
Krewcy narodowcy, którzy wszczęli w poniedziałek zamieszki na ulicach Warszawy nie skrzywdzili nikogo niewinnego? W opinii wielu, skłotersi zasłużyli na atak, bo są społecznie nieprzydatni, a ranni policjanci pewnie sami prowokowali atak. Jak skrajna prawica wytłumaczy jednak to, co spotkało fotografa Kacpra M.? - Nigdy w życiu nie widziałem tyle nieuzasadnionej nienawiści w życiu - mówi w rozmowie z naTemat ten okradziony i pobity człowiek.
Za sprawą patriotów-bandytów wszystkie jego marzenia nagle legły jednak w gruzach. Kiedy fotografował atak narodowców na ambasadę Federacji Rosyjskiej, niespodziewanie usłyszał, że jest "sprzedawczykiem". Nie pomogły tłumaczenia, że nie ma nic wspólnego ze znienawidzonymi przez prawdziwych patriotów mainstreamowymi redakcjami.
Pomogła mu dopiero Ula, która również próbowała zrobić kilka zdjęć Marszu. To ona zwróciła nam uwagę na historię Kacpra. "Ze łzami w oczach mówił mi, że ukradli mu wszystko co miał i że jego pierwszy przyjazd do Warszawy po to, aby zrobić swój pierwszy dobry profesjonalny reportaż, do którego od dawna się przygotowywał, będzie zapewne ostatnim. Jego marzenia legły dzisiaj w gruzach" - napisała do naTemat.
Tej nocy byłem zmuszony zweryfikować moje poglądy na temat ludzkości.
Wierzyłem zawsze w zwykłe współczucie, empatię i zrozumienie bliźniego.
Wierzyłem, że gdy ktoś widzi „reportera” to go uszanuje.
Wierzyłem naiwnie, że nic mi nie grozi gdy robię swoje zadanie.
Pozbawiono mnie złudzeń, zobaczyłem zło, jakiego nigdy wcześniej nie widziałem.
Zobaczyłem na tej manifestacji najwięcej nieuzasadnionej nienawiści w życiu.
Zostałem zbrukany, skopany, pozbawiony narzędzi artystycznych, które definiują to, kim jestem.
Jakbym stracił brata. Najbliższego kompana. Coś na co pracowałem tyle lat.
CZYTAJ WIĘCEJ
Fotograf w serwisie Pokazywarka opublikował we wtorek apel (fragment powyżej), w którym opisuje, co mu się przydarzyło. Pisze w nim, że w Święto Niepodległości krewcy patrioci pozbawili go złudzeń na temat sprawiedliwości i zwykłej przyzwoitości. Przyznaje to i w rozmowie, którą prowadzimy, gdy na jednym z warszawskich komisariatów Kacper M. czeka na pomoc policji. - Nie sądzę, by znalazł się jakiś uczciwy kumpel tego, kto mnie okradł. Liczę jednak na uczciwość tych, którym teraz mój sprzęt mógłby być oferowany - tłumaczy.

