Krzysztof Rutkowski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej mówi co myśli o wszystkich którzy go krytykują: o Policji, mediach, środowisku detektywistycznym, służbach specjalnych. W rozmowie nie stroni od uniesień, przekleństw, złośliwości i ostrego tonu. Kilkukrotnie chce przerwać wywiad. Ostatecznie redaktorowi gazety udaje się rozmowę doprowadzić do końca, a nie było to łatwe zadanie.
Krzysztof Rutkowski od kilkunastu dni nie schodzi z telewizyjnych ekranów i pierwszych stron gazet. Zaginięcie małej Magdy i jego udział w poszukiwaniach okazał się dla Polaków zaskakująco interesującym tematem. Sprawa z udziałem tego najsłynniejszego polskiego detektywa codziennie przyciągała przed ekrany telewizorów rekordową liczbę widzów. Komentatorów natomiast rozpalał do czerwoności swoim bezpardonowym zachowaniem i krewkim, buńczucznym usposobieniem. Kontrowersje wzbudzał swoimi działaniami, obyciem i medialnymi prezentacjami. W podobnym tonie odbył się też wywiad dla Rzeczpospolitej.
Rutkowski wylał wszystkie swoje żale, co chwilę kończył rozmowę i rozpoczynał ją od nowa, strofował redaktora i pouczał go, zarazem oskarżając o nierzetelność i zachowanie rodem z "Podręcznika młodego agitatora".
Policję oskarżył o zawiść, kolegów z branży o zazdrość, media o brak profesjonalizmu i stronniczość. Bronił się przed oskarżeniami o lans mówiąc, że takie wiedzie życie, "jak z filmu". Mówi, że czuł się zagrożony ze strony wszystkich rządów. Posunął się nawet dalej i twierdzi, że ktoś z gabinetu Buzka wydał ciche polecenia, aby zrobić z nim porządek. Nie zabrakło jednak pozytywnych akcentów, takiego jak ten, kiedy Rutkowskiemu "dziękował" sam Bill Clinton.
Opowiada też o tym, jak żona czyta mu wieczorami Biblię i jak wzrusza się na filmach w kinie, właśnie "takich o życiu".