W środową noc piloci towarowego jumbo jeta wylądowali spokojnie na lotnisku w mieście Wichita i z zadowoleniem poinformowali o zakończeniu podróży kontrolę lotów. Jakież musiało być ich zdziwienie, gdy usłyszeli, że posadzili maszynę nie tam, gdzie było trzeba. Miasto wprawdzie się zgadzało, ale port już nie. Celem lotu była bowiem oddalona o kilka kilometrów baza wojskowa.
Boeing 747 Dreamlifter, pogrubiona wersja jumbo jeta, miał wylądować w środę na terenie McConnell Air Force Base. Do wojskowej bazy jednak nie doleciał, gdyż piloci posadzili go kilka kilometrów dalej, na lotnisku im. płk. Jamesa Jabary. Samolot nie uległ żadnej awarii, która zmuszałaby załogę do nieplanowanego lądowania. Lotnicy po prostu pomylili lotniska, biorąc mały port za wojskową bazę.
Ich błąd może się wydawać zabawny, ale właścicielowi maszyny oraz obsłudze lotniska im. płk. Jabary wcale nie było do śmiechu. Pas małego portu nie jest bowiem przystosowany do obsługi tak dużego samolotu, który może mieć poważne problemy z ponownym wystartowaniem.
Droga startowa, na której się zatrzymał, ma tylko 1 860 metrów długości, co najmniej o 300 za mało. Niemniej piloci mają podjąć próbę wzbicia się w powietrze. Przed jej rozpoczęciem boeing będzie musiał jeszcze zostać obrócony przy pomocy wysłanego na miejsce holownika. Władze miasta poinformowały, że niespodziewany gość nie uszkodził płyty lotniska, nikt nie został też ranny.