Robią ogólnoświatową karierę, a pochodzą z Polski. Mają rzeszę fanów w Kolumbii, właśnie wrócili z trasy koncertowej w Japonii. Ale Pink Freud to niejedyny przykład zjawiskowej zagranicznej kariery. Takich talentów jest zdecydowanie więcej, trzeba się tylko uważnie rozejrzeć.
Sukces grupy Pink Freud to przede wszystkim zasługa jego założyciela oraz lidera Wojtka Mazolewskiego. Pink Freud zadebiutował w 2001 roku płytą "Zawijasy". Świetnie zostały przyjęte także kolejne albumy: "Sorry Music Polska" (2003), "Punk Freud" (2007) i "Monster of Jazz" (2010).
Kolejna płyta "Horse & Power" z 2012 r. to 11 utworów inspirowanych doświadczeniami z tras koncertowych po Polsce i świecie. Można przyjąć, że Pink Freud równie dużo czasu spędza za granicą, co w Polsce i to właśnie tym częstym podróżom i styczności z muzykami, fanami i innymi kreatywnymi ludźmi udaje im się stworzyć coś, co jest ogólnoświatowym fenomenem.
– Pink Freud to ogólnoświatowe zjawisko. Łączą w sobie jazz, elementy punku, ska, brudny jazz. Nie ma drugiego takiego zespołu. Nie bardzo nawet można ten zespół do jakiekolwiek innego porównać. To oryginalność na skalę światową - twierdzi redaktor naczelny jazzsoul.pl Mateusz Ryman.
Podobnie uważa muzyk jazzowy i kompozytor Michał Urbaniak: – Polska jest ciągle uważana za egzotyczny kraj. Świat jest dzisiaj mały, więc szybko można zrobić karierę. Pink Freud jest znany w Polsce, bo odniósł ogromny sukces za granicą. Działają tutaj dwie rzeczy: pochodzenie i oryginalność.
Twórczość Mazolewskiego docenia publiczność w Polsce, Japonii, Meksyku, Kolumbii, Brazylii, Maroku, Niemczech, Austrii, USA, Słowacji czy Czechach. Muzyk dostał m.in. nagrodę III Programu PR za "Monster of Jazz", trzykrotnie wygrywał (jako jego inny projekt "Mazolewski Quintet") ze swoim Pink Freud w kategorii najlepszy zespół elektryczny według prestiżowego Jazz Forum, a od kapituły Stowarzyszenia Melomani otrzymał Jazzowego Oscara. Swój sukces zawdzięcza przede wszystkim ciężkiej pracy (twierdzi, że jest pracoholikiem) oraz długim i konsekwentnym wypracowywaniem własnego stylu. W szybkość tej kariery i wymiar jej zagranicznego sukcesu samemu jest mu ciężko uwierzyć.
W wywiadzie dla trojmiasto.gazeta.pl powiedział:
–Podczas pierwszej trasy po Ameryce Południowej czuliśmy się jak Beatlesi–mieliśmy okładki ogólnokrajowych gazet, wywiady, zdjęcia. Nikt tam o nas wcześniej nie słyszał, ale że trafiliśmy na duży uliczny festiwal, odpowiednik poznańskiej Malty, szybko dotarliśmy do dużej liczby odbiorców. Dziś na naszym fanpage'u zaraz po Polakach najwięcej fanów mamy w Kolumbii!
Sama strona Pink Freud jest przetłumaczona na siedem języków, co wydaje się oczywiste dla artysty, który przez ponad pół roku koncertuje poza granicami Polski. Anglojęzyczna wersja strony jest już powszechnym standardem.
Wśród polskich artystów jest wielu, którym choć udało się zaistnieć za granicą. Są też i tacy, dla których zagraniczni fani są tak samo ważni jak ci polscy. To Behemoth, Vader, Pati Yang, Riverside czy bardzo młody, niszowy zespół Tides from Nebula czy KAMP!. Warto wspomnieć też o nagrywającej dla znanej amerykańskiej wytwórni Blue Note Records Adze Zaryan, czy Monice Bożym, Tomaszu Stańko, Grażynie Auguścik – gwiazdach polskiego i światowego jazzu oraz zespole dj'skim Catz&Dogz.
