Twórcy filmu "Smoleńsk", którego premiera ma się odbyć w przyszłym roku, poprosili Polski Instytut Sztuki Filmowej o dotację, wnioskując o przyznanie prawie 5,5 mln złotych. Produkcja miała być finansowana bez udział środków publicznych, ale nie udało się zebrać zaplanowanej kwoty. "Smoleńsk" od wielu miesięcy budzi wiele kontrowersji, niemniej jego producent Maciej Pawlicki stara się studzić emocje, zaznaczając, iż obraz nie będzie zawierał sceny zamachu.
Twórcy filmu złożyli w PISF wniosek o przyznanie dotacji w wysokości 5 477 500 zł. "Smoleńsk", nie będąc dziełem debiutującego reżysera, nie może ubiegać się o większą kwotę.
Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że
Fundacja "Smoleńsk 2010", która wspiera prace produkcyjne, zdołała zebrać do tej pory około 500 000 złotych. Brakującą cześć budżetu (jego wysokość ma wynosić aż 10 955 000 złotych) mieli dołożyć inwestorzy, ale ich hojność nie przybrała wystarczająco pokaźnych rozmiarów.
Premierę "Smoleńska" zaplanowano na 10 kwietnia 2014 roku, ale w związku z problemami finansowymi film niemal na pewno zadebiutuje z opóźnieniem, choć nakręcono już kilka scen. Być może wejdzie na ekrany kin na jesieni przyszłego roku.
Reżyserem
filmu jest Antoni Krauze, w którego dorobku znajduje się m.in. "Czarny czwartek". W "Smoleńsku" na pewno zobaczymy Ewę Dałkowską, która wystąpi w roli Marii Kaczyńskiej. Ponadto obsada ma się składać m.in. z Jerzego Zelnika, Redbada Klijnstra, Haliny Łabonarskiej i Katarzyny Łaniewskiej. Nie wiadomo jeszcze, kto wcieli się w postać Lecha Kaczyńskiego (początkowo miał to być Marian Opania, ale aktor nie przyjął roli).
W "Smoleńsku" ma zabraknąć samej sceny zamachu. niemniej wątek ten będzie w obrazie obecny. – Pokażemy różne fakty, które sprawiają, że to wszystko wygląda dziwnie. Jeśli nie był to zamach, to przynajmniej jest wiele osób zaangażowanych w to, żeby wyglądało to jak zamach – powiedział Pawlicki.