– Awangarda finansowana z państwowych pieniędzy to chałtura nie sztuka. Jeżeli artyści chcą eksperymentować, niech robią to w prywatnych teatrach czy galeriach - mówił w rozmowie z naTemat Rafał Ziemkiewicz. Czy o wymowie sztuki powinien decydować sposób jej finansowania? I czy wyjście do teatru musi być od razu deklaracją polityczną?
Jan Klata w rozmowie z Konradem Piaseckim obszernie skomentował ostatnie wydarzenia w krakowskim Narodowym Starym Teatrze. – Dwa tygodnie temu mieliśmy okazję obcować z tak zwaną spontaniczną reakcją kilkunastu osób, które przypadkowo zupełnie zabrały ze sobą gwizdek, żeby spontanicznie zademonstrować przeciwko - jak to nazwano - kopulacji na scenie, co było delikatną sceną erotyczną (...) – mówił reżyser w Radiu RMF FM. Rzekoma spontaniczność akcji została zakwestionowana już tego samego dnia, co więcej, jej adwersarze wielokrotnie podkreślali jawność przynależności politycznej oburzonych widzów. Teatr zawiesi próby przedstawienia.
Klata powiedział również, że obecnie mamy do czynienia z “medialną paranoją”, która wywołuje niewybredne komentarze pod jego adresem. – Na portalach można się dowiedzieć, że jestem Żydem, tęczowym pedałem, chazarem, pornoklatą i tak dalej. Z rzeczywistością na scenie ma to niewiele wspólnego - mówił w audycji Konrada Piaseckiego.
Ta deklaracja zniesmaczyła prawicowego publicystę, Rafała Ziemkiewicza, który uznał, że ta sytuacja to “nowa, świecka tradycja”, w której “każdy skompromitowany palant odstawia męczennika, że go ktoś niby nazwał Żydem”. Co w takim razie jest teraz przedmiotem sporu - sama sztuka czy reakcja na jej odbiór? A może sztuka nie jest tylko konglomeratem estetyki i pewnej treści, ale jawną manifestacją polityczną? I czy kiedykolwiek była apolityczna?
Według Ziemkiewicza reakcja Klaty jest jednym ze sposobów autokreacji. – Nastaje teraz moda na udawanie męczennika - mówi publicysta. – Jak pokazał przykład Wojewódzkiego, nie można przesadzać, bo zmyślanie, że zostało czymś oblanym kończy się śledztwem i kompromitacją. Jak Klata mówi, że ktoś do niego napisał "ty Żydzie", to nikt tego nie sprawdzi, a on szpanuje na salonach jak cierpi od ciemnogrodu opluwającego sztukę - dodaje Ziemkiewicz.
W Polsce “epitet” tego rodzaju zazwyczaj ma negatywną konotację, co tłumaczy się przede wszystkim pop-antysemityzmem. Ale rozróżnienie na “ciemnogród opluwający sztukę” i “tęczowych pedałów” którzy tę sztukę tworzą to tak naprawdę spór o aksjologię sztuki i kształt współczesnej kultury. A może i polityki? A może to jedno i to samo?
Ziemkiewicz sam uprawia prywatną martyrologię bycia "wykluczonym", czy "wyśmiewanym". – Jestem już przyzwyczajony, że pod każdym moim tekstem pojawia się mnóstwo bluzgów, w dodatku pisanych przez osoby wynajmowane przez pewną partię polityczną. Oburzać się, że ktoś naubliżał - to żałosne - mówi Ziemkiewicz. Na “oburzaniu się” partie zbijają największy kapitał polityczny, to samo tyczy się tez artystów, w tym pisarzy, którzy bynajmniej nie są wolni od ideowych afiliacji.
– Oburzam się, jeżeli ktoś wydaje moje własne pieniądze na chałtury, które epatują tanim skandalem albo wręcz sraniem na głowę takim ludziom jak ja. Ze środków publicznych powinno się finansować przede wszystkim konserwację zabytków, filharmonię, operę- dziedzictwo, klasykę, ale nie awangardy - mówi Ziemkiewicz.
