- Dlaczego nie chciałbym, by państwo rządziło nami za pomocą 140 znaków na Twitterze? Bo to informacyjny fast food, który łykamy niczym pelikany. To niestety może służyć tylko manipulowaniu obywatelami za pomocą prostych PR-owskich komunikatów - mówi w rozmowie naTemat Piotr "Vagla" Waglowski, który na Blog Forum Gdańsk przypominał, że poczucie władzy blogosfery jest wyjątkowo złudne.
Większość uczestników Blog Forum Gdańsk mówi bardzo wiele o sile i wpływach blogosfery. Pan przypomniał, że państwo co dnia zastanawia się tylko, jak nałożyć na nich kaganiec.
Piotr "Vagla" Waglowski: Wszystko przez bardzo niezdrowe "informacyjne fast foody", z których większość z nas dziś korzysta. Sprawia to, że nie jesteśmy wciąż zdrową demokracją. Powinniśmy więc nieco bardziej o siebie zadbać. A to oznacza po prostu uważne przyglądanie się funkcjonowaniu systemu prawnego.
Tylko w ten sposób można bowiem budować społeczeństwo naprawdę obywatelskie, czyli takie, gdzie ludzie walczą o swoje. I nie ważne, że zwykle każdy ma inny interes. Problem w tym, że wielu nie potrafi dziś już nawet zauważyć, że jakiś interes w ogóle ma. Nie wspominając o tym, jak niewielu Polaków potrafi korzystać z narzędzi służących walce o ten interes.
Dlaczego choć od wielu lat Polską rządzi Platforma Obywatelska, od dawna prawdziwe społeczeństwo obywatelskie nie miało się tak źle.
Nie ma znaczenia, czy u władzy jest PO, PiS, SLD, PSL czy Ruchu Palikota. Te wszystkie partie niczym się nie różnią. Najlepszym na to dowodem są działania Watchdogs Polska, która poprosiła wszystkie ugrupowania o ujawnienie danych finansowych. Żadne się na to nie zgodziło. Wszystkie twierdziły, że to nie jest informacja publiczna. Tymczasem kilka dni temu WSA w Warszawie ocenił zupełnie inaczej i wydał wyrok w sprawie informacji dotyczących PiS. Wkrótce zapadną podobne wyroki w sprawie każdej innej partii blokującej dostęp do informacji publicznej. Mnie wszystko jedno, która partia jest przy władzy. Najważniejsze jest to, by obywatele potrafili walczyć o swoje prawa.
Co ma wspólnego walka o swoje prawa z czekoladowym orłem wystawionym przed Pałacem Prezydenckim? Wielu nie potrafi zrozumieć, dlaczego tak ostro naciska Pan na państwo w tej błahej sprawie.
Chodzi bowiem o prawdziwe podstawy funkcjonowania państwa. Ono ma problem nawet z identyfikacją i z właściwym wykorzystaniem godła narodowego. Niewielu wie, że na stronie internetowej premiera jest zupełnie inny orzeł niż na stronach prezydenckich. Błahe? Wśród organów państwowych panuje dziś bowiem taka moda, by za pieniądze podatników zamawiać dla urzędów logo zamiast używać godła. Co finansowane jest z naszych podatków.
Piotr "Vagla" Waglowski na Blog Forum Gdańsk 2013
Zobacz całe wystąpienie popularnego w sieci prawnika
Państwo nawet w takich sprawach nie potrafi mówić do nas w sposób jasny i uporządkowany. A sprawa czekoladowego orła była dla mnie tym, co na Zachodzie nazywają "national brand abuse". Te różowe ulotki z zabawnym orłem, wojskowe śmigłowce je zrzucające... To wszystko kazało bliżej się temu przyjrzeć. I ja próbowałem wykazać, że można zajrzeć naprawdę głęboko korzystając z prostych narzędzi.
