W ostatnim czasie sporo dyskutowało się o tym, że "Wydarzenia" Polsatu wyprzedziły "Fakty" TVN-u pod względem oglądalności. Niektórzy twierdzą, że widzowie już nie chcą "TVN-owskiej propagandy". Tomasz Lis w wywiadzie wyjaśnia nam kulisy tego, co decyduje o oglądalności programów informacyjnych. I bynajmniej nie jest to kwestia propagandy, prorządowości ani "prawdy". - Nie widzę sukcesu "Wydarzeń". Widzę błąd, który popełnił TVN, umieszczając przed "Faktami" koszmarnie badziewny program - ocenia Lis.
Ja nie widzę sukcesu "Wydarzeń". Widzę błąd, który popełnił TVN, umieszczając przed "Faktami" koszmarnie tandetny program "Wawa non stop". Widzowie stwierdzili, że nie da się tego oglądać. Program, który w tym paśmie godzinowym ma 10 proc. udziałów w rynku, to katastrofa. Takie wprowadzające programy nazywają się "lead in". Przed wakacjami w tym miejscu byli "Detektywi" na poziomie 18 proc. Jeśli więc oglądalność lead in-u spadła prawie o połowę, to "Fakty" też musiały na tym stracić. Serial "Pierwsza miłość" na Polsacie, przed "Wydarzeniami", miał dzięki wpadce TVN-u zdecydowanie lepsze wyniki, to i "Wydarzeniom" poprawiła się oglądalność, a “Faktom” spadło. Cała tajemnica.
Wystarczy, że TVN zmieni lead in i znowu wyprzedzi "Wydarzenia"?
Patrzyłem dzisiaj na wyniki oglądalności wczorajszych programów. Przed "Faktami" był serial “Szpital” z 18 proc. udziałów. "Fakty" natychmiastowo przeskoczyły oglądalnością "Wydarzenia" o 400 tysięcy widzów.
Czy to znaczy, że jakość programu informacyjnego nie ma znaczenia?
Ma, ale na dłuższą metę. Bo jak o 18.00 włączę "Panoramę", potem "Fakty" i "Wydarzenia", to przecież z góry nie wiem jaka będzie jakość dzisiejszego programu – ona ma wpływ w dłuższym przedziale czasu. Nie chciałbym jednak teraz recenzować tych programów i robić propagandy jednego programu przeciwko drugiemu, tym bardziej, że w “Wiadomościach” pracowałem 7 lat, a “Fakty” i potem “Wydarzenia” tworzyłem. Jeśli miałbym coś o programach informacyjnych powiedzieć, to ogólna krytyka dotyczy wszystkich: coraz bardziej drażni mnie tabloidyzacja tych programów.
Jako naczelny tygodnika wiem, że okładka musi czasem krzyczeć i prowokować, ale w środku jest miejsce na większe zbalansowanie treści. I po prostu szlag mnie trafia, nie mówię tu o żadnym konkretnym programie, kiedy po 13 minutach programu informacyjnego zaczynają się opowieści o pierdołach, nieistotne materiały z zagranicy, ciekawostki z kraju, a na końcu pojawiają się bardzo często grafomańskie felietony. Może widzowie to lubią, mnie one doprowadzają do szału. Nie oczekuję, żeby program informacyjny mnie bawił.
Sam Pan prowadził programy informacyjne – tabloidyzacja nie jest niezbędna, by zdobywać uwagę widzów?
Doskonale rozumiem walkę konkurencyjną i część błędów kolegów i koleżanek sam popełniałem. O 9 rano odpalałem wyniki, śledziłem krzywą oglądalności minuta po minucie i jeśli gdzieś zauważałem spadek, to zastanawiałem się dlaczego nastąpił. Patrzyłem w program i często bywało tak, że to akurat przy tematach zagranicznych następowało zahamowanie albo lekki spadek. Patrząc jednak z dystansu na to i na swoje odruchy, to patrzenie na te minutówki nie ma sensu. Jeśli dokręcamy śrubę tak, by program był coraz bardziej "grzejący", to trzeba pamiętać, że to co grzeje dziś, jutro już mniej, a za tydzień w ogóle. I z takim myśleniem po trzech miesiącach z programu informacyjnego robi się pośmiewisko.
Co decyduje o wyniku rywalizacji między programami informacyjnymi?
Trzy rzeczy – jakość, lead in i to z kim się rywalizuje w tym samym paśmie. Podam taki przykład: "Wydarzenia" ruszyły 11 października 2004 roku. W ciągu paru dni mieliśmy o połowę wyższe udziały w rynku, niż “Informacje”, które w Polsacie były przed “Wydarzeniami”. Po trzech tygodniach od "Faktów" byliśmy gorsi od ułamki procenta. I co wtedy zrobił TVN? Natychmiast podjęto decyzję o zdjęciu bloku reklamowego, który był tuż przed “Faktami”. Zamiast sześćiu minut przerwy po programie przed 19-tą od razu wjeżdżała czołówka "Faktów". W ten sposób "Fakty" wchodziły jak w masło. Mówiłem wtedy prezesowi Solorzowi, właścicielowi Polsatu, żeby zrobić tak samo, bo mamy “Fakty” na widelcu i potrzebuję miesiąca żeby je zjeść, ale on stwierdził, że bloku nie zdejmie, bo on daje wielkie pieniądze. I to był w zasadzie koniec rywalizacji.
Czy w takim razie to, co przed programem: reklamy, lead in, jest najważniejsze?
Lead in jest bardzo ważny, ale nie decydujący. To nie jest już czas, kiedy ludzie mieli jeden program. Jak ja zaczynałem pracę w telewizji, to cała Polska oglądała "Wiadomości", ale ta epoka minęła i już nigdy nie wróci. Dzisiaj mamy piloty i jak program się nie podoba, to w sekundę można go zmienić. Żaden, nawet najlepszy lead in nie pomoże programowi, który jest fatalny.
To, co jest po programie, ma jakieś znaczenie?
Takiej reguły nie ma. Jeśli coś jest atrakcyjne, to ludzie to oglądają, lead in może w tym pomóc. Dlatego będę się upierał, że na dłuższą metę decyduje o oglądalności jakość programu.
Czyli nie zgadza się Pan z tymi opiniami, że ludzie "wreszcie chcą oglądać prawdę", mają dość "prorządowego TVN-u"?
To infantyle komentarze jakiejśc PIS-owskiej dzieciarni, że ludzie chcą prawdy, że nie chcą oglądać Sobieniowskiego - to bzdury. Dzieciarnia może pisać co chce, a Sobieniowski jest jednym z najlepszych reporterów w "Faktach". Jeśli nie najlepszym. Zarzut o prorządowości jest kuriozalny, bo Tuskowi dostaje się w "Faktach" regularnie. Tyle, że to nie jest program propisowski, więc propisowskiej dzieciarni to przeszkadza. Dla mnie zarówno "Wiadomości", "Fakty", jak i "Wydarzenia" są obiektywne. W porównaniu do hucpy w PIS-owski Wiadomościach pana Karnowskiego, to dzisiejsze programy są szczytem obiektywizmu.
Dobry program informacyjny jest w stanie odzyskać oglądalność po słabym lead inie?
Programy mają pewną zdolność przyciągania publiczności pomimo słabego lead-inu, ale jeśli pyta mnie Pan, ile czasu potrzeba, by odpowiednio podbić oglądalność, to odpowiadam: nigdy nie jest go dosyć. Jeśli widz nie wyłączy programu w pierwszej minucie, to może go wyłączyć w czwartej albo trzynastej minucie. Ten dystans jest do odzyskania, ale tylko w części, nigdy w pełni. Dlatego nic nie zastąpi dobrego lead inu, tym bardziej, że dzisiaj oferta dla widzów jest szalenie bogata.
Najważniejsza, ostatecznie, jest jakość?
Jakość i ludzie, którzy tworzą program. Ja i w "Faktach" i w "Wydarzeniach" miałem świetne zespoły świetnych reporterów. Weźmy przykład “Faktów”. Materiały robili za moich czasów Tomek Sekielski, Mikołaj Kunica, Marcin Pawłowski, Grzegorz Kajdanowicz, Roman Młodkowski, świetni ludzie od zagranicy i na koniec Tomasz Sianecki. Jak ten program mógł nie odnieść sukcesu? A potem jeszcze dołączyli Paweł Płuska i Katarzyna Kolenda-Zaleska. Jak na polskie warunki dziennikarstwa telewizyjnego to był dream team. Ci ludzie mieli pasję, a jak jest pasja po stronie dziennikarzy, to jest też pasja po stronie widzów – ludzie to wyczuwają, choć nie wiem jak.
Dzisiaj radziłby Pan autorom programów informacyjnych iść w pasję, porządne dziennikarstwo, a nie opierać się tylko na słupkach oglądalności?
Powiem tak: żyjemy w kraju gdzie mamy dramatycznych spadek sprzedaży prasy i książek, czyli, telewizja, niestety, jest głównym źródłem wiedzy o świecie, a programy informacyjne są dla milionów Polaków głównym źródłem informacji. Jeśli będziemy je zamieniać w magazyny ciekawostek, to nie dziwmy się, że za pół roku ludzie w ogóle nie będą chcieli oglądać nic poważnego, bo odzwyczaja się ich od tego dzień po dniu. Ja też mam swoje rachunki win, może z dystansu lepiej je widzę, ale patrzenie tylko na chwilowy zysk powoduje wielką stratę dla widzów, a na koniec wielką stratę poniosą same programy i media. I mówię to wszystko z życzliwością, bo – jak powiedziałem, z każdym z trzech największych programów informacyjnych w Polsce byłem przez lata związany i w każdym z nich mam przyjaciół.