– Dostawcy płaczą, ale nie jesteśmy po to, by pocieszać, tylko zarabiać – usłyszałem od handlowca z hipermarketu, który "negocjuje" z dostawcami warunki handlu w reprezentowanej przez siebie sieci. Ci jednak coraz częściej mówią "dość" i zamiast płakać nad swoim losem, swoje kroki kierują do sądów, aby tam szukać sprawiedliwości. Udało nam się dotrzeć do dwóch dostawców, którzy niczym Dawid, przestali się bać i rozpoczęli walkę za Goliatem, jakim dla małych firm są wielkie sieci handlowe.
Pan Adam prowadzi firmę od 2001 roku, a tym samym ma 12-letnie doświadczenie we współpracy z sieciami. Jak mówi, przez ten czas sytuacja nieco się polepszyła, ale wciąż każdego dnia dochodzi do bezprawia. – Dziesięć lat temu zdarzały się sytuacje, że za wejście do sieci, czyli samą możliwość sprzedawania, płaciło się od 75 do 150 tysięcy złotych – wspomina pan Adam, który godził się na te warunki z nadzieją, że sytuacja ulegnie poprawie w przyszłości.
W mniejszych sklepach nikt nie pobierał opłat od pana Adama. – Każdy kupuje ode mnie towar, wstawia do swojego sklepu i go sprzedaje. Tak wyglądał normalny handel, dopóki nie pojawiły się sieci handlowe – narzeka dostawca.
– Oprócz opłaty za wejście tych opłat jest w ciągu roku bardzo dużo i one dotyczą wszystkiego. Za lokalizację na środku półki, na środku alejki, przy kasach itd. Każda forma dodatkowej promocji jest dodatkowo płatna – wymienia mój rozmówca. Okazuje się jednak, że to jedynie wierzchołek góry lodowej.
Państwo w państwie Prawo mówi wyraźnie o tym, że opłaty półkowe są w Polsce zabronione, a pomimo to, są one codziennością. – Handlowcy twierdzą, że to jest legalne – mówi mi pan Marek, który również od wielu lat prowadzi interesy z wielkimi sieciami. – Umowy są skonstruowane przez prawników w taki sposób, że te opłaty są ukryte. Rozmowy odbywają się w cztery oczy i za zamkniętymi drzwiami, z pominięciem drogi mailowej, aby nie zostawiać śladów – mówi pan Marek.
– To ich linia negocjacyjna. Oni nie powiedzą: podpisz umowę, choć to nielegalne. Nie powiedzą tez, że przegrali już kilka procesów za wprowadzanie opłat półkowych – mówi w rozmowie z naTemat mecenas Dustin Du Cane, który specjalizuje się w sporach sądowych dotyczących opłat półkowych. – Sieci stosują coraz bardziej skomplikowane mechanizmy prawne, wszystko w celu uniknięcia procesu i wypłaty odszkodowania – zauważa.
O komentarz do artykułu poprosiliśmy przedstawiciela jednej z największych sieci handlowych na naszym runku. Podobnie jak inni bohaterowie tego artykuł, on także boi się wypowiadać pod nazwiskiem na temat opłat półkowych, gdyż w grę wchodzą ogromne pieniądze. Jego zdaniem nie jest tak, że są one narzucane jedynie przez sieci handlowe. – Ten temat jest jak miecz obosieczny – stwierdza nasz rozmówca. Co ma na myśli?
Jak mówi przedstawiciel hipermarketu, im mniej atrakcyjny towar, tym dostawca proponuje większe półkowe. – Jeśli dziwi się pan, dlaczego niektóre sieci mają nieatrakcyjne towary zalegające tygodniami na półkach, to właśnie dlatego. Niektóre sieci sądzą, że to dobry zastrzyk finansowy, a w rzeczywistości tracą klientów – uważa nasz rozmówca. Trudno jednak wyobrazić sobie, aby to dostawcy chcieli uczestniczyć w procederze, o który ukrył się pod nazwą "opłaty za urodziny".
Opłata "za urodziny"
Dostawcy towarów godzą się na warunki dyktowane przez sieci handlowe, bo nie mają innego wyjścia. I choć za każdym razem, pan Adam ma dylemat czy poddać się dyktatowi, odpowiedź jest oczywista. – Firma handlowa żyje z handlu, wiec nie mogę odmawiać za każdym razem. Ktoś może powiedzieć, nie będziesz handlował, to nie będziesz miał opłat. Więc czym się martwisz? Otóż martwię się tym, że w każdej sieci są jeszcze opłaty stałe, które trzeba regulować niezależnie od obrotu – mówi dostawca elektronarzędzi.
Jak to możliwe, że sieci pobierają nielegalne opłaty? Jak wyjaśniają dostawcy, lista absurdalnych opłat, które są wymyślane przez przedstawicieli hipermarketów nie ma końca. – Co roku płacimy np za: "urodziny hipermarketu", które kosztują dostawcę 60 tys. złotych. Za "otwarcie hali" - 30 tysięcy złotych. Nawet jak nie zrobię obrotu, muszę zapłacić, bo taka jest między nami umowa. Mógłbym odmawiać, ale jestem w kleszczach – stwierdza nieco zrezygnowanym głosem przedsiębiorca.
