Nauczycielom i uczniom zależy, by ich szkoła jak najlepiej poradziła sobie w olimpiadach przedmiotowych. Chodzi nie tylko o zwolnienie laureatów z matury, ale i o miejsce szkoły w prestiżowym rankingu "Perspektyw". Szkoły z czołówki nie mogą opędzić się od kandydatów, te z dalszych miejsc mają problemy z zapełnieniem klas. Dlatego każde liceum jak może zachęca uczniów do startowania w konkursach. Czasami kosztem normalnej nauki.
Dyrektorzy, nauczyciele i uczniowie szkół ponadgimnazjalnych co roku czekają ze zniecierpliwieniem na wyniki prestiżowego rankingu miesięcznika edukacyjnego "Perspektywy". Czy w tym roku wygra znowu XIII Liceum Ogólnokształcące w Szczecinie? Kto będzie drugi? Kto jeszcze zmieści się w pierwszej dziesiątce? Wyścig trwa przez cały rok, a szkoły wiele poświęcają, by poprawić szansę na przyciągnięcie gimnazjalistów. Dla wielu z nich to główne kryterium wyboru i od miejsca w rankingu zależy, czy uda się utworzyć klasy. To wpływa na pieniądze otrzymywane z budżetu, a więc zatrudnienie nauczycieli i dyrekcji. Poza tym prestiżowym szkołom łatwiej jest przyciągnąć dodatkowe pieniądze od sponsorów, uczelni, miasta.
Dlatego nauczyciele za punkt honoru przyjmują wychowanie olimpijczyków. Mają spore pole do popisu, w tym roku np. uczniowie mogli próbować swoich sił w 48 konkursach. Niektóre, szczególnie te odpowiadające swoim zakresem przedmiotom (olimpiada fizyczna, olimpiada historyczna, olimpiada matematyczna), mają wieloletnią tradycję i dziesiątki tysięcy uczestników. Nad olimpiadą Wiedzy o Polsce i Świecie Współczesnym patronat obejmują prezydent, prezes NBP, ministrowie i marszałkowie Sejmu i Senatu. Jednak w ostatnich latach powstało wiele specjalistycznych olimpiad, które przyciągają kilkuset uczestników.
Dlatego by przerwać ten wyścig, organizatorzy rankingu zmienili kryteria i od kilku lat o miejscach decydują też wyniki matur. – Oczywiście z matematycznego punktu widzenia to one są najważniejsze, to one ustalają trzon naszego rankingu – tłumaczy Artur Olczak, kierownik działu rankingów edukacyjnych w "Perspektywach". Ale wśród tych szkół, które walczą w czołówce, wszystko zostało po staremu. – Jednak rzeczywiście w tych najlepszych szkołach wyniki matur są na zbliżonym, wysokim poziomie. Dlatego też o miejscu decydują w dużej mierze sukcesy w olimpiadach. To pozwala dobrze ocenić wkład czasu, jaki nauczyciele poświęcają na pracę z uczniami. Jeśli szkoła ma wyniki w olimpiadach, to dobrze radzi sobie też w maturach – dodaje.
Organizatorzy postulują, by nie przykładać wielkiej wagi do miejsc. – Według mnie nie ma różnicy między pierwszym a siódmym miejscem – wszystkie szkoły w czołówce są genialnymi placówkami. Więcej, szkoły z pierwszej setki są bardzo dobre i dostanie się do jednej z nich to sukces – ocenia Artur Olczak z "Perspektyw".
Przekonuje, że nie miejsca są najważniejsze. – Filozofia tego rankingu to stymulowanie środowiska edukacyjnego. Na to składa się też pokazywanie problemów. Dlatego też zdecydowaliśmy się wprowadzić kryterium opinii środowiska akademickiego. Uczelnie nie wiedzą, skąd biorą się ich studenci. Dlatego od kilku lat wysyłamy ankiety do ponad 8 tysięcy pracowników akademickich. Na początku odzew był niewielki, ale to się zmienia i widać, że uczelnie interesują się liceami – ocenia rozmówca naTemat. Jednak dyrektorzy szkół wiedzą doskonale, na co uwagę zwracają gimnazjaliści i ich rodzice, czyli potencjalni klienci szkół.
