Jednemu z najlepszych gimnazjów i liceów w Polsce grozi zamknięcie. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu nie ma pieniędzy, by dalej utrzymywać kształcące uzdolnioną młodzież Gimnazjum i Liceum Akademickie. Trwa rozpaczliwa walka o znalezienie nowego organu prowadzącego. Ale problem i tak nie zniknie – potrzeba systemowego rozwiązania dla takich szkół.
Gimnazjum i Liceum Akademickie w Toruniu to legenda i obiekt westchnień wielu uczniów. Dwa lata z rzędu szkoła zdobyła pierwsze miejsce w prestiżowym rankingu magazynu "Perspektywy". Spod skrzydeł nauczycieli tej szkoły, wśród których nie brakuje wykładowców akademickich, wyszło wielu laureatów olimpiad. Teraz jednak grozi jej zniknięcie z edukacyjnej mapy Polski.
Powód jest prozaiczny i ten co zawsze: pieniądze. Jak informuje "Gazeta Pomorska" prowadzący szkołę Uniwersytet Mikołaja Kopernika Walczy z długami i nie jest w stanie dłużej dokładać do GiLA. A z samych subwencji z ministerstwa szkoła się nie utrzyma. Zapewnienie najwyższego poziomu kosztuje. Uczniowie GiLA mają sporo zajęć pozalekcyjnych i kół zainteresowań, a nauczyciele pomagają im w przygotowaniach do olimpiad przedmiotowych, które toczą się specjalnym trybem.
Absolwenci dobrze wspominają tę szkołę i są wdzięczni za to, jak do dalszej nauki przygotowali ich nauczyciele gimnazjum i liceum. – Nauczyciele mają tam niesamowite podejście do uczniów – ocenia Krzysiek. – Chodziłem do liceum, do klasy matematyczno-informatycznej. Ale miałem też możliwość rozwijania innych zainteresowań. I nikomu nie przeszkadzało, że nie wygrywałem olimpiad z matematyki czy z fizyki – dodaje.
Opowiada, że bardzo dużo dały mu dodatkowe zajęcia, które organizowano właściwie ze wszystkich przedmiotów. – To mała szkoła, wszyscy się znają i są dla siebie super mili. Tak samo nauczyciele, praktycznie nie ma takich, których się nie lubi. Bardzo szanuję tych, którzy wymagają, a oni wymagali sporo, ale też potrafili nam przekazać swoją wiedzę – relacjonuje Krzysiek
Na to wszystko trzeba znaleźć ok. 750 tys. do 1 mln zł rocznie. Być może zadłużoną na 23 mln zł uczelnię w roli mecenasa zastąpi marszałek województwa kujawsko-pomorskiego. Po 18 listopada Piotr Całbecki ma się spotkać z prof. Andrzejem Tretynem i rozmawiać o przyszłości szkoły. Jeśli rozmowy spełzną na niczym, szkoła przekształci się w placówkę niepubliczną, a za dodatkowe zajęcia trzeba będzie płacić.
Dlatego nauczyciele z nadzieją patrzą na przyszłotygodniowe rozmowy. – Rektor Uniwersytetu i pan marszałek będą się zastanawiać, czy samorząd województwa może wesprzeć naszą szkołę – wyjaśnia Arkadiusz Stańczyk, dyrektor Gimnazjum i Liceum Akademickiego w Toruniu. – Zawsze warto ze sobą rozmawiać, mam nadzieję, że ta dyskusja przyniesie dobre skutki – dodaje.
Tym bardziej, że Piotr Całbecki to najprawdopodobniej ostatnia deska ratunku dla szkoły. – Z tego co wiem urząd miasta nie jest zainteresowany przejęciem szkoły. Ale może jeszcze taka propozycja się pojawi. Ja jako dyrektor nie mam żadnej władzy nad tym, co się z nami stanie. Naszym właścicielem, organem prowadzącym, jest Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Mogę mieć preferencje i mówić, że wolałbym, aby przejął nas ten lub inny organ, ale nie mam żadnych możliwości, żeby te preferencje wcielić w życie. Bardzo ważna jest w tym wszystkim kwestia majątku – wyjaśnia dyrektor Stańczyk.
Ale to nie znaczy, że nauczyciele, uczniowie i ich rodzice siedzą z założonymi rękoma. – Jesteśmy tą sprawą przejęci, bo to nasza przyszłość, przyszłość naszych uczniów, ich wykształcenia. Rada Pedagogiczna wysłała list do premiera, minister edukacji i innych instytucji, aktywnie działa też Rada Rodziców, która prowadzi taki pozytywny lobbing – relacjonuje szef Gimnazjum i Liceum Akademickiego.
Jednak problem leży nie tyle w kłopotach finansowych UMK i wymuszonych nimi oszczędnościach, co w braku systemowych rozwiązań dla takich szkół, jak ta w Toruniu. – I my, i władze UMK od lat apelowały o uregulowanie sprawy szkół dla dzieci uzdolnionych intelektualnie. Mamy szkoły dla uzdolnionych sportowo, mamy szkoły dla uzdolnionych artystycznie, ale nie mamy szkół dla uzdolnionych intelektualnie. A przecież na na taką działalność potrzebne są pieniądze. U nas mniejsze są klasy, jest więcej zajęć dodatkowych, ale subwencję dostajemy tę samą – narzeka Arkadiusz Stańczyk.
Także uniwersytet zapewnia, że nie chce zmieniać charakteru szkoły. – Podejście uniwersytetu do kształcenia szczególnie uzdolnionych nie zmienia się – zapewnia rzecznik uczelni dr Marcin Czyżniewski. – Niestety swojego stanowiska nie zmienia też Ministerstwo Edukacji Narodowej, które nie widzi potrzeby stworzenia specjalnych regulacji dla takich szkół. Próbujemy tym zainteresować każdą kolejną ekipę rządzącą od początku istnienia naszej szkoły. Niestety nie ma takiej woli – skarży się.
– Nikt nie chce likwidować szkoły, mamy nadzieję, że znajdziemy partnera, który będzie zainteresowany długofalowym zaangażowaniem w prowadzenie szkoły. Oczywiście możemy przekształcić ją w zwykłą szkołę, ale wtedy klasy będą miały 35, a nie 25 osób, znikną zajęcia dodatkowe z nauczycielami akademickimi czy dodatkowe przygotowania do olimpiad przedmiotowych. Bo to generuje dodatkowe koszty – zauważa dr Marcin Czyżniewski.
Mały dramat, który rozgrywa się wokół toruńskiej szkoły pokazuje, jak słabo dbamy o kształcenie elit, liderów, na brak których tak narzekamy. Niestety na wszystkich poziomach nauczania najważniejsze są niskie koszty, a nie jakość. A ci, którzy próbują wyrwać się z tego szkodliwego schematu, prędzej czy później rozbijają się o tę samą przeszkodę – pieniądze. Mam nadzieję, że Gimnazjum i Liceum Akademickiemu tym razem uda się ją wyminąć.