Również pan Marek, który od lat dostarcza do hipermarketów plastikowe pojemniki na jedzenie mówi nam o absurdach, do których dochodzi w czasie kontaktów handlowych z sieciami. – Dwa lata temu jedna z największych sieci zaprosiła wszystkich dostawców, aby "wspomóc firmę, bo jest w ciężkiej sytuacji". W umowie oczywiście zostało to całkowicie poprzekręcane. To już było zupełne szaleństwo, na które i tak wszyscy się zgodziliśmy, choć i tak udało nam się zmniejszyć "haracz" o połowę – mówi pan Marek.
Milczą, bo się boją
Większość sprzedawców woli płacić niż procesować się z sieciami. Branża jest hermetyczna, a wieści o "krnąbrnych" dostawcach docierają także do konkurencyjnych firm. – Boję się, ale musiałem podjąć tę męską decyzję – mówi pan Adam, który zdecydował się oddać sprawę do sądu. Ma nadzieję, że odzyska 80 tysięcy z opłat półkowych, pomimo że zgodził się na nie podpisując umowę.
Sprawa w sądzie kosztuje go nie tylko wiele nerwów, ale i funduszy. – Oni są w tej dobrej sytuacji, że mają moje pieniądze. A ja nie dość że jestem stratny, muszę wyłożyć dodatkowe pieniądze, aby iść do sądu. Większości dostawców po prostu na to nie stać – mówi.
Pan Marek, który odważył się oddać sprawę nielegalnych opłat półkowych do sądu jest pewny swojego zwycięstwa. – Opłaty, o które walczę to kwestia kilku milionów złotych, które zamierzam odzyskać – stwierdza. Jednak w przypadku mniejszych firm, decyzja o pójściu do sądu to być, albo nie być. Najczęściej wolą zatem zrezygnować ze swoich praw i pieniędzy, aby nie narazić firmy na upadek.
Prawo po stronie dostawców
Mecenas Dustin Du Cane przekonuje jednak, że warto wypowiadać wojnę wielkim sieciom, gdyż znakomita część tych spraw kończy się zwycięstwem dostawcy. – Prowadzę dziesiątki tego typu postępowań i jest ich coraz więcej. Dostawcy zaczynają wymieniać się informacjami i doświadczeniami bo wiedzą, że mogą odzyskać pieniądze – mówi prawnik, który wyspecjalizował się w walce z opłatami półkowymi.
Du Cane przyznaje, że wejście w spór sądowy z siecią handlową może oznaczać dla dostawcy koniec współpracy. – Prawo nie jest bezsilne wobec opłat półkowych, ale dostawca musi liczyć się z dużą szansą utraty kontrahenta.. Niektórzy z nich rezygnują z działalności której mają dość lub próbują się przebranżowić. Jest również wiele przypadków, że ludzie przestają handlować, bo sieć doprowadziła ich do upadłości – mówi prawnik.
Sądowa batalia pana Adama trwa już półtora roku. Od jej rozpoczęcia prawie nie widuje swoich dzieci, a jego życie to niekończąca się fala stresu. – Muszę ratować swoją firmę. To łańcuszek, który powoduje zmniejszenie obrotów oraz ogromną frustrację – stwierdza sprzedawca elektronarzędzi. – Wydawało mi się kiedyś, że jak firma jest duża, to powinna działać bardziej legalnie – mówi z kolei pan Marek, który walczy o odzyskanie około 80 tysięcy złotych, które wydał na opłaty półkowe.
Chcąc być w ogóle widocznym trzeba wchodzić do sieci, bo to one w największym stopniu budują markę. Płaciliśmy opłaty za samo wejście, bo nie było innej możliwości. Kolejka jest długa, a jeśli nie ja, do hipermarketu wszedłby kto inny.
Przedstawiciel dużej sieci hipermarketów
Niektórzy dostawcy oczekują, że zostaną "wlistowani" do supermarketów i sami wręcz proponują półkowe. A gdy klienci nie kupują ich towarów, są "wylistowani" i starają się odzyskać pieniądze, które zainwestowali.
Pan Adam
Dostawca elektronarzędzi
Została mi zaproponowana reklama i powiedziano mi: Panie Adamie, zrobimy 300 tys. złotych obrotu, a pan nam zapłaci 36 tys. za 1/4 strony reklamy w gazetce. Zgodziłem się. Ale w gazetce ukazała się reklama wielkości 1/8 strony, a towar został sprzedany za 80 tys. Gdy dostałem fakturę marketingową zaprotestowałem, bo umowa była inna więc nie chciałem płacić tych 36 tys. Powiedziano mi, że jak mam jakiś problem, mam się udać do działu prawnego. Wtedy zdecydowałem się pójść do sądu.