Są za młodzi na Heroda. Swój hip-hop robią lekko, finezyjnie i z klasą. 10 grudnia po raz pierwszy wydadzą płytę na tzw. legalu w Asfalt Records, choć nie czują związanych z tym fajerwerków. Ras (raper) i Ment (producent) muzycznie dojrzeli. Mają za sobą już dwie płyty: "Dobrą muzykę i ładne życie" oraz "Hotel Trzygwiazdkowy".
Kiedyś nikogo nie słuchali, bo twierdzili, że są najlepsi i tylko oni mają rację. Dziś słuchają i się wsłuchują. Czerpią to, co najlepsze i szlifują własne dzieło, nikogo nie naśladując. I choć jeden mieszka w Lublinie, a drugi w Warszawie, to kiedy spotykają się w studiu nagraniowym dzieją się naprawdę dobre rzeczy. Warto sprawdzić, co to właściwie oznacza. Ich nowy album „Za młodzi na Heroda” elektryzuje jak jeszcze żaden poprzedni.
Na raz RAS…
Wcześniej wasze płyty były wydawane na tzw. nielegalu, a teraz pojawią się w sklepach. Duże emocje?
Ras: Ja nie czuję przeskoku. Zmieniły się głównie kwestie techniczne. Nikt z nas nie musi iść na pocztę, by te płyty wysłać. Mieliśmy określony budżet, który można było jeszcze rozciągnąć i swoją przestrzeń, by nagrywać 24 godziny na dobę. Wynajęliśmy studio i przez kilka miesięcy mogliśmy tam siedzieć bez ograniczeń. Płyta została nagrana tak jak powinna być nagrana i brzmi tak jak powinna brzmieć.
Jak wyglądało nagrywanie płyty, skoro mieszkasz i pracujesz w Lublinie?
Rzuciłem pracę na początku maja. Byłem w Warszawie kilka dni w tygodniu, 10 razy w miesiącu, a 14 listopada wróciłem do pracy. Pół roku zajmowałem się wyłącznie nagrywaniem płyty. Nauczyłem się już nie planować, więc przy kolejnym projekcie muzycznym zrobię podobnie.
Czekasz na ten moment, kiedy pożegnasz się z pracą 9-17, bo będziesz mógł żyć tylko z muzyki?
Nie, ostatnie pół roku żyłem z oszczędności, żeby robić tę muzykę. Właściwie żyłem tą muzyką. Zawsze chcę czegoś czego, nie mam w tym momencie. Jak pracuję nad płytą 20 godzin, to brakuje mi regularności, zostawiania "pracy w pracy" i odpoczynku w domu. Kiedy wychodziliśmy ze studia to głowa cały czas pracowała. Tworzenie płyty to praca 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Przyjemne jest, kiedy widzisz efekty. Samo nagrywanie, szlifowanie materiału jest strasznie męczące i frustrujące.
Wielokrotnie chciałeś rzucać hip-hop?
Tak. Chcę to wielokrotnie rzucać. Najgorsze jest to nakręcanie się, że już nie uda się czegoś stworzyć. Ja mam wyidealizowany obraz tego, co chcę zrobić. Wymagam od siebie rzeczy niemożliwych lub za dużo w jednej chwili. Dążenie do efektu końcowego to często męczarnia, o ile naprawdę ci na tym zależy. Jeśli zależy ci wyłącznie na tym, że chcesz coś zrobić, odhaczyć, to na pewno nie jest to aż tak stresujące.
To dotyczy pracy nad każdym utworem?
Tak. Na nowej płycie to dotyczy 14 numerów. Ta płyta w 70 proc. powstawała w studiu, więc jej nie autocenzurowałem. Jak się siedzi w domu, to ta koncentracja się rozbija. Wielokrotnie wtedy myślisz, czy możesz coś powiedzieć, czy powinieneś coś powiedzieć. W studiu tego nie ma.
To wynika z tego, że odcięliście się od świata zewnętrznego?
Tak. Praca nad ostatnią płytą wyglądała zupełnie inaczej niż nad poprzednimi, kiedy każdy z nas pracował w domu, a dogadywaliśmy się przez internet. Wtedy zanikała chemia przy tworzeniu. Teraz jak siedzieliśmy codziennie 10 godzin w studiu, to jedliśmy razem śniadanie, potem obiad, a po skończonej pracy jeszcze razem wybieraliśmy się na piwo. Teraz to jest Rasmentalism, a nie Ras i Mentos.
Jak Ras pisze teksty i jak je nagrywa?
U mnie zaczyna się to od jednego wersu i albo się toczy i zostaje napisany utwór albo się kończy po 3-4 i trafia do śmietnika. Zapamiętuję te podstawy. Pisałem, wchodziłem do studia i to nagrywałem. Nie praktykuję nagrywania zwrotek na kilka podejść. Wszystko musi być nagrane na raz.
