsudski, jest własnością całego narodu i nikt nie powinien tego faktu negować. Nie jestem również zwolennikiem wciągania dziedzictwa naszego narodu w rozgrywki polityczne. Uważam, że pracę społeczną na rzecz państwa można wykonywać z dużymi sukcesami także poza polityką. Nie trzeba w niej działać, by pokazywać ludziom, że Polska mnie i ciebie obchodzi. Moją obecną misją jest rozwój muzeum Marszałka. Uważam, że dzięki temu projektowi mogę się bardziej przysłużyć Polsce.
W jaki sposób muzeum może się przysłużyć? Wiele osób powie, że to tylko zbiór eksponatów, nic poza tym.

Część muzeum to oczywiście także zbiór eksponatów, które mają pomóc ludziom poznać Józefa Piłsudskiego jako człowieka. Wyjątkowego człowieka, z którego wszyscy możemy być dumni i z którym możemy się identyfikować. Osobę namacalną, która ma swoje słabości i ułomności, jak każdy z nas. Jednak pełnimy także rolę edukacyjną. Stajemy się ośrodkiem naukowym, który prowadzi rzetelne badania historyczne. Chcemy przywrócić wiedzę o tamtej epoce. Za pięć lat będziemy świętować setną rocznicę odzyskania niepodległości. Przed nami niezwykły i fascynujący czas.
Może pan powiedzieć co tam się znajdzie?

Przygotowujemy bardzo ciekawy projekt. Wycieczki najpierw odwiedzą budynek muzealny, w którym poznają postać Józefa Piłsudskiego. Kiedy już zwiedzą wystawę dotyczącą życia dziadka, udadzą się do dworku Milusin, który ma być odtworzony tak, jak za jego życia.
Czyli w odróżnieniu od dworku Chopina w Żelazowej Woli będzie on umeblowany,

Dokładnie tak będzie. Jedyne czego nam na razie brakuje to wszystkich zwierząt (śmiech). Rok temu mieszkał u nas jeleń. Teraz mamy suczkę – Psinę – która samowolnie tu zamieszkała. Co ciekawe, parę lat temu, dokładnie 11 listopada się oszczeniła. Przygarnęliśmy jedno z jej małych i nazwaliśmy ją „Mila”, na cześć dworku. Kiedy wyrosła nagle zauważyliśmy, że jest identyczna do psa dziadka, który oryginalnie wabił się „Pies”.
Wspomniał pan, że brakuje wszystkich zwierząt, mógłby pan to wyjaśnić?

Dziadek otrzymywał mnóstwo zwierząt w darze, których nie chciał się pozbywać. Były gęsi, kury, koty. Wszystkie mieszkały z nim i babcią Aleksandrą w Milusinie. I niech pan sobie wyobrazi, że te wszystkie zwierzęta żyły ze sobą w zgodzie.
To liczymy na to, że do czasu otwarcia Muzeum Piłsudskiego otrzymacie w darze zwierzęta.

(śmiech) Zobaczymy