Upworthy.com prezentuje tylko [url=http://tinyurl.com/p68mn5r]dobre wiadomości[/url]. Czy taki serwis sprawdziłby się w Polsce?
Upworthy.com prezentuje tylko [url=http://tinyurl.com/p68mn5r]dobre wiadomości[/url]. Czy taki serwis sprawdziłby się w Polsce? Fot. Shutterstock

Codziennie rano nagłówki popularnych gazet i portali internetowych krzyczą do swoich czytelników o straszliwych tragediach, morderstwach, dramatach i wielkich nieszczęściach. Z tak postawioną sprawą nie zgadzają się twórcy portalu upworthy.com, który w założeniu ma przekazywać tylko dobre wiadomości. Czy w Polsce takie medium miałoby rację bytu?

REKLAMA
Upworthy.com reklamuje się, jako "medium, w którym znajdują się najciekawsze rzeczy, przy czytaniu których czujesz nieodpartą chęć podzielenia się nimi z bliskimi, nie bojąc się konsekwencji". Jednym słowem to teksty i grafiki o ciekawych, dobrych i pięknych rzeczach, w dodatku zabawnych i ważnych.
Twórcy upworthy.com uważają, że każda dobra wiadomość ma w sobie trochę z sensacji – jest jednocześnie rozrywką i daje poczucie zdobycia ciekawej wiedzy, jest szokująca, ale i znacząca. To, czego mogą spodziewać się czytelnicy serwisu, to – jak piszą sami twórcy – "brak pustych kalorii". Po przeczytaniu każdego z tekstów można nabrać przekonania, ze świat jest pełen sensu, dobrych znaczeń i szczęścia, a w każdej, nawet najgorszej historii znajdują się również jakieś pozytywy.
AIDS wcale nie takie straszne
To z upworthy.com można dowiedzieć się, że epidemia AIDS w Afryce wcale nie jest taka straszna jak nam się wszystkim wydaje – pod koniec lat 80. o chorobie nie wiedzieliśmy właściwie nic, a dziś mamy dużo danych i zdecydowanie bardziej skuteczne metody zapobiegania chorobie. Wedle autorów pozytywną informacją jest też to, że dzieci w slumsach potrafią samodzielnie zrobić sobie instrumenty muzyczne, na których później grają utwory klasyków, rasizm się skończył, a mężczyźni wreszcie zaczynają przestrzegać praw kobiet. Świat jest piękny!
Czytelnicy upworthy.com to z założenia ludzie, którzy uwielbiają dzielić się dobrymi informacjami ze swoimi przyjaciółmi używając portali społecznościowych, takich jak Facebook, Twitter czy Pinterest. Z opisu wynika, że to portal niemalże misyjny, który ma za zadanie "nieść dobrą nowinę". Brzmi naprawdę pięknie. Ale czy sprawdziłby się w polskich realiach?
– Taki portal to znakomity test na coś, co możemy nazwać “charakterem narodowym”: zupełnie inaczej rzecz miałaby się w Polsce niż np. w Wielkiej Brytanii – wyjaśnia prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
Nasz rozmówca zauważa, że w Wielkiej Brytanii mamy specyficzny sposób widzenia radości: bardzo sarkastyczny. Przykładem tego mogą być – z jednej strony – Latający Cyrk Monty Pythona, w którym pojawia się ironiczna piosenka, która nakazuje widzieć zawsze tę lepszą stronę życia. A z drugiej fantastyczny film Lindsay’a Andersona  “O Lucky Man”, w którym facet wędruje przez świat, który okazuje się być naprawdę okrutny. W Polsce przede wszystkim zamartwiamy się stanem naszej polityki, gospodarki, społeczeństwa, nie widzimy przysłowiowej szklanki do połowy pełnej.
Mam się czym chwalić. Ale czy chcemy to czytać?
– Oczywiście mamy się czym chwalić - np. ostatnimi sukcesami naszych gimnazjalistów – mówi medioznawca. – Ale nie wiem, czy ludzie mogą się po prostu cieszyć z dobrych informacji, niekoniecznie myśleć, że to zawsze wina Tuska lub Kaczyńskiego, że zabory, komunizm, a "narzekactwo" to fragment naszej narodowej kultury – dodaje.
Wielokrotnie mówi się o tym, że powinniśmy mieć bardziej pozytywny stosunek do świata, zauważać więcej dobrych i miłych sytuacji, a odbiorcy deklarują, że chcą czytać o nich więcej i częściej. Ale te zapewnienia nie znajdują potwierdzenia we wskaźnikach sprzedaży dzienników.
Oczywiście, Polacy nie przyznają się oficjalnie, że bardziej lubią czytać o tym, jak ktoś kogoś zabił, niż jak dobry człowiek wyciągnął tonącego ze stawu. – Ludzie co innego deklarują, a co innego im się rzeczywiście podoba: przykładem może być chociażby sprzedaż tabloidów – mówi ekspert. To dzienniki, które “krzyczą” tragedią, dramatem oraz nieszczęściem z pierwszych stron i właśnie one najlepiej się sprzedają.
Skąd to się wzięło? Według naszego rozmówcy to wynik zbyt szybkiego akcesu rodzimego społeczeństwa w obręb kultury popularnej. Ogromny wpływ mają na to również stabilne partie polityczne które mówią “jak jest” i religia, która mówi “jak żyć”, ale paradoksalnie, biorąc pod uwagę doktrynę chrześcijańską, nie pokazuje, jak się cieszyć.
Medioznawca uważa, że idea przekazywania dobrych wiadomości jest naprawdę piękna. – To trochę tak jak z dobrymi pracownikami socjalnymi, którzy swoim szczęściem potrafią zarazić osoby będące nawet w najgorszej sytuacji – mówi.
Ktoś w internecie nie ma racji!
A co z negatywnymi komentarzami w internecie? Nawet gdy tekst ma w założeniu przekazywać dobre, pozytywne emocje, to i tak pojawi się masa negatywnych komentarzy, negujących absolutnie wszystko.
– Staliśmy się narodem piszącym, ale już nie czytającym – wyjaśnia medioznawca. – Nie rozumiemy intencji, złościmy się przede wszystkim na wtórne, trzeciorzędne elementy, np. źle postawiony przecinek dyskwalifikuje piszącego jako dziennikarza – mówi. Równie często można spotkać się z twierdzeniem zgodnie, z którym osoba o sprecyzowanych poglądach jest oskarżana przez swoich adwersarzy o “brak kwalifikacji”.
Ostatnio przeprowadzono badanie – na razie na niewielkiej grupie respondentów – które pokazuje, że tych negatywnych wpisów wcale nie ma aż tak dużo. – To tak naprawdę my, czytelnicy, szukamy przede wszystkim złych komentarzy, wiadomości, dlatego też widzimy je bardzo wyraźnie – kwituje medioznawca.
Być może potrzeba nam właśnie polskiego upworthy?