Słuchasz polskiego hip-hopu?
Coraz więcej. Kiedyś byłem obrażony i wydawało mi się, że wszystko jest słabe, tylko ja jestem dobry, choć niedoceniany, ale minęła mi ta młodzieńcza frustracja. Dorosłem, wiem co chcę powiedzieć i nie mam już kompleksów. Nie nienawidzę polskich raperów i z przyjemnością niektórych słucham. Chętnie słucham Weny, Vnm'a, Prysa, Włodiego, Małpy.
Czym się inspirujesz? Co ciebie prowokuje do napisania pierwszego wersu: książka, gazeta, film, sytuacja na ulicy?
Zdarzają się książkowe inspiracje. Najczęściej to coś z zasłyszanych rozmów, bo można to zinterpretować po swojemu. Akurat na tej płycie opowiadam o wielu rzeczach, które siedziały we mnie. Będzie dużo wątków autobiograficznych i storytellingu, o który męczyła mnie moja dziewczyna.
Asfalt to spełnienie marzeń? Jeśli tak, to co dalej?
No właśnie... nie wiem. Najpierw musimy odpocząć, a następnie przygotować się do trasy koncertowej. Chętnie bym kontynuował pracę z Asfaltem. Marzysz o czymś, zapominasz, a później to się spełnia. Jakieś ciśnieniowanie się nie wychodzi w moim przypadku. Im bardziej chcesz, tym mniej wychodzi.
Myślałeś o karierze zagranicznej?
Bardzo chciałbym przetłumaczyć płytę na chiński i tam ustrzelić parę milionów. Niestety zawsze będę rapować z akcentem, więc nie ma co się silić na angielski. Kamil ma potencjał, by komponować muzykę na rynki zagraniczne i zawsze będę go w tym wspierać.
Słuchasz swoich utworów?
Tak słucham i wybieram te lepsze i gorsze momenty. Szukam niedoskonałości i rzeczy, które mi nie wyszły. Myślę, że przestanę słuchać płyty 10 grudnia. Wtedy będę miał płyty dość.
A jak patrzysz na rynek polski, widzisz potencjał wśród młodych raperów i muzyków, rozpoczynających swoją przygodę z rapem?
Milion osób rapuje, a mi co raz rzadziej chce się w tym przebierać. Sprawdzam głównie rekomendowane rzeczy. Każdy zaczynający raper myśli, że jest najlepszy.
A Ty też byłeś o tym przekonany?
Tak. Ja zawsze byłem przekonany, że jestem najlepszy. Wcześniej byłem zdenerwowany, że inni tak nie myślą, ale teraz to się zmieniło i to, co myślą inni mnie nie interesuje. Jeśli raper nie uważa, że jest najlepszy, to nie powinien rapować.
Dziś jako raper czujesz się lepiej, pewniej? Poczucie własnej wartości się zmieniło?
Małe psy zawsze najwięcej szczekają. U mnie było mnóstwo mówienia o tym, że jestem najlepszy, szukania pompatycznych, wyszukanych sformułowań. To jest jak zakładanie maski. Już tak nie robię i wydaje mi się, że w końcu mówię własnym głosem. Nie wczuwam się w to, że komuś nie spodoba się mój kawałek. Nie mam zamiaru bronić żadnego wersu na tej płycie. Według mnie to jest najlepsze, co mogłem na tę chwilę zrobić.
Nazwałbyś kogokolwiek swoim autorytetem?
Raczej nie. Mam bliski krąg znajomych, których pytam o zdanie, choć tak naprawdę nie słucham ich krytyki. Nawet jeśli mówią, żeby coś zmienić, to ja i tak wolę to zrobić po swojemu. Zazwyczaj chcę się pochwalić. Bardziej szukam potwierdzenia, że coś jest dobre, a nie konstruktywnej krytyki.
A jak jest z popularnością? Rośnie? Jak ją odbierasz?
Nie odczuwam jej. Ostatnio zostałem zdemaskowany w biurze i nastąpiło „youtube party”, ale nie chciałem o tym za bardzo rozmawiać. Krępuję się. Myślę, że jesteśmy na tyle niszowym zespołem, że nigdy nie nastąpi taka eskalacja popularności. I…właśnie dlatego, że od tej popularności tak stronimy, daliśmy swoje twarze na okładkę.
…na dwa MENT XXL
Co sądzisz o komentarzach, że twoje bity (podkłady muzyczne – red.) to kakofonia dźwięku?
