
Premier Donald Tusk nie spełnił oczekiwań części komentatorów, bo nie przedstawił konkretnych propozycji na kolejne dwa lata rządów. Wśród zawiedzionych jest Jacek Żakowski, który ocenia, że zamiast worka prezentów, czyli konkretów, dostaliśmy worek puchu. Niezbyt przychylnie o kształcie rekonstrukcji wypowiadają się także Tomasz Lis i Janina Paradowska. – Tak zwana rekonstrukcja rządu Tuska uderza brakiem rozmachu i wręcz brutalnym pragmatyzmem – stwierdził Lis na łamach "Newsweeka".
Szanowny Panie Premierze, gdy kryzys zaczyna słabnąć, a notowania Pańskiej partii i rządu niebezpiecznie spadają, nowe otwarcie zdawało się konieczne. Ale powinno to być otwarcie na coś określonego. A dostaliśmy spektakl, który byłby na miejscu, gdyby tydzień temu połowa rządu uciekła na Tempelhof albo padła ofiarą CBA. CZYTAJ WIĘCEJ
Żakowski wylicza konkretne hasła, którym zabrakło dopełnienia o konkrety. Bo chociaż premier mówił o bezpieczeństwie pracy, nie zająknął się o likwidacji "śmieciówek" ani o gwarancjach zatrudnienia. Konkretów zabrakło też w wypowiedziach nowych ministrów, a jedyną pochwałę dostaje od Żakowskiego Joanna Kluzik-Rostkowska. Dziennikarz ocenia, że zamiast prezentów od Świętego Mikołaja Tuska dostaliśmy worek puchu.
Tomasz Lis: Brak rozmachu, brutalny pragmatyzm
Rekonstrukcji rządu przyjrzał się także Tomasz Lis, który również nie jest nią zachwycony. Według niego rekonstrukcja "uderza brakiem rozmachu i wręcz brutalnym pragmatyzmem".
O realnym politycznym planie premiera, choć także o jego dramatycznie zmniejszającym się polu manewru, właściwie wszystko mówią dwie decyzje. Wyniesienie do rangi wicepremiera Elżbiety Bieńkowskiej i obniżenie do niespotykanie niskiej po 1989 r. rangi pozycji ministra finansów. Człowiek od pilnowania kasy został sprowadzony do roli księgowego i otwieracza państwowego sejfu, gigantyczny awans zanotowała osoba odpowiedzialna za wydawanie pieniędzy. CZYTAJ WIĘCEJ
Lis zauważył, że pomniejszenie pozycji ministra finansów jest w pewnej mierze efektem niechęci mocniejszych kandydatów na to stanowisko do jego objęcia. Być może owa niechęć wynikała ze znajomości nie najlepszej kondycji finansów państwa, o której wiele mówi rosnący w szybkim tempie dług publiczny. Być może u jej podstaw leżała obawa przed zostaniem "twarzą" rządowej reformy OFE.
Nie ma co ukrywać: Tusk nie próbował stworzyć dream teamu (abstrahując od tego, że na tym etapie byłoby to szalenie trudne). Zagrał kartą mocną i pewną. Może mieć szczęście, bo gdyby wygrał trzecią kadencję, era korzystania z naszego unijnego planu Marshalla, niemal w całości przypadłaby na czas jego rządów. Wątpliwe jednak, czy Polakom wystarczy wizja Polski autostradowej. Trzeba o wiele, naprawdę o wiele więcej. Jeśli tego o wiele więcej nie będzie, cała ta rekonstrukcja i niby-nowe otwarcie zostanie słusznie zapomniane jako nic nieznaczący epizod. CZYTAJ WIĘCEJ
"Tak trywialnego polityka od dawna nie widziałam"
Uwagę Janiny Paradowskiej pochłonęła natomiast nominacja na stanowisko ministra sportu Andrzeja Biernata. – Tak trywialnego polityka od dawna nie widziałam i nie słyszałam – stwierdziła publicystka na antenie radia TOK FM. Jej zdaniem lepiej by było, gdyby na czele resortu w dalszym ciągu stała Joanna Mucha. – Została skrzywdzona, złożona na ołtarzu bardzo wątpliwych interesów partyjnych. Ganię za to premiera. Po prostu nie uchodziło czegoś takiego wykonać – powiedziała Paradowska.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"

