Uzależnione od alkoholu kobiety są młodymi, wykształconymi singielkami – wynika z badań Ministerstwa Zdrowia. Wynik ten może zaskakiwać, bo czemu młode i światłe panie miałyby się upijać lub nadużywać alkoholu? Odpowiedź jest prosta: żeby zapomnieć o byciu idealną, odstresować się i przede wszystkim – bo mogą. Dzisiaj nikt ich już za to nie skrytykuje.
Aż 12 proc. Polaków ma problem z nadużywaniem alkoholu. Ogólnie problem alkoholowy rzadziej dotyka kobiet niż mężczyzn, ale jeśli już dotyka, to... młode, dobrze wykształcone i niezamężne – wynika z badań Ministerstwa Zdrowia. Dla odmiany: panowie uzależnieni od procentów to raczej samotni, w średnim lub starszym wieku.
O ile starszych panów można jeszcze jakoś zrozumieć, to skłanianie się ku uzależnieniu alkoholowemu młodych kobiet, na dodatek dobrze wykształconych, może zaskakiwać. Może, ale nie musi, jeśli ktoś nie spędził pod kamieniem ostatnich 10 lat i obserwuje młode kobiety w Polsce. Tak się bowiem składa, że szczególnie w dużych miastach pijana w sztok młoda kobieta to żadna nowość. Singielka już nawet nie pijąca, ale chlejąca co tydzień w każdy dzień weekendu też już nikogo nie szokuje. Młode dziewczyny piją całkiem sporo, wydaje się, że lubią to robić i w niczym im to nie przeszkadza. Pytanie tylko: dlaczego?
Psychologiem ani socjologiem, ani tym bardziej ekspertem od uzależnień, nie jestem i nie chcę za takiego uchodzić. Swoje wnioski na temat pijaństwa młodych kobiet wyciągam na podstawie obserwacji własnych. Nie chcę nikogo obrażać, obwiniać, ani osądzać – bo nie od tego jestem. Ale liczę na to, że mój tekst pobudzi czytelników do dyskusji i dowiem się, czemu akurat grupa, która powinna nie musieć sięgać za dużo po alkohol, właśnie to robi.
Wino nikomu nie szkodzi
Stąd też możliwość oglądania, jak dwudziestoparo- i trzydziestoparolatki piją. A potrafią pić naprawdę często: przecież lampka wina to nic złego. Lampka przeradzająca się w butelkę też. Dziewczyny nie widzą w tym nic złego, bo przecież nie upijają się do nieprzytomności, nie wymiotuję potem, ani nie robią nic głupiego. Wypić dwa czy trzy kieliszki wina w domu – czy komuś jeszcze to zaszkodziło?
To pierwsza strona medalu. Druga to imprezy – tutaj pijaństwo przybiera znacznie większe rozmiary. Wódka, wino, piwa, kolorowe drinki – wszystko jest dla ludzi. Dziewczyny na imprezach śmiało upijają się do stanu, w którym nie mogą chodzić, mówić, wymiotują, wędrują z nieznanymi mężczyznami do toalety i tak dalej, i tak dalej. Nie wszystkie, oczywiście, ale naprawdę wystarczy wyjść w piątek w Warszawie na miasto, by zobaczyć jak wiele młodych kobiet lubi się upodlić alkoholem.
Wróćmy jednak do kwestii najważniejszej – dlaczego młode, niezamężne i dobrze wykształcone kobiety miałyby nadużywać alkoholu i mieć z nim problem? Co je skłania do picia – te uzależnione i te, które "tylko" mocno imprezują?
Nic dziwnego
Niewątpliwie fakt, że mogą i nie spotyka je za to żaden społeczny ostracyzm. Jeszcze kilkanaście lat temu młodej kobiecie nie wypadało słaniać się na nogach i wymiotować na środku Nowego Światu. Oczywiście, kobiety upijały się i lubiły alkohol tak samo, jak mężczyźni, ale dzisiaj nikt takiej młodej singielki nie skrytykuje za to, że weekend spędziła najpierw pijąc, a potem lecząc kaca. Przyzwolenie społeczne na taki sam poziom picia, co u mężczyzn, niewątpliwie robi swoje.
To jednak najmniej ważna sprawa. Zdecydowanie ważniejsze jest jedno ze słów w profilu uzależnionej: niezamężna. Kobiety, choć są coraz bardziej wyzwolone i oddalają się od modelu kury domowej, wciąż jednak odczuwają pewną presję społeczną – a w dużej mierze także wewnętrzną – na to, by mieć chociaż partnera. A jak nie mogą znaleźć, mają problemy sercowe, to załatwiają je alkoholem. Kiedyś się wypłakiwało w ramię przyjaciółce, w amerykańskich filmach dziewczyny jadły lody na kilogramy, dzisiaj po prostu idą się porządnie upić. I tak mogą co tydzień, bo problemy sercowe szybko nie znikają.
Presja, presja, presja
Presja na posiadanie partnera wiąże się też z tym, że takie 26-28-latki, które nie mają przed sobą perspektywy zostania żoną, czują oddech wieku na karku. Coraz częściej spotykam się z opiniami, że kobiety nie chcą rodzić po 30-tce, z różnych powodów, głównie zdrowotnych. Zresztą nie jest niczym ani nowym, ani dziwnym, że większość – zapewne – kobiet, ma w sobie potrzebę zostania matką. Im później, im większa presja, tym częściej trzeba o niej zapominać. Alkohol zapomnienie przynosi błyskawicznie.
Fakt, że są to osoby wykształcone, tylko pogarsza sprawę. Są to bowiem kobiety świadome, często z wymaganiami wobec mężczyzn, które nie zadowalają się byle czym. Do tego, jak tłumaczy mi jedna ze znajomych, dochodzi cała pozostała presja: na pracę, naukę, karierę. Kobieta ma być idealna, dużo zarabiać, być mądra, a do tego najlepiej gotować, recytować, być piękną, wysportowaną, nie mieć rozstępów, cellulitu i do tego mieć u boku jakiegoś Pana Idealnego.
Bądź idealna
Z łatwością można zauważyć, że nie spełniając jednego z miliona wymagań społeczeństwa, kobiety, szczególnie te młodsze, mogą szybko popadać przez to w smutek czy nawet depresję. Uciekają w alkohol, bo nie mają siły być idealne, a tego się od nich wymaga. Mimo rosnącego równouprawnienia, mężczyznom niestety nadal więcej rzeczy puszcza się płazem. Sam widziałem nie raz i nie dwa, jak dziewczyny po kłótni z szefem lub chłopakiem wracały pić do domu, bo już nie widziały innego wyjścia.
Alkohol stał się najłatwiejszym sposobem odstresowania problemów i presji. W weekend bardzo często młodym ludziom – nie tylko kobietom – chodzi o to, by się zresetować. Potem, jak praca robi się coraz cięższa, reset potrzebny jest już nie tylko w sobotę i niedzielę, ale i poniedziałek, wtorek, środę... Im dalej w las, tym gorzej. Nie tylko w przypadku kobiet, ale najwyraźniej to te młode, wykształcone, niezamężne, najgorzej znoszą presję.