Nie wszyscy akceptują to, w jaki sposób Piotr Żyłka mówi i pisze o Bogu. Na prowadzonych przez siebie profilach faceBóg i Franciszek mówi takim językiem, który trafi do odwracających się od Kościoła młodych ludzi. – Psim obowiązkiem Kościoła jest mówić do ludzi tak, żeby oni mogli go zrozumieć. Skoro młodzi ludzie, którzy są dziś jednym z głównych wyzwań dla Kościoła, coraz rzadziej pojawiają się w kościele, to Kościół musi do nich wyjść – mówi.
Piotrek Żyłka: To taka myśl-zaczepka, która niekoniecznie kojarzy się z językiem kościelnym, czy też jak to się mówi - "kościółkowym". Można ją znaleźć na moim blogu. To coś w stylu mojego motta.
A dlaczego starasz się odejść od języka "kościółkowego"?
Po prostu jestem jaki jestem. Nie chcę być hipokrytą i używać innego języka i stylu mówienia na spotkaniu z kumplami i innego, gdy mówię o wierze. Bycie w Kościele nie musi być wpasowywaniem się w ramy jezkowo-stylowo-kościółkowe. Ja, Piotr Żyłka, jestem członkiem Kościoła i w takim stylu w jakim żyję na co dzień, staram się mówić o Bogu.
A ludzie chcą mówić normalnie o Bogu, bez zbytniego patetyzmu?
Jest bardzo dużo ludzi, którzy szukają czegoś takiego. Świat jest zróżnicowany, ludzie są bardzo różni i dlatego zapotrzebowania też są zróżnicowane. Osobom bardziej konserwatywnym odpowiada język, z którym można spotkać się często w kościele. Ale jest mnóstwo młodych ludzi, którzy chcą i potrzebują innego sposobu komunikacji.
Psim obowiązkiem Kościoła jest mówić do ludzi takim językiem, jaki oni mogą zrozumieć. Skoro młodzi ludzie, którzy są dziś jednym z głównych wyzwań dla Kościoła, coraz rzadziej pojawiają się w kościele, to Kościół musi do nich wyjść i starać się komunikować w takiej formie, która może do nich dotrzeć.
Jeśli oni odchodzą z Kościoła, to musimy szukać takiego sposobu mówienia, który skłoni ich do tego, żeby jeszcze raz się zastanowili i być może do tego Kościoła wrócili. My staramy się mówić do tych, którzy stoją z tyłu kościoła, albo już nawet przed Kościołem. Tych ludzi jest bardzo dużo.
Gdy byłem jeszcze na studiach, a portale społecznościowe typu Facebook czy Nasza Klasa zaczynały robić się popularne w Polsce, zauważyłem że ludzie spędzają tam coraz więcej czasu. Sam zresztą to robiłem. Widziałem, że Kościół nie jest tam obecny. A jeżeli Kościoła gdzieś nie ma, a są tam ludzie, to powinien się tam pojawić. Zacząłem myśleć, w jaki sposób to zmienić.
Człowiek jest dziś zasypywany informacjami, więc jeżeli chcemy do niego dotrzeć to potrzebujemy krótkich komunikatów, krótkich myśli, które mogą do niego trafić i pobudzić go do refleksji. Dlatego wybraliśmy formę grafik, plakatów, cytatów, inspirujących myśli. Ktoś kto siedzi na Facebooku, może zobaczyć naszego posta i przeczytać coś innego, niż kolejną informację z plotkarskiego serwisu.
A o czym piszecie na faceBógu?
Publikujemy różne treści związane z szeroko pojętą tematyką wiary i chrześcijaństwa, niektóre bardziej na poważnie, a inne z humorem, z przymrużeniem oka. Oczywiście spotyka się to z różnymi reakcjami, bo niektórym nie podoba się to, co robimy. Dla niektórych pewne formy są ok, a dla drugich jest to balansowanie na granicy, bo w Kościele "pewnych rzeczy nie wypada". Staramy się łamać schematy. To nieprawda, że jak coś jest kościelne, to musi być od razu śmiertelnie poważne i nudne. Przykładamy też uwagę do tego, żeby nasze treści były atrakcyjne wizualnie, żeby były profesjonalnie przygotowane i żeby były po prostu ładne. W ten sposób chcemy obalać kolejny mit, mówiący, że to co kościelne jest kiczowate i przaśne.
Co piszą osoby, które nie zgadzają się z przyjętą przez ciebie formą?
Klasyczne hejtowanie. Komuś się coś nie podoba i automatycznie jest to dla niego "zło". Ale tak już wyglądają media społecznościowe i internet, że jak pojawia się jakiś projekt, który skupia dużą społeczność, to znajdują się osoby niezadowolone.
Mamy taki wieczorny cykl, w którym publikujemy cytaty z księży lub zakonników, które ludzie gdzieś usłyszeli, zapadły im w pamięć i nam je przesyłają. Wśród tych wypowiedzi zdarzają się słowa, które dla niektórych są kontrowersyjne w formie (np. "Bóg to nie kiełbasa, żebyśmy mieli Go czuć") i wtedy pojawiają się masowo komentarze oburzonych z pretensjami, jak można w ogóle coś takiego publikować.
Profil faceBóg ma już 86 tysięcy fanów. Spodziewałeś się, że będzie ich aż tak wielu?