Polski deathmetal bardzo popularny w USA
Polski Behemoth to jedna z najbardziej znanych grup deathmetalowych na świecie, która na swoim koncie ma już dziewięć płyt. Są znani zarówno w Europie, jak i w USA, gdzie sprzedali ponad 35 tys. egzemplarzy płyty „Demigod”. W ramach promocji płyty zespół zagrał ponad 220 koncertów, a od listopada 2004 roku odbył 3 spektakularne trasy koncertowe w Stanach Zjednoczonych, był oklaskiwany w Ameryce Południowej, Rosji, Turcji, Kanadzie, odwiedził Australię, gdzie zagrał tournee jako "headliner". Klasę i sukcesy Behemoth niejednokrotnie podkreślały światowe media muzyczne (publikacje w magazynach Revolver, Terrorizer) jak również największe gazety w Stanach Zjednoczonych (L.A. Weekly). Na popularność Behemotha nie pozostały obojętne najpopularniejsze stacje muzyczne na świecie (MTV, Fuse TV), które regularnie emitują videoklipy oraz informują o osiągnięciach zespołu.
Europa chłonie polski rock
Tides from Nebula to młody zespół, choć już znany za granicą. Ta określana mianem post–rockowego bandu grupa powstała w 2008 roku. Już rok później zagrała swoją pierwszą europejską trasę koncertową obejmującą 10 koncertów w Niemczech, Belgii, Francji oraz Austrii. W 2010 roku zespół zagrał łącznie 40 koncertów w Polsce i w Europie Zachodniej.
Przez kolejne półtora roku TFN zaznaczyło swoją koncertową obecność na takich imprezach jak: Rock in Summer w Warszawie, gdzie supportował zespół Deftones, OFF Festiwal w Katowicach, czy na Męskim Graniu 2012 we Wrocławiu, na które zaprosiła ich dyrektor artystyczna Katarzyna Nosowska. Zespół skupiony był jednak głównie na promocji za granicą – odwiedził po raz pierwszy Moskwę, gdzie zagrał przed 600 osobową publicznością. Rekord padł jednak w Sofii - zabrakło biletów.
Krucha blondynka na Wyspach
Pati Yang wychowywała się w rock&roll-owym środowisku (jej ojczymem był Janek Borysewicz), To ona zaśpiewała "a ja wolę moją mamę" na płycie Majki Jeżowskiej, a później pobierała lekcje śpiewu u Elżbiety Zapendowskiej, która radziła jej: „dziecko, są jeszcze inne zajęcia, gimnastyka albo balet, może powinnaś pójść raczej tam?”.
To nie zniechęciło artystki i swój pierwszy album "Jaszczurka" wydała w 1988 roku Po przeprowadzce do Londynu, wspólnie z mężem Stephenem Hiltonem, założyła projekt "Children". Równocześnie nawiązała współpracę ze znanymi muzykami, jak David Holmes , David Arnold (twórca muzyki do filmów o Jamesie Bondzie). Album "Silent Treatment", który ukazał się w październiku 2005 roku, nagrywany był w legendarnym Air Studio, należącym do sir George'a Martina, nazywanego często "piątym Beatlesem". Na singlu promujący płytę znalazł się utwór "All That Is Thirst", do którego powstał niezwykły teledysk. Pati więcej czasu spędza ostatnio w Wielkiej Brytanii, czy Nowym Yorku niż w Polsce. W 2011roku Pati Yang, czyli Patrycja Hilton wydała płytę "Wires and Sparks".
Wniosek jest jeden–polscy artyści są coraz częściej zauważani za granicą. Największymi szczęściarzami są deathmetalowcy, czy jazzmani, choć wystarczy sobie przypomnieć jak ogromną popularnością jeszcze kilka lat temu cieszył się nieistniejący dziś zespół Sistars. Zespoły i muzycy, którym poza Polską udaje się zdobyć serca fanów to głównie oryginalni indywidualiści, którzy specjalizują się w konkretnym stylu, choć nie boją się łączenia gatunków. Muzyka pop jako sukces marketingowców i pr-owców nie konkuruje w tej dziedzinie z metalem, rockiem, czy jazzem, gdzie najważniejszy jest i będzie właśnie talent. Pink Freud mogą być traktowani jak Beatelsi, a nam Polakom, bardzo to pasuje.