"Między nami" Małgorzaty Tusk miało być wizerunkowym ratunkiem dla słabnącej popularności premiera. Ale to raczej obraz nieszczęśliwej kobiety, która przez całe życie próbuje udowodnić (przede wszystkim sobie), że jest niezależna od męża. I chociaż w książce nie brakuje scen, które przedstawiają premiera w dobrym świetle, to ogólna jej wymowa raczej obciąża Donalda Tuska, a nie mu pomaga.
Smutna, zmęczona życiem i samotna kobieta, starająca wyrwać się z cienia męża - taki obraz Małgorzaty Tusk wyłania się z jej autobiografii "Między nami". Czytając ją można odnieść wrażenie, że okres beztroski i szczęścia skończył się dla autorki wraz z wyjściem za mąż za Donalda Tuska, w książce nazywanego zawsze "Donkiem". I chociaż ślub wzięli z miłości (i chęci ucieczki od rodziców), to po pierwsze, miłość szybko przygasła, a po drugie i tak wkrótce musieli zamieszkać u teściów Małgorzaty.
Wyjęta spod klosza rodziców młoda dziewczyna musiała się zacząć mierzyć z trudną codziennością PRL-u. W książce nie brakuje opisów, jak ciężko pracuje jej mąż, by zarobić na wspólne utrzymanie, ale jednocześnie na każdym kroku pojawiają się narzekania, że ciągle go nie ma, bo zajmuje się działalnością opozycyjną.
Kłopoty nawarstwiają się, kiedy rodzi się syn Michał. Przytoczona nowymi obowiązkami i zmagająca się z depresją poporodową Małgorzata Tusk nie znajduje w swoim mężu żadnego oparcia. Dlatego szuka innej podpory, więc wiąże się z innym mężczyzną i chce odejść od Donalda. Ckliwy opis walki przyszłego premiera o przetrwanie związku wzruszy na pewno wiele czytelniczek (a może i czytelników).
Fragment książki "Między nami"
- No dobra, jak zdobędziesz te sanki, zostanę z tobą. (...) Następnego dnia, a był to ostatni dzień przed moją wyprowadzką, gotuję zupę dla Michałka, a tu raptem otwierają się drzwi i w tych drzwiach pojawia się Donek z sankami (...) Oczy mu się śmieją, na twarzy maluje się bezgraniczne szczęście, trzyma te sanki jak najważniejsze trofeum świata i mówi: - Mam sanki. Zostajesz! A ja nawet przez chwilę nie sądziłam, że on to weźmie na seri i że w konsekwencji wyjdzie z tego okrutna drwina. - No, tak... Ale... Donek, ja przecież żartowałam. Zamarł.
Dalej czytamy o tym, jak Donald Tusk godzinami przesiaduje na ławce przed blokiem i czeka na swoją żonę. W końcu ta decyduje się do niego wrócić. I zaczyna budować mechanizm odgradzania, czy uwalniania się od męża. Wyraźnie akcentowała to w ostatniej "Kropce nad i". - Pyta mnie pani o męża, od którego próbuję się uwolnić - stwierdziła. Kto chciałby usłyszeć takie słowa od żony?
Zarówno w programie Moniki Olejnik, jak i w książce, Małgorzata Tusk opowiedziała sporo anegdotek, które pokazują mało poważną, czy wręcz groteskową stronę premiera. I chociaż dla zwykle dla polityka pokazanie się w niepolitycznej scenerii to błogosławieństwo, które skutkuje wzrostem poparcia, w tym przypadku tak raczej nie będzie. W TVN24 Tusk powtórzyła, że jej mąż płacze na "Królu Lwie", co wywołało falę kpin. Dziennikarze stwierdzili, że PR-owcy premiera właśnie strzelają sobie w głowę.
Ale w głowę mógł sobie strzelić i sam premier, czytając wspomnienia swojej żony. To przeciętnie napisana książka, bardziej w stylu "mój pamiętniczku, jaki ten świat zły", niż ciekawy portrety ostatnich kilkudziesięciu lat opowiedziany z perspektywy konkretnej osoby. A w pamiętnikach autorzy często skarżą się na cały świat.
Tak jest i w tym przypadku. Wraz z rosnącą pozycją polityczną i coraz większym zaangażowaniem się "Donka" w politykę, Małgorzata czuje, że w porównaniu z nim nic nie osiągnęła. Przez wiele lat nie pracuje, a dopiero w latach 90. zaczęła pracować w lokalnej fundacji. Po kilku latach i to się pani premierowej znudziło.
Ucieczką od szarzyzny życia były wycieczki: a to na obóz tenisowy, a to na narty, a to do Meksyku czy do USA. Jednak wraz z rosnącą pozycją polityczną męża dla Małgorzaty Tusk jasne stawało się, że zawsze będzie żoną Donalda, a nie Małgorzatą Tusk. Dlatego wydaje się, że z czasem jej oczekiwania malały.
Z trudem, ale przyzwyczaiła się do rządowej rezydencji przy ul. Parkowej w Warszawie. Chociaż było ciężko, bo wnętrze zbyt ascetyczne, bo BOR, bo brak znajomych, bo spotkania z żonami zagranicznych gości (a w programie Moniki Olejnik zaznaczyła, że będąc tam, tęskni za regałem i kotem w Sopocie). No i do tego ta polityka. Małgorzata Tusk z wyraźną niechęcią opowiada o trasie Tuskobusu. Przyznaje, że odetchnęła, gdy powiedziano jej, że nie będzie musiała towarzyszyć mężowi.
Czy ta ulga nie towarzyszyłaby jej także wtedy, gdyby w święta 1982 roku nie pozwoliła Donaldowi Tuskowi ponownie się wprowadzić?