Korzystanie z prawa większości z Polaków nigdy nie kojarzy się z prostotą
A takie jest. Składałem po prostu wnioski o dostęp do informacji publicznej, zadając pytania krzyżowo. Pytałem różne ministerstwa o korespondencję z innymi podmiotami i następnie te właśnie podmioty o listy wysyłane do organów państwa. W ten sposób mogłem łatwo sprawdzić, kto chciałby mnie ewentualnie oszukać. Wystarczyłoby dowiedzieć się, że do jednego z urzędów zostało wysłane pismo, którego ten nie chciał udostępnić. Tak wydobyłem informacje, że prezydent zaangażował się w kampanię reklamową radiowej Trójki i Wedla.
Ważne, by zrozumieć, iż tak można walczyć nie tylko z czekoladowym orłem. Starałem się pokazać, że korzystanie z prawa dostępu do informacji publicznej i monitorowanie
działań organów państwowych może być dla obywateli ważnym narzędziem. Tak można naciskać na państwo właściwie w każdej sprawie. Tymi samymi narzędziami, które wykorzystałem w sprawie "Orzeł może", każdy obywatel jest w stanie walczyć o swoje interesy i respektowanie jego praw.
Dlatego wielu ma Pana za najbardziej wpływowego blogera w Polsce. Nie brakuje jednak i tych, którzy śmieją się, że Vagla krytykuje państwo, gdy konstytucyjne organy komunikują się z obywatelami na Twitterze i Facebooku zamiast skorzystać z Biuletynu Informacji Publicznej, o którym przeciętny Kowalski nigdy nie słyszał.
Wiele razy słyszałem już, że odpłynąłem od rzeczywistości... Co ja mam takiego przeciwko funkcjonowaniu państwa na Twitterze? Po pierwsze, administracji publiczna jest ściśle związana przepisami prawa i nie powinna robić nic poza ramami, które one wyznaczają. To nie jest żadna moja fanaberia, a zasada każdego demokratycznego państwa!
I prawo nie pozwala ministrowi korzystać z Twittera?
Trzeba pamiętać, że państwo dysponuje aparatem przymusu, z którego często korzysta i nie może tego robić poza przepisami prawa. Wielu cieszy się dziś, że państwo pisze do nas na Twitterze i Facebooku. Chyba nie pamiętają oni jednak kazusu Romana Kluski, który został przez państwo zniszczony. Tylko dlatego, że urzędnik wedle własnego uznania interpretował przepisy podatkowe. Tak samo interpretują przepisy ci, którzy w imieniu państwa piszą do nas na portalach społecznościowych.
To element karmienia nas tym" informacyjnym fast foodem". Fragmentaryzacja najważniejszych informacji może służyć tylko manipulowaniu społeczeństwem. Naprawdę nie chciałbym, by państwo polskie rządziło nami za pomocą 140 znaków Twitterze, które łykamy jak pelikany. To niestety może służyć tylko manipulowaniu obywatelami za pomocą prostych PR-owskich komunikatów.
Urzędnicy tłumaczą tymczasem, że właśnie w ten sposób najlepiej mogą komunikować się z obywatelami.
Tylko, że tu pojawia się problem z dyskryminacją obywateli. Dlaczego państwo ma komunikować się teraz tylko z tymi, którzy korzystają z Twittera i Facebooka? Ważne jest też, by państwo budowało zasoby, które mogą stanowić jego pamięć. To niezwykle ważne, a na Twitterze takiej pamięci się po prostu nie uda stworzyć. Dzisiaj jest popularny, a jutro może go nagle nie być. Tak, jak nie było go jeszcze kilka lat temu. A archiwa państwowe są niezmienne i nikt nie kwestionuje tego, że wiele z ich zasobów powinno się przechowywać wiecznie. Dlaczego tych samych standardów nie stosuje się do informacji przekazywanych przez państwo cyfrowo?
Premier kiedyś napisał bardzo ważny list do internautów. Na Blog Forum Gdańsk pokazałem wszystkim, co teraz można znaleźć pod linkiem do tamtego dokumentu. Nic tam już nie ma. List zniknął, jest za to błąd 404. I to chyba jest najważniejsza informacja, którą premier chce dziś internautom przekazać...