Wśród osób kupujących fałszywe obrazy Marka Rothki, Jacksona Pollocka i Willema de Kooniga był między innymi słynny hollywoodzki agent - Phil Gersh, przedstawiciele Muzeum Kempera w Kansas, belgijski finansista Pierre Lagrange oraz członkowie firmy Gurr Johns, zajmującej się spekulacjami na rynku sztuki. Wszyscy dali się wrobić chińskiemu malarzowi, który "tworzył nieznane dzieła" w swojej pracowni w Queens.
To jedno z największych fałszerstw ostatnich dziesięcioleci doprowadziło do zamknięcia działającej ponad 165 lat galerii Knoedler.
Na stronie internetowej "The Art Newspaper"opublikowano listę osób, które w ostatnich latach kupiły fałszywe obrazy w nieistniejącej już nowojorskiej Knoedler Gallery. Okazuje się, że jest ich już około 30 - głównie wpływowych kolekcjonerów i biznesmenów, którzy w pierwszej dekadzie XXI wieku kupowali za niebotyczne kwoty obrazy twórców związanych z tzw. szkołą nowojorską, głównie Jacksona Pollocka i Marka Rothko.
Obrazy tych twórców nie są zbyt trudne do podrobienia, raczej zaskakujące jest to, że dotychczas nikt nie wpadł na podobny pomysł. Pollock tworzył swoje prace rozchlapując różnokolorową farbę na płótnie, Rothko zaś dzielił płaszczyznę obrazu na dwie części i malował je na różne kolory. Według krytyków jego prace to "transcendentalna wizja emocjonalnego aspektu koloru". Być może.
W zeszłym tygodniu pojawiły się nowe zarzuty w procesach sądowych przeciwko zamkniętej galerii, a właściwie jej byłej dyrektor Ann Freedman oraz handlarce sztuki Glafirze Rosales. Według prokuratury to właśnie Rosales miała dostarczać galerii fałszywe dzieła sztuki. Oskarżona już we wrześniu przyznała się do winy, twierdząc, że wszystkie obrazy, jakie dostarczyła do galerii, były fałszywe.
W toku postępowania okazało się, że fałszywe obrazy, dostarczone do galerii Knoedler były ostatnim ratunkiem dla upadającej firmy - gdyby nie intratna sprzedaż (od 1994 do 2011 roku galeria zarobiła 29.5 mln dolarów) straty galerii wyniosłyby ok. 3,2 mln. dol.
Wszystkie falsyfikaty miały pochodzić z jednego źródła. Galfira Rosales twierdziła, że pośredniczyła w sprzedażach fałszywych dzieł skupując je od meksykańskiego kolekcjonera, który nalegał na anonimowość. ich nagłe pojawienie się na rynku miał tłumaczyć fakt, że kolekcjoner kupował prace bezpośrednio od artystów, po czym przechowywał je przez dłuższy czas. Jak podał polski portal "Rynek i Sztuka" rzekomym autorem przekonujących fałszerstw okazał się malarz chińskiego pochodzenia, mieszkający w nowojorskiej dzielnicy Queens.
To jeden z największych skandali ostatnich lat związanych ze sprzedażą dzieł sztuki. A może to tubalny śmiech z głupoty i absurdu współczesnego rynku sztuki?