Kierowcy jeżdżą ostrożniej, na drogach jest bezpieczniej, a to wszystko dzięki licznie rozstawionym fotoradarom. Tak do znienawidzonych przez kierowców urządzeń przekonują stołeczni urzędnicy odpowiedzialni za ruch drogowy. Ich słowa niestety nie znajdują zbyt mocnego odzwierciedlenia w danych na temat bezpieczeństwa na drogach. Wciąż nie brakuje też doniesień o wyjątkowo kuriozalnych sytuacjach, gdzie fotoradar odgrywa główną rolę.
Pod koniec minionego tygodnia stołeczny Zarząd Dróg Miejskich, policja i Straż Miejska zorganizowały specjalną konferencję prasową. Warszawscy spece od bezpieczeństwa na drogach przekonywali, że fotoradary przede wszystkim służą trosce o życie i zdrowie uczestników ruchu drogowego, a nie są tylko prostym sposobem na zarobek dzięki mandatom. Z danych interpretowanych przez urzędników wynika, że fotoradary przyczyniają się do zmniejszenia liczby wypadków drogowych.
Straż Miejska wyliczyła, że za sprawą dobrze ustawionych przez nią fotoradarów średnia prędkość z jaką kierowcy łamią przepisy spadła w ciągu ostatnich dwóch lat z 100 km/h do 82km/h. Mniej kierowców ze strachu przed fotoradarem przejeżdża również na czerwonym świetle. - To informacja dla nas, że to jest system właściwy i należy go rozbudowywać - stwierdził Zbigniew Kąkol z warszawskiej Straży Miejskiej.
Urzędnicy podkreślali, że na skrzyżowaniach, gdzie w Warszawie stoją fotoradary, spadła liczba wypadków.
Tę opinię na temat rozbudowywania systemu fotoradarów w naszym kraju trudno jednak obronić, gdy przypomni się zaledwie kilka ostatnich doniesień na temat kuriozalnych sytuacji, w których fotoradary okazywały się być ustawione jedynie po to, by nabijać kolejne mandaty.
Najwięcej ostatnimi czasy mówiło się o fotoradarze z pomorskiego Tuchomia. Spece z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego postanowili tak bardzo zadbać o bezpieczeństwo na tuchomskich drogach, że dozwoloną prędkość w tamtejszym fotoradarze ustawili na... 0 km/h. W ten sposób do rzeszy przykładnie ukaranych piratów drogowych dołączyli nawet piesi, którzy zamiast bezpiecznie stać, brawurowo szli chodnikiem.
Straż Miejska w Radomiu chętnie rozsyła natomiast mandaty z fotoradaru, który strażnicy ustawili w miejscu, w którym producent tych kosztownych nowoczesnych maszyn prowadzenia pomiaru prędkości stanowczo odradza. Fotoradary takie jak w Radomiu nie powinny mierzyć prędkości nieprzejeżdżających aut na tle krzewów, czy znaków drogowych. Przy ul. Warszawskiej w Radomiu fotoradar ustawiony jest tymczasem dokładnie naprzeciw krzaków, znaków drogowych i billboardów, które również mogą zakłócić pomiar.
Takich miejsc nie brakuje w całym kraju, ale większość z nas karnie płaci mandaty i tylko rzadko zdarza się, że ukarany kierowca kwestionuje zasadność wystawionego mu na podstawie fotoradarowego pomiaru mandatu. A wtedy zwykle okazuje się, że ten sprzęt z trudem może poprawić nasze bezpieczeństwo na drodze.
Według wielu żyjemy w opresyjnym Państwie Tuska. Jak bardzo opresyjne muszą być Włochy (5636 fotoradarów), Niemcy (3580) czy Francja, na której się wzorowaliśmy, budując system automatycznego nadzoru nad ruchem drogowym, gdzie na drogach stoi 2305 masztów, a patroluje je 930 samochodów z wideo rejestratorami. W efekcie, zredukowano pomiędzy 2001 a 2009 rokiem liczbę ofiar śmiertelnych z 8160 do 4273. To, że u nas zabija przede wszystkim nadmierna prędkość wynika ze wszystkich statystyk policyjnych i nie ma co z tym dyskutować. Bezsporne jest także to, że poprawie bezpieczeństwa służą różne działania, nie tylko fotoradary. CZYTAJ WIĘCEJ