Na początku nie spodziewałem się, że to będzie coś tak masowego. Najbardziej cieszy mnie fakt, że to nie są tylko "lajki". To są ludzie spragnieni Pana Boga i chcą być zaangażowani w Kościół. Możemy ich kontaktować ze sobą, zachęcać do zrobienia czegoś dobrego i konkretnego. To jest coś więcej niż zwykły fanpage. Potrafimy się skrzyknąć i w kilkanaście tysięcy osób modlić się w intencji pokoju w Syrii albo w intencji papieża. Ten profil odpowiada na ogromne oczekiwanie młodych ludzi, którzy chcą zaangażować się w Kościół, a nie być tylko niedzielnymi katolikami, którzy po wyjściu z kościoła zapominają o tym, kim są.
A kim Ty się w tym wszystkim czujesz? Po prostu dziennikarzem, czy kimś więcej?
Przede wszystkim jestem chrześcijaninem, a dopiero później dziennikarzem. To jest tylko zawód, który pozwala mi docierać do dużej liczby ludzi z najlepszym newsem na świecie - z informacją, że jest ktoś taki jak Jezus. Na studiach zastanawiałem się, co chcę robić, jak mogę wykorzystać swoje umiejętności, żeby przyciągnąć ludzi do Kościoła. Trafiłem do redakcji portalu DEON.pl.
Kim się czuję? Odpowiem tak: jakiś miesiąc temu siedziałem ze znajomymi na piwie i rozmawialiśmy o Kościele. Kolega mnie zapytał, czy chciałbym aby Kościół miał twarz księdza Bonieckiego, czy twarz ojca Rydzyka. Odpowiedziałem, że chciałbym, żeby Kościół miał po prostu twarz Jezusa. Wiem, że być może nie brzmi to super atrakcyjnie, bo nie wpisuje się w retorykę wojenki wszystkich ze wszystkimi i w kościelne podziały, ale dla mnie to jest najważniejsza myśl, która powinna przyświecać mediom i wszystkim innym środowiskom katolickim. Nie jesteśmy po to, aby forsować swoją wizję Kościoła. Musimy uważać, żeby swoją pracą, swoimi poglądami, nie zasłonić tego, co w Kościele jest najważniejsze. Kościół to nie jest ideologia, tylko spotkanie z Jezusem, z żywym Bogiem.
Prowadzisz też polski profil papieża Franciszka, który ma dziś blisko 170 tys. fanów. Kiedy go założyłeś?
Ruszyliśmy zaraz po wyborze Bergoglio na papieża. Dosłownie kilka sekund po ogłoszeniu decyzji konklawe założyłem profil Franciszek. Gdy okazało się, że papież jest jezuitą, stało się dla nas oczywiste, że w DEON.pl (który jest jezuickim portalem) będziemy chcieli o nim dużo pisać i nagłaśniać jego nauczenie.
Z jednej strony wykonujemy robotę dla niego, bo popularyzujemy jego myśli i działalność w serwisach społecznościowych, a z drugiej strony on jest tak dobry w tym co robi i tak zachwyca ludzi swoim zachowaniem, że jego popularność przekłada się też na popularność naszych wszystkich projektów w internecie.
Bo to fajny papież.
Fajny to mało powiedziane. Franciszek codziennie mówi coś, co sprawia że ludzie Kościoła zaczynają się czuć "niewygodnie". Zastanawiają się, czy czegoś nie powinni zmienić? A może nasz utarty sposób myślenia jest i funkcjonowania wcale nie jest OK? A może stoją przed nami nowe wyzwania, może nie zawsze mamy rację?. To dobry sygnał. Jeśli coś jest niewygodne, to bardzo prawdopodobne, że źródło tego czegoś jest w Ewangelii. Bo Ewangelia jest bardzo "uwierającym" tekstem. Franciszek budzi Kościół do życia.
Co piszą do ciebie internauci?
Różne rzeczy. Najbardziej cieszą mnie wiadomości od osób, które piszą że już mieli dosyć Kościoła i chcieli z niego odejść, bo na przykład trafili na złego księdza, fatalnego spowiednika, ale weszli na jeden z naszych profili, przeczytali ciekawy artykuł albo obejrzeli jakiś filmik i zobaczyli, że Kościół ma też inną twarz i że może warto przemyśleć swoją decyzję. Obecność Kościoła na Facebooku to nie tylko lajki i zdobywanie fanów. W wirtualnej przestrzeni możemy realnie pomagać. Dostałem sporo maili, w których ludzie piszą, że trafienie na nasze projekty, to był moment zwrotny w ich życiu.
A nie przeszkadza ci, że wpis dotyczący wiary ląduje na tablicach między wrzutką choćby z TVN24 a "pudlem"?
Wręcz przeciwnie, to jest przecież naturalna rzecz. To tak, jakby się oburzać że kościół stoi między hipermarketem a klubem. Zadanie Kościoła to być w realnym świecie z ludźmi, a nie obrażać się na to jak świat wygląda. Niezależnie od tego, czy jest to przestrzeń architektoniczna czy internetowa, my po prostu musimy być między ludźmi i z ludźmi. Iść za ludźmi - to nasz obowiązek.
Internet to szansa Kościoła na powrót do realnego świata?
To jednocześnie szansa i konieczność. Kościół po prostu musi być obecny w sieci. Jeśli nie będzie go w internecie, to będzie po prostu strzał w stopę.
Piotrek Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg i papieskiego profilu Franciszek. Autor książki "Alfabet Franciszka"