Nowy minister finansów Mateusz Szczurek o powołaniu dowiedział się w poniedziałek. W środę już został ogłoszony szefem resortu. Wcześniej zaś przez kilkanaście lat pracował w ING – prywatnej instytucji finansowej, która posiada największe OFE w Polsce. - Dla mnie to klasyczny konflikt interesów. Umowę o pracę można zerwać z dnia na dzień, ale interesów i obowiązków zostawić tak nie można – grzmi poseł Zbigniew Kuźmiuk z PiS.
Kuźmiuk w swoim wpisie na blogu zasugerował, że niewłaściwa jest sytuacja, w której ministrem finansów zostaje ktoś, kto dzień wcześniej jeszcze pracował dla wielkiej instytucji finansowej, a na dodatek posiadającej największy Otwarty Fundusz Emerytalny w Polsce. Poseł PiS podkreśla przy tym, że w ustawie znajdują się "bonusy" dla Powszechnych Towarzystw Emerytalnych, których to minister Szczurek, być może, ma przypilnować. To znaczy: upewnić się, żeby bonusy nie zniknęły.
– Jestem przekonany, że nie powinno dochodzić do takich sytuacji. Kilkanaście lat w tej samej firmie, na jednym z najważniejszych stanowisk, a potem z dnia na dzień przejście na stołek ministra. Dla mnie to klasyczny konflikt interesów – mówi nam Kuźmiuk.
W banku od '97
Przyglądając się karierze ministra, faktycznie można odnieść takie wrażenie. Poza pracą naukową na Uniwersytecie Warszawskim – to tam Szczurek zdobył tytuł doktora – praktycznie całe życie zawodowe spędził on w ING. Zaczął tam pracę w 1997 roku jako ekonomista. W 2011 został głównym ekonomistą ING na Europę Środkowo-Wschodnią.
Czym zajmuje się taka osoba? Ma, w zasadzie, dwa główne zadania: odpowiada za prognozy makroekonomiczne i reprezentuje bank w mediach. Oprócz tego główny ekonomista może np. pisać rynkowe komentarze i, oczywiście, pozostaje w kontakcie z zarządem banku, by mu pomagać kreować politykę instytucji. Kto ma bowiem wiedzieć, co ma robić bank, jeśli nie osoba, która analizuje wszystkie ruchy i sytuacje w gospodarce?
Tym samym główny ekonomista jest postacią niezmiernie ważną – bo to na prognozach, za które odpowiada, opiera się wiele działań finansowych instytucji. Mateusz Szczurek pełnił taką funkcję w jednym z największych prywatnych banków w Polsce i niewątpliwie sporo od niego zależało. Robił to, na dodatek, w firmie posiadającej największe OFE w kraju. Od razu więc, po jego nominacji, pojawiły się pytania, czy nowy minister pochodzący z takiej instytucji oznacza zaniechanie reformy OFE. Dziś już wiemy, że nie – Szczurek nie ma zamiaru protestować w tej sprawie i doprowadzi reformę do końca.
Pilnowanie bonusów? Wątpliwe
Od razu należy wyjaśnić tutaj, że zarzut Zbigniewa Kuźmiuka, jakoby Szczurek miał pilnować reformy OFE i zawartych w niej "bonusów" dla PTE, trudno uznać za zasadny. Z prostego powodu: niemal do samego dnia rekonstrukcji Mateusz Szczurek o swojej nominacji nie wiedział. Jak przyznał w jednym z wywiadów, propozycję otrzymał w poniedziałek, a rekonstrukcję ogłoszono we wtorek. Na decyzję miał więc mało czasu i trudno sądzić, że zdecydowałby się na ryzykowną i gorzej płatną posadę w ministerstwie tylko po to, by być tajnym agentem OFE i pilnować "bonusów".
Prawdopodobieństwo, że bonusowe zapisy wypadłyby z ustawy, było bardzo małe – rząd i tak na przepchnięcie reformy przez proces legislacyjny ma bardzo mało czasu. Gdyby chciał coś jeszcze zmieniać, zajęłoby to kolejne, cenne dni. Szczurek jako wnikliwy obserwator i świetny analityk na pewno o tym wiedział – więc pilnować reformy nie było po co.
Banki nie muszą nikogo wysyłać
Naiwne też byłoby przypuszczenie, że to bank – czy banki lub OFE – oddelegowały ministra do takiej pracy. Jak wyżej – nie miałyby po co, bo rządowi zależy na jak najszybszym przyjęciu reformy i na grzebanie w niej już nie ma czasu. Poza tym, kiedy banki miałyby o tym decydować? Przypomnijmy, że przed Szczurkiem propozycje złożono kilku innym osobom, zarówno z prywatnych instytucji finansowych, jak i politykom. Wszyscy odmówili.
Już zupełnie nierealne wydaje się wysłanie do takiego pilnowania jednego z naprawdę najzdolniejszych ekonomistów, człowieka świetnie odnajdującego się w mediach i mającego niesamowite wyczucie gospodarki. Bankom tacy eksperci nie zdarzają się codziennie i wątpliwe, by ING chętnie żegnało Szczurka. Oddelegowanie go, by pilnował jednej tylko ustawy, która już za chwilę zostanie przyjęta przez Sejm, byłoby ze strony banków niezbyt mądre i trudno o to posądzać finansjerę.
Gdzie ten konflikt?
Koledzy Szczurka po fachu nie chcą komentować teorii o konflikcie interesów, uważają je za wyssane z palca. Jak mówi mi inny ekonomista dużego banku: - Dostał taką propozycję, przyjął ją, o czym tu mówić? Nie szukajmy teorii spiskowych tam, gdzie ich nie ma. Mateusz wybrał politykę, może po prostu poczuł misję.
Gdy dopytuję, czy przejście z dużej instytucji finansowej do ministerstwa z dnia na dzień, na dodatek instytucji mającej największy OFE, wygląda nieco zaskakująco, by nie rzec – podejrzanie, ekonomista szybko ucina te spekulacje. - Szczurek ma właśnie wcielić w życie reformę, która mimo niektórzy korzystnych zapisów, w swoim głównym zamyśle jest finansjerze i OFE wybitnie nie na rękę. Więc gdzie ten konflikt? To już nawet nie kwestia, poglądów, tylko logiki i analizy sytuacji, by wiedzieć, że on nie jest żadnym wysłannikiem banków – irytuje się mój rozmówca.
Każdy ma poczucie misji
Również wiceprzewodnicząca komisji finansów publicznych Krystyna Skowrońska z PO uważa, że takie podejrzenia są niesłuszne. Jak wyjaśnia w rozmowie z nami, to dobrze, że ministrem został ktoś, kto jest nie tylko teoretykiem, ale i praktykiem, kto miał kontakt z rynkami i biznesem. - Rządowi i gospodarce trzeba, by było w nich jak najwięcej praktyków. Minister Szczurek to osoba, która zna i czuje, które przepisy krępują gospodarkę – podkreśla Skowrońska.
Skowrońska dodaje, że wierzy, że każdy z nas w pracy ma jakieś poczucie misji – i chce po sobie coś zostawić. Jej zdaniem Szczurek, widząc i znając liczne wady polskiej gospodarki, gdy dostał szansę, by coś naprawić, po prostu postanowił z niej skorzystać.
Obrotowe drzwi z polityki do biznesu
Publicysta ekonomiczny "Gazety Wyborczej" Witold Gadomski wskazuje z kolei, że przejścia z banków do polityki, a nawet w drugą stronę, są normalne. Jak przypomina, w USA prezes General Motors Charles Erwin Wilson został sekretarzem obrony w rządzie. I powołanie na to stanowisko otrzymał jeszcze jako prezes GM.
Gadomski dodaje, że proces przechodzenia ludzi z biznesu do polityki i z powrotem nazywa się "obrotowymi drzwiami" i nie jest niczym nowym. We Włoszech premier został Mario Monti – wieloletni pracownik Goldman Sachs. Mario Draghi, obecny szef Europejskiego Banku Centralnego, również był wysoko postawiony w Goldmanie. Tak samo Henry Paulson, który w Goldman Sachs zaczynał karierę w 1974 roku, piął się po wszystkich szczeblach kariery aż do stanowiska prezesa, by potem zająć stanowiska sekretarza skarbu. Takie same kariery – od banku do administracji państwowej – robiło dwóch jego poprzedników: Jon Corzine i Robert Rubin.
"Powinien odczekać rok"
- Mi akurat podoba się, że ktoś z biznesu trafił do rządu – podkreśla Witold Gadomski. Jak wyjaśnia, minister powinien umieć patrzeć na sprawy publiczne z punktu widzenia biznesu, ale też powinien rozumieć biznes i jego oczekiwania, postulaty, jako urzędnik państwowy. - Te sfery powinny się rozumieć, bo inaczej jest źle – wskazuje publicysta "GW".
Nawet jeśli jednak w przypadku Mateusza Szczurka mowy o konflikcie interesów nie ma, to zdaniem Zbigniewa Kuźmiuka zwykła przyzwoitość nakazuje nie dopuszczać do takich sytuacji. - Powinien odczekać rok, dwa lata, pokazać, że nie ma związku z tymi instytucjami – wskazuje Kuźmiuk. I pewnie dopóki nowy minister nie udowodni, że agentem finansjery nie jest, takie zarzuty pod jego adresem będą się jeszcze pojawiać.