Do wyborów samorządowych zostało w zasadzie niewiele czasu. Za rok polskie miasta będą miały nowe władze. A właściwie powinniśmy mieć, bo zapowiada się na to, że w wielu regionach z lenistwa lub braku poważnej alternatywy wybrane zostaną dobrze znane postacie. Na takie rozstrzygnięcie skazany jest też Gdańsk. Prezydent Paweł Adamowicz od lat nie ma silnego konkurenta i nie boi się rozliczenia za obecny stan miasta. A tego warto byłoby już dokonać.
Świetnie potwierdziła wtorkowa konferencja prasowa, którą prezydent Gdańska zwołał, by podsumować trzy lata swojej ostatniej kadencji. Chwalił się nowoczesnym taborem tramwajowym i autobusowym, nowymi parkingami dla rowerów. Do swoich sukcesów nie zapomniał dodać także budowy niezbędnych dla bezpieczeństwa przeciwpowodziowego Gdańska zbiorników retencyjnych. Jest dumny także z budowy Teatru Szekspirowskiego i stworzenia sporego budżetu obywatelskiego.
Zmiany pozytywne, ale...
Próbował przekonać gdańszczan, że to wszystko sprawia, iż na tle innych wielkich miast w Polsce jesteśmy po prostu liderami. - Gdańsk jest miastem wielkich i pozytywnych zmian. Mieszkając tu, często przyzwyczajamy się do nich i traktujemy je jako oczywiste, ale wystarczy zderzyć Gdańsk z innymi miastami, by zobaczyć różnice - mówił.
To prawda, że cztery kadencje Pawła Adamowicza na fotelu prezydenckim oznaczały dynamiczny rozwój. Przyciągnął do Gdańska (a nawet całego Trójmiasta - o czym wspominał w rozmowie z naTemat) wielki biznes i potrafił obronić przemysłowe w dużej mierze miasto przed kryzysem, gdy na bankructwo skazane były największe zakłady. Czas rządów Adamowicza, który trwa od 1998 roki to także wielkie inwestycje w infrastrukturę i we wspomnianą komunikację.
Tak, dzięki nim w Gdańsku żyje się lepiej. Czy jednak na pewno lepiej niż w innych miastach? Skoro prezydent tak chętnie wylicza swoje sukcesy, policzmy kilka porażek, którymi od lat chyba nawet nie zaprząta sobie głowy...
Komunikacja nowoczesna, ale szkoda, że tak kiepska
Każdy pasażer tej nowoczesnej komunikacji miejskiej w Gdańsku wie, że funkcjonuje ona według chaotycznego schematu. Nowe osiedla, które powstają dzięki świetnym relacjom Pawła Adamowicza z deweloperami są pozbawione wygodnych połączeń nie tylko z centrum miasta, ale i sąsiednimi dzielnicami. Z rozwijającego się południa Gdańska autem do centrum jedzie się kilka minut. Podróż kilkoma nieskoordynowanymi liniami trwa zwykle godzinę. Jak wygodnie dojechać z oddalonych zaledwie o kilka kilometrów Szadółek na Osową lub Orunię Górną? Prezydent z pewnością tego nie wie, bo z komunikacji, z której jest tak dumny nie korzysta często.
Pod wielkim znakiem zapytania powinniśmy też postawić te inwestycje, z których prezydent Adamowicz jest najbardziej dumny. Jego flagową inwestycją jest przecież tunel pod Martwą Wisłą, który ostatecznie odciąży miasto od tirów. Problem w tym, że inwestycje takie jak most im. Jana Pawła II już znacznie poprawiły sytuację i wielu ekspertów twierdzi, że z kolejnymi projektami mającymi ten cel można było poczekać kilka lat. Ruch w wartym prawie półtora miliarda złotych tunelu prawdopodobnie długo nie będzie bowiem zbyt imponujący.
Wielki tunel zamiast drogi do domu
Grubo ponad miliard na tę inwestycję pochodzi z unijnego Programu Infrastruktura i Środowisko, a mimo tego to jedno z największych obciążeń miejskiego budżetu. Na unijne projekty infrastrukturalne czekają tymczasem mieszkańcy większości gęsto zaludnionych dzielnic. W tych z długą historią drogi wyglądają w wielu miejscach jak szwajcarski ser. Na nowych osiedlach ulic z prawdziwego często w ogóle brakuje. Bo w Gdańsku buduje się bardzo dużo, ale zwykle wzdłuż polnej drogi.
Mimo to gdańszczanie często podkreślają, że są dumni ze swego miasta. Na pewno nie możemy być jednak dumni z tego, jak wygląda jego serce. Administracji Pawła Adamowicza należą się wielkie brawa za to, że postanowiono w Gdańsku walczyć ze szpecącymi krajobraz reklamami. Niestety od dziesiątek lat zmorą naszego miasta są głównie wielkie dziury w ścisłym centrum.
Miejsca zapomniane przez Boga. I prezydenta...
Kilkaset metrów po wyjściu z Dworca Głównego straszy dziura pod budowę, która nie potrafi ruszyć od prawie dwóch dekad. Legendarna ul. Mariacka wita od lat zalanymi wykopaliskami archeologicznymi. Dolne Miasto mogłoby być "przedłużeniem" historycznego centrum i turystyczną żyłą złota, a wygląda jak zapomniana przez Boga i ludzi kraina. Podobnie klimatyczna Biskupia Górka, na którą w magistracie chyba nikt nigdy nawet nie próbował znaleźć poważnego pomysłu.
We wtorek Paweł Adamowicz mówił też wiele o kilkunastu nowoczesnych parkingach rowerowych. Nie powstydziłby się ich pewnie nawet Amsterdam, ale w tym samym czasie, gdy je budowano z centrum zniknęły kolejne miejsca parkingowe dla aut, a strefa płatnego parkowania rozprzestrzeniła się jeszcze dalej niż sięgała dotąd.
Bezkonkurencyjny
Ciekawe, że wśród swoich sukcesów prezydent niezbyt chętnie wymienia natomiast inną wielką inwestycję, którą jest Pomorska Kolej Metropolitalna. Dlaczego, skoro jej budowa idzie fantastycznym tempem? Być może dlatego, że przeciętny mieszkaniec Gdańska będzie korzystał z nowej linii tylko rekreacyjnie. PKM biegnie bowiem w kierunku dość słabo zamieszkanych peryferiów, gdzie dominuje zabudowa jednorodzinna. Tymczasem kiedy ją projektowano setki tysięcy mieszkańców wprowadzało się właśnie do nowych bloków w dzielnicach, które nazywa się Gdańsk-Południe.
Czy zatem Paweł Adamowicz na pewno zasługuje na kolejną kadencję na stanowisku prezydenta Gdańska? Z całym szacunkiem dla prezydenckiego dorobku kilkunastu lat, nie. Czy w 2014 roku łatwo zapewni sobie wybór na następne cztery lata? Na pewno tak, bo w mieście nie ma nikogo, kto mógłby mu realnie zagrozić w wyborach. Czy to będzie dobry czas dla naszego miasta? Nie wydaje się, by wyraźnie wypalony już prezydent mógł zrobić cokolwiek poza postawieniem na jakąś kolejną gigantyczną inwestycję, którą być może szansę docenić będą miały przyszłe pokolenia...