W tynieckim opactwie benedyktynów już 25 lat po wynalezieniu druku wydawano książki, szybko kupiono maszyny do pisania, gdy tylko pojawiły się na rynku. Nic więc dziwnego, że w czasach wszechobecnego internetu najbardziej znany benedyktyn w naszym kraju zdecydował się prowadzić swojego bloga. Mimo iż ma 84 lata i szczerze przyznaje, że o komputerach nie wie wszystkiego. - Wystarczy chcieć czynić dobro - mówi nam na Blog Forum Gdańsk o. Leon Knabit.
Dlaczego internet i Kościół zdają się wciąż współistnieć z takim trudem?
Zaistnienie w sieci jest dla duchownych po prostu konieczne. Dziś już chyba każda parafia ma internet. W ten sposób prowadzona jest często korespondencja z kurią i parafianami. Jeszcze pięć lat temu było to coś wyjątkowego, ale wszystko bardzo szybko się zmienia. Internet to coś zupełnie normalnego. Tak samo, jak maszyna do pisania, gdy wchodziła do użytku.
Wciąż rzadko księża decydują się jednak na prowadzenie szczerego, odważnego bloga.
To prawda, ale chyba pierwszy zaczął blogować przecież jeden z biskupów. Księża często obawiają się jednak wszelkich zewnętrznych instytucji. Wierzą, że media, w tym portale internetowe muszą być tylko przeciwko Kościołowi. Boją się pewnie, że jeśli założą sobie gdzieś bloga, to zostaną natychmiast perfidnie wykorzystani. A trzeba mieć więcej zaufania. Założyłem bloga na jednym z popularnych portali i nikt mnie tam nie zmanipulował. Wystarczy zachowywać się po prostu normalnie. Opowiadać o Bogu i o człowieku nie potępiając nikogo. Nazywać dobro dobrem, a zło złem. I nie mieszać się do polityki.
A co z blogerską ambicją?
Na blogu duchownego jest potrzebna raczej pokora. Nie można przedstawiać się jako ktoś nieomylny. Zakładać, że nikt oprócz nas nie ma racji. Choćby byłby to najzacieklejszy przeciwnik z komentarzy.
Blogerom w sutannach z młodszego pokolenia zwykle nie udaje się blogować bez problemów. Każdym wpisem potrafią rozsierdzić swojego biskupa. Ojciec unika takich kłopotów dzięki doświadczeniu życiowemu?
Rzeczywiście mam 84 lata i przyglądałem się w życiu już naprawdę wielu sytuacjom. Czasem okazywało się też, że przełożeni bardzo się mylili. Jest jednak coś ważniejszego, czyli jedność Kościoła. Dziś czasem błahe spory zbyt często wychodzą poza płaszczyznę wewnętrzną. Także z blogów prowadzonych przez księży za szybko wydostają się do mediów. I wtedy psuje się atmosfera między księżmi, między księdzem a jego biskupem i po prostu ludźmi.
Mnie wychowano przed wojną w przekonaniu, że dobra rodzina nie pierze swoich brudów publicznie. Nie chodzi o zamiatanie problemów pod dywany. Bynajmniej! Ważne jest jednak zadanie sobie pytania, kogo wpuszcza się w domu do salonu, kogo do kuchni, a kto ma prawo wejść do naszej sypialni. Wydaje się, że nie każdy powinien mieć wstęp do każdego miejsca. Co nie oznacza, że nie powinniśmy - także w internecie - być możliwie przejrzyści. Ukrycie pewnych faktów nie oznacza zawsze obłudy. Zwykle chodzi o to, że nie każdy ma prawo wszystko wiedzieć.
Gdyby Jezus mógł, blogowałby?
Jestem tego pewien! Myślę, że szczególnie aktywny w sieci byłby św. Paweł. Pewnie tweetowałby równie sprawnie, co teraz papieże. Bo przypominam, że komputery to coś zupełnie normalnego w Kościele. Pojawiły się w czasach pontyfikatu Jana Pawła II, który przyznawał otwarcie, że nie potrafi ich zbytnio obsługiwać, ale docenia sposób, w jaki zmieniły świat i życie każdego z nas.
Tak samo jest u nas, benedyktynów. Zawsze byliśmy konserwatywni, ale bardzo otwarci na świat. W Tyńcu już 25 lat po wynalezieniu druku były drukowane książki. Opactwo trzymało zawsze rękę na pulsie zmian cywilizacyjnych i dobrze wiedziało, jak zmienia się sposób komunikacji. Dziś w Tyńcu również nie brakuje najnowocześniejszego wyposażenia multimedialnego.
A na ile ojciec stał się multimedialny? Z wszystkim radzi sobie w internecie sam, czy może pomagają młodsi?
No właśnie korzystam z pomocy administratora mojego bloga. Pomaga mi wrzucać na stronę wszystko, co piszę. I każdy starszy człowiek, który chciałby blogować, ale nie ma już ochoty na naukę obsługi komputera, powinien poszukać wsparcia młodszych. Bardzo łatwo je znaleźć, jeśli tylko naprawdę chce się odkryć sieć. Najpierw pomoże wnuczek, a potem łapie się bakcyla. Każdy bloger, nawet starszego pokolenia czerpie wielką radość z tego, gdy udaje mu się rozszerzyć swoje umiejętności.
Nie brakuje przecież duchownych, którzy grzmią w homiliach o tym, że internet to samo zagrożenie.
Dziś jesteśmy świadkami apostolstwa nowych technologii. I nie ma sensu krzyczeć, że w internecie jest sama pornografia i inne rodzaje strasznego zła. Trzeba po prostu szukać i tworzyć tam dobre treści. To takie proste. Im więcej ktoś widzi w sieci zła, tym więcej powinien starać się dać jej dobra. Tak, by dobro jak zwykle zwyciężyło zło.