Rzeczywiście, w swoich sądach nie jest osamotniony. Według wielu Polaków instytucje kultury mają za zadanie przede wszystkim prezentować i promować sztukę z pewnego obszaru znaczeniowego, czyli - w sporym uproszczeniu - takich, które powinny mieć tak zwaną “wartość”. Tworzą ją odwołania do takich haseł jak “ojczyzna”, “polskość”, “tożsamość”, i “naród”. “Dobre” dzieło jest wtedy, kiedy te kategorie redefiniuje, “wybitne” - kiedy je gloryfikuje bez popadania w patos, a “hańbiące” - gdy do dyskursu narodowo-patriotycznego włącza się motywy z sekcji profanum - seks, goliznę, gówno, “k*rwę” rzuconą ze sceny. I wcale się takiemu myśleniu nie dziwię - składają się na nie lata tradycji które budują komfort stałości ideałów. A ten w dobie chaosu jest niezwykle kuszący.
Według wielu w Teatrze Narodowym nie należy “szargać” świętości. Tego typu instytucje powinny być enklawą, w której trzeba zadawać pytania tylko o polskość i oczekiwać tylko wzniosłych odpowiedzi. Ale czy o wielką historię nie można zapytać w prywatnej galerii, a w państwowym teatrze o płeć, popkulturę, tabloidy?
Czy teatr finansowany ze środków publicznych od razu musi być skostniałą bryłą złożoną z chochołów, czapek z pór, Winkelriedów i Chrystusów Królów Gmin? I w końcu - czy zastanawianie się nad czymkolwiek innym niż nad polskością wyklucza polskość?
Jan Klata w rozmowie z Konradem Piaseckim mówił: – Na czele tej grupki stoi jakiś pan, który 20, czy 30 lat temu pracował w Narodowym Starym Teatrze, w związku z tym jest przekonany, że wtedy było lepiej, wtedy było narodowo, dlatego my w Teatrze Narodowym powinniśmy robić tylko narodowe sztuki. Ja rozumiem, że w Teatrze Polskim powinny być tylko polskie sztuki, a w Teatrze Rozmaitości rozmaite, a w Teatrze Łaźnia Nowa powinniśmy grać na golasa - ironizował. I ten cytat tak naprawdę jest zaproszeniem do dyskusji o misji polskiej kultury. A może to właśnie dyskusja jest jej misją?
Na pytanie, czy widział sztukę "Do Damaszku", Ziemkiewicz odpowiedział: – Nie, sztuki nie widziałem i nie mam zamiaru jej oglądać. Mam pełne zaufanie do krytyka teatralnego, Andrzeja Horubały, który o spektaklu Klaty nie wypowiadał się zbyt przychylnie – dodał. To sposób, który stosują absolutnie wszyscy konsumenci kultury. Wybieramy to, co jest zgodne z naszym gustem, upodobaniami, niszą - często również ideową.
Warto się zastanowić, czy za każdym razem, jak wychodzimy do państwowego teatru musimy pochylać się nad swoją polskością. Czy nie ma już innych motywów, czy zawsze "naród", "honor" i "ojczyzna" będą epatować z każdego "wielkiego" dzieła? Rozkładanie polskości na czynniki pierwsze przy każdej okazji jest nużące, ale z drugiej strony - piętnujemy ucieczkę od tego motywu.
Na koniec pojawia się jeszcze jedno pytanie: czy tak silne upolitycznienie sztuki, włączenie jej w dyskurs my-oni, ciemnogród-postępowiec jest dla tzw. "przeciętnego" widza komfortowe. Sztuka nie musi być deklaracją polityczną, powinna wzbudzać emocje, dobrze, gdy motywuje do dyskusji. Wyjście do teatru, galerii czy kina wcale nie musi być jednoznaczne z przynależnością do określonej frakcji politycznej. Czasem warto zostawić sztukę w neutralnej politycznie sferze wolności artystycznej.