Jeszcze kilka lat temu, gdy miejsca w olimpiadach były jedyną podstawą rankingu, niektóre szkoły (nazywane przez nieprzychylnych "stajniami") poświęcały wiele, by do finału olimpiady weszło jak najwięcej jej uczniów. To budziło pytania, czy nauczyciele nie zaniedbują reszty uczniów, by przygotować tych najlepiej rokujących. Poza tym tacy uczniowie zaczynają funkcjonować w szkole na specjalnych zasadach. "Dlaczego nie przygotowałeś się z historii? Uczyłem się do olimpiady z matematyki". W wielu szkołach takie podejście to norma. Pytanie, co z przymiotnikiem "ogólnokształcące"?
– Uważam, że uczniowie zdolni powinni mieć indywidualny tok, może nawet z nastawieniem na olimpiadę. Ważna jest tylko jedna rzecz – musi to być zaprojektowane dla dobra ucznia, a nie dla dobra szkoły – mówi Łukasz, wielokrotny olimpijczyk, uczeń liceum z podium rankingu. – Moja szkoła na pewno odwala kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o ułatwianie uczniowi udziału w konkursie. Zwolnienie z lekcji, mnóstwo zajęć pozalekcyjnych i przede wszystkim szeroki wybór konkursów – chcesz wziąć udział, to szkoła zgłosi się do konkursu i zorganizuje etap szkolny. W wielu szkołach jest nawet z tym problem – zauważa.
Relacjonuje, że co prawda wicedyrektor szkoły, z którym miał lekcje, pytał często o udział w olimpiadach, ale nie było to specjalnie nachalne. – Zawsze odnosiłem wrażenie, że uczeń był zachęcany do konkursów po to, aby odnosił jakieś sukcesy i miał lepiej na studiach i w życiu. Miejsce szkoły w rankingu było na dalszym planie, choć myślę, że też się liczyło. Miało znaczenie takie samo dla kadry jak i dla uczniów, więc nie było mowy o nacisku ze strony dyrekcji czy grona pedagogicznego na "nabijanie punktów" – mówi Łukasz.
W szkołach, które mocno nastawiają się na olimpiady, dyrekcja i nauczyciele muszą się bardzo pilnować, by nie traktować po macoszemu uczniów, którzy nie startują w konkursach. – Nie startowałem w żadnej olimpiadzie. Jeśli chodzi o oceny z niektórych przedmiotów raczej nie należałem do czołówki, ale nauczyciele traktowali mnie tak samo jak olimpijczyków – mówi Krzysztof, kolega Łukasza. – Kiedy miałem jakiś problem, mogłem przyjść na konsultacje i poprosić o wytłumaczenie czegoś, albo o dodatkowe zadania. Zwykli czy przeciętni uczniowie nie tracili przez to, że szkoła chce zająć dobre miejsce w rankingu – dodaje.
Czasami jednak potrzeba sukcesu jest tak duża, że dochodzi do nadużyć. – Ostatnio na olimpiadę jedna ze szkół przywiozła na etap wojewódzki bodajże 20 uczniów, gdy my wszyscy przyjeżdżamy z 2-3 osobami. W testach szkolnych powinni mieć co najmniej 65 procent punktów. Kiedy komisja sprawdziła prace, okazało się, że część nie powinna się tam znaleźć. Wygląda na to, że ich nauczycielka chciała mieć jak najlepsze statystyki – opisuje nauczycielka z Trójmiasta.
Prof. Jan Łaszczyk, przewodniczący kapituły rankingu "Perspektyw" ocenia, że specjalne traktowanie olimpijczyków nie szkodzi ich edukacji – i tak muszą wypełnić minima programowe, by zdać obowiązkowe matury. Jednak nie są to zbyt wysokie wymagania. – Skrajności zawsze prowadzą do wypaczeń. Jeśli ktoś planuje pracę szkoły tylko dlatego, by zyskać jak najwięcej punktów w kryteriach rankingu, to coś jest nie tak – ocenia. – Ten ranking, jak każdy, jest w pewien sposób subiektywny. Szkoły są tak skomplikowanymi organizmami, że nie da się idealnie oddać ich poziomu za pomocą czterech kryteriów. Ważniejsze niż 1. albo 2. miejsce jest to, że szkoły z czołówki osiągają takie wyniki dzięki innowacjom, większość z nich należy do Towarzystwa Szkół Twórczych. To zawsze działa na korzyść uczniów – dodaje rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej.