"Większy niż Banksy: polski street art rośnie w siłę" – taka informacja pojawiła się na stronach telewizji CNN. To krótka zapowiedź półgodzinnych programów, które zostaną wyemitowane na antenie 24 i 25 listopada. Zostaną tam pokazane polskie murale, głównie z Łodzi, z bardzo pozytywnym komentarzem. Rzeczywiście, nie mamy się czego wstydzić.
Murale to gigantyczne malowidła zajmujące całą ścianę budynku. Zazwyczaj pojawiają się w wielkich, industrialnych przestrzeniach, na blokowiskach dużych miast lub na samodzielnych kamienicach. Podstawowym warunkiem do ich powstania jest spora przestrzeń pustego, nieotynkowanego muru, ściany czy fasady. Wszystko inne jest wynikiem inwencji twórczej malujących je artystów.
Pierwsze murale powstały w latach 20. i 30. XX wieku w Meksyku, kiedy to zaangażowani społecznie artyści, min. Diego Rivera (mąż słynnej Fridy Kahlo) wykorzystywali wielkie połacie ścian zewnętrznych do przekazywania treści zgodnych z ich wizją społeczeństwa. Pomysł ten został dosyć szybko przejęty przez rynek reklamowy, który w wielkoformatowej grafice widział rewelacyjne źródło promocji.
Komunistyczny street art
W Polsce murale pojawiły się już w czasach PRL-u, kiedy to boczne ściany kamienic zamalowywano wielkimi reklamami przedsiębiorstw państwowych, takich jak Pewex, PKO lub PZU. Murale z lat 60., 70. czy 80., obecne do dzisiaj, charakteryzują się głównie geometryczną prostotą i fantastycznym retro - wzornictwem, które stale zachwyca wielu miłośników estetyki sprzed kilku dekad.
Niestety, komunistyczny street art jest ogniwem zapalnym konfliktów deweloperskich - zdarza się, że murale są zagruntowywane, a ścianę przygotowuje się pod kolejną, tym razem współczesną reklamę - tak było kilka miesięcy temu na warszawskiej Woli, gdzie zniszczono mural przy ulicy Kasprzaka.
Po przełomie ustrojowym, od lat 90. murale zaczęły materializować się na ścianach kamienic w całej Polsce - wykorzystywano je zarówno do celów reklamowych, jak i jako pełnoprawny środek wyrazu artystycznego. Ich popularność rośnie z roku na rok, a fascynacja street artem sprawia, że twórcy murali są coraz bardziej poważani w artystycznym światku.
Wrzuć mural w internet
Według Michała Michalskiego, twórcy fanpage'a "TAK dla muralizacji Polski" murale dodają kolorytu do naszej smutnej egzystencji. – Niskim kosztem, w sposób nieporównywalnie bardziej efektywny (i efektowny) poprawiają estetykę miasta, stwarzają wartość dodaną, niemożliwą do oddania w cyfrach – twierdzi.
Wraz z rosnącą popularnością murali w internecie zaczęły pojawiać się strony grupujące i porządkujące murale - do najpopularniejszych zalicza się warszawska PUSZKA (puszka.waw.pl), która stanowi interaktywną mapę stołecznej sztuki ulicy.
– Tego typu strony powstają po to, żeby zwrócić uwagę mieszkańców na otaczającą ich sztukę - mówi Michalski. – Wiele osób mija te prace nawet ich nie zauważając. Trzeba to zmienić - uważa.
Twórcy murali bardzo różnie podchodzą do swoich prac, zazwyczaj są to realizacje czysto artystyczne, bez wyraźnego przekazu ideologicznego jak było np. w przypadku Rivery. Ogromny format daje wielkie możliwości. Alek "Lis Kula" Morawski, warszawski grafik i ilustrator, absolwent California College of Arts uważa, że taki rodzaj twórczości gwarantuje większą interakcję z ludźmi.
– Muralami i malowaniem na większym formacie zajmuję się mniej więcej od 1,5 roku, pasją zaraził mnie mój kolega Niebieski Robi Kreski, który pochodzi ze środowiska grafficiarskiego – mówi Alek. – Wcześniej robiłem zlecenia ilustratorskie, robione w domu, na małych formatach, malowanie murali dało mi większą swobodę działania. Taka praca daje po prostu dużo zabawy – mówi "Lis Kula".
Muraliści jak przyjacielskie psy
– Satysfakcja płynie z pracy nad czymś dużym, takim molochem, który spogląda na miasto. Nie mówiąc już o próżnej dumie płynącej z faktu, że ma się swój punkt na mapie, coś co zostanie tam na dłuższy lub krótszy czas – mówi Alek. Kim są twórcy murali? – Dla mnie ilustratorzy są jak introwertyczne domowe kotki, a muraliści to przyjacielskie psy, które lubią ludzi i długie spacery - kwituje artysta.
Według Mikołaja Ostaszewskiego, absolwenta grafiki na warszawskiej ASP, twórcy muralu upamiętniającego rzeź wołyńską, istotną cechą murali jest ich spontaniczność. – Wchodzą w już istniejącą tkankę miasta, jednak nie walczą o przestrzeń, a tworzą symbiozę, nadając tej tkance dodatkową warstwę – uważa grafik.
– Murale często są inicjatywą samych artystów, prawdziwą potrzebą ekspresji ich własnej, indywidualnej twórczości w anonimowym mieście – taka spontaniczność jest szczera, a szczerość i przekonanie są niezbędne, aby stworzyć coś wartościowego - mówi Mikołaj Ostaszewski.
Murale to sztuka nie poddająca się wpływowi mecenatu, krytyków czy rynku sztuki tak silnie, jak np. malarstwo czy grafika. Według Ostaszewskiego, street art to przyszły kierunek sztuki, ponowny zwrot ku artyście i temu co on sam chce powiedzieć, a także wyrwanie się z ram galerii.
– Jak mówili twórcy polskiej szkoły plakatu, "ściana z plakatem jest galerią ulicy”. Teraz cała ściana może być dziełem, a miejska ulica stała się doskonałym miejscem do kontaktu z przechodniem. To na ulicach miast przebywa największe audytorium, a twórcy murali podjęli dialog z tą właśnie publicznością – mówi Ostaszewski.