Andrzej Biernat jako minister sportu na pewno będzie współpracował z Ireneuszem Rasiem, przewodniczącym sejmowej komisji sportu, który w przeszłości ostro krytykował Joannę Muchę. Dzisiaj nie chce źle mówić o odchodzącej minister. W "Bez autoryzacji" kreśli plany na przyszłość. – Od jakiegoś czasu mówię, że ile pieniędzy, tyle siły polskiego sportu – mówi.
Można już do pana mówić "panie wiceministrze sportu"?
Nie, nie wiem skąd takie pytanie. Nie.
Jest pan jednym z najbliższych politycznych współpracowników Andrzeja Biernata, więc może rozmawiali już panowie na temat bliższej współpracy w resorcie?
Nie.
A pan chciałby wejść do rządu czy zostać w komisji sportu?
Te pytania odbieram jako w ogóle niepostawione, bo nie mają żadnego uzasadnienia.
W czym minister Biernat musi być lepszy od minister Muchy, co jej nie wyszło?
Nie chciałbym komentować przeszłości. Dla mnie, i myślę, że dla ministra Biernata także, najważniejsza jest przyszłość. Pozytywne było zwrócenie uwagi na to, że młodzi ludzie w szkołach stronią od kultury fizycznej i sportu, lekcji wychowania fizycznego, zajęć pozalekcyjnych. Teraz trzeba znaleźć narzędzia, żeby ten stan rzeczy zmienić i to jest element tej pozytywnej gry w obszarze sportu powszechnego.
Natomiast jeśli chodzi o sport profesjonalny, wyczynowy, to trzeba ułożyć sobie relacje ze związkami, federacjami sportowymi na zasadzie zaufania, ale także rozliczania. Ale więcej zaufania, po to, by Polacy dostali to, czego chcą. A Polacy oczekują sukcesów na rozmaitych arenach międzynarodowych, gdzie polscy sportowcy biją się o wyniki. Myślę, że tu jest olbrzymie pole do naprawy.
To zaufanie zostało nadszarpnięte przez nowe zasady finansowania sportu. Trzeba je zmienić?
To nie jest kwestia sytemu. W ostatnich latach, po Euro, jest mniej pieniędzy na sport. I stąd się bierze problem, to był główny kłopot poprzedniej minister. Od jakiegoś czasu mówię, że ile pieniędzy, tyle siły polskiego sportu. Dzisiaj od czynnika finansowego zależy, czy polskie federacje, polscy sportowcy będą doskonale przygotowani i czy młodzi sportowcy, którzy mają za kilka lat lat zajmować miejsca dzisiejszych liderów mogli z sukcesem walczyć o medale. Więc głównie walka o pieniądze.
Chyba nie spodziewa się pan, że minister Szczurek będzie bardziej hojny niż minister Rostowski? Kryzys nadal trwa. Więc może to kwestia tego, jak pieniądze mądrze, i mądrzej niż teraz, wydawać?
Z jednej strony tak. Ale uważam, że aby je mądrze i skuteczniej wydawać, musi być ich więcej. Tu nie chodzi o miliardy, ale o mniejsze kwoty. Więc mam nadzieję, że te środki da się zwiększyć, nawet w obecnej sytuacji budżetowej. Są pewne pomysły, jak te pieniądze wydać. Jest dla mnie oczywiste, że wraz ze wzrostem gospodarczym, o którym się nie mówi, a który w kolejnych kwartałach ma być jeszcze wyższy, sport dostanie więcej środków.
Skoro tak potrzeba pieniędzy, to bez sensu wydajemy kilka czy kilkanaście milionów na kampanię przygotowującą ofertę Krakowa jako kandydata na gospodarza Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 2022 roku?
Ja bym tego nie wykluczał. Jeśli pan popatrzy na badania opinii publicznej w Polsce, to 2/3 mieszkańców Polski akceptuje tę aplikację. Jeśli chodzi o promocję Polski to nieco większy projekt, niż tylko sportowy. Gospodarzem ze strony państwa jest ministerstwo sportu, ale tu chodzi o nieco więcej. Chcemy, by Polska dalej się promowała. Euro przyniosło sukces, więc Zimowe Igrzyska Olimpijskie, impreza która powinna kosztować mniej, może być drugim projektem promującym Polskę poprzez wielką imprezę sportową.
Nowi ministrowie mówili wczoraj, że ich poprzednicy dobrze radzili sobie z resortem i oni chcą kontynuować zaczęte przez nich projekty. Po co więc była ta rekonstrukcja, skoro nie pociąga za sobą żadnej zmiany programowej?
Wczoraj to zostało powiedziane i chyba sami ministrowie o tym mówili, że niektórzy są zmęczeni, potrzebują zmiany. Zostawili przez te lata trochę serca. Nie ukrywajmy, że ci, którzy zostali wyłonieni, to w tych obszarach premier oczekuje szybszego działania. Poprzednio było nieźle, ale chcemy rządzić lepiej. Te nowe twarze dają dzisiaj premierowi gwarancję lepszych rządów, skuteczniejszych, bardziej dynamicznych.
Rozumiem, że zmęczony może być minister Rostowski może być po sześciu latach zmęczony. Ale minister Szumilas, dwa lata na stanowisku, mówiła dzisiaj…
Ale minister Szumilas wcześniej była cztery lata sekretarzem stanu.
Pani minister powiedziała w Polsat News, że jej dymisja była spowodowana "potrzebą chwili".
Pozostawmy tym ludziom komunikowania się dzisiaj. Po tych latach pracy oni przekazują swoje odczucia, ale niewątpliwie ta zmiana ma mieć charakter usprawnienia.
W sobotę, na Konwencji Krajowej, mamy usłyszeć plan premiera na kolejne dwa lata. Zmiany w jakich konkretnych dziedzinach pracy rządu się pan spodziewa?
Z tej rekonstrukcji można wyczytać, że naszym głównym dążeniem będzie skuteczna walka o tzw. politykę wzrostu. Opozycja o tym nie pamięta, dziennikarze złośliwie też, a pierwszym naszym hasłem wyborczym, dwa lata temu, było pozyskanie środków unijnych. To się udało i mówiła wczoraj o tym minister Bieńkowska.
Stąd też dobre wydatkowanie tych pieniędzy to właśnie polityka wzrostu, modernizacja Polski poprzez inwestycje. A inwestycje uruchamiają nowe miejsca pracy, więc trzeba te pieniądze wydać najlepiej jak się da. I ta symboliczna decyzja o połączeniu ministerstwa rozwoju z infrastrukturą. Uważam, że to znaczące, bo poza potrzebą bezpieczeństwa, to najważniejsza rzecz, którą Polacy wskazują w badaniach.