Ment: Ci, którzy tak mówią, mają po części rację. Przesadzałem, żeby ukryć swoje niedoskonałości. Z czasem nauczyłem się najważniejszego, tak zabierać, żeby jednak dodawać. Mam nadzieję że słychać to na naszej nowej płycie.
Co na to wpłynęło?
Otworzyłem głowę. Wcześniej nikogo nie słuchałem i wydawało mi się, że jestem najlepszy, żyłem trochę w swoim światku. Teraz ciągle sobie powtarzam: "możesz zrobić to lepiej". Poza tym zacząłem grać imprezy. W każdy weekend jestem gdzie indziej i widzę, co podoba się różnym ludziom. To miało na mnie ogromny wpływ, teraz inaczej postrzegam muzykę. To bardziej ewolucja niż rewolucja.
Flirtini, czyli twój kolektyw, a raczej duet DJ-sko-producencki z Jedynakiem to chwilowy romans czy projekt na dłużej?
Zdecydowanie nie chwilowy romans. Stworzyliśmy z Jedynakiem projekt, który poparty przyjaźnią i wzajemnymi wymaganiami prowadzi dalej niż tylko do pełnych sal klubowych. Na początku przyszłego roku planujemy wydanie składanki, która będzie spoiwem muzyki, którą gramy. Co ciekawsze, za całością będą stali tylko polscy producenci. Jest na co czekać. Zarówno Rasmentalism jak i Flirtini to ważne i uzupełniające się składniki mojej codzienności. Nie chcę tego zmieniać.
Po tych 5 latach od pierwszego projektu muzycznego byłeś pewny, że w końcu wydacie płytę na tzw. legalu?
Nie traktujmy wydania legalnej płyty jak narodzin Chrystusa, nie będę dzielił epoki na przed i po. To jest trochę jak Sylwester. Mamy Nowy Rok, jest niby inaczej, ale nie do końca. Legalne wydawnictwo dało nam możliwość komfortowej pracy nad płytą. To dotyczy nagrywania, promocji, budżetu, otwartej przestrzeni na nasze pomysły. Ani razu nie usłyszeliśmy “nie możecie”. Jestem zadowolony i po części dumny z tempa jakie sami sobie narzuciliśmy w dochodzeniu do tego wszystkiego. Zobaczymy co będzie dalej.
Skończyłeś dziennikarstwo w Lublinie, potem pracowałeś w różnych miejscach. Kiedy zdecydowałeś, że będziesz zajmował się wyłącznie muzyką? Nastąpił jakiś przełom?
Nie było takiego przełomu. Dziennikarstwo to był plan B, chęć spędzenia na studiach kilku ciekawych lat. Odhaczyłem to, potem odhaczyłem jeszcze kilka dziwnych dla mnie zajęć zarobkowych, by podjąć decyzję o pieprzeniu tego wszystkiego i skupieniu się na tym co chcę teraz robić, co chcę robić zawsze. Decyzji nie żałuję, podtrzymuję z całych sił.
Nie zapytałam Arka (Rasa) o tytuł płyty: "Za młodzi na Heroda", więc dopytam ciebie. Dlaczego jesteście za młodzi na Heroda?
Arek twierdzi, że ma w szafie przebranie Heroda, które symbolizuje dorosłą rutynowość życia, a my jesteśmy na nią za młodzi. Nie chcemy się wrzucić w ten lejek, który będzie prowadził do jednego. To jest parabola, może też pewna ucieczka. Z drugiej strony nie jesteśmy autorytetami w żadnej sprawie poza naszą płytą. Właśnie dlatego te ważne atrybuty czyli koronę i laur mamy doklejone, nie nasze, a udawane.
Widziałam skupienie na twojej twarzy w trakcie grania imprez, widzę ewolucję na każdej kolejnej płycie. Zastanawiałam się, czy muzyka i jej doskonalenie to pewnego rodzaju obsesja. Ciągle myślisz, że coś możesz zrobić lepiej?
Jestem self–made man’em. Praca nad muzyką, jej i siebie udoskonalanie, nie jest moją obsesją, tylko celem. Jeśli nie miałbym tego w sobie naturalnie, to wróciłbym do starych zajęć. Nie chcę też roztaczać hiperbol nad swoim samozaparciem, bo często się śmieję, widząc jak mam go mało. Nie lubię robić czegoś, co nie ma sensu. Nie lubię tracić czasu.
Jesteś człowiekiem wielu talentów?
Dobre pytanie. Myślę, że jak chcę, to mogę, choć nie zawsze chcę. Nie lubię być drugi, ale jeśli już jestem, to tylko nie lubię, bez złości. No trochę.
Przesłuchujesz tony płyt. Jakbyś miał wymienić choć jedną zagraniczną i jedną polską płytę, która mocno wpłynęła na twoje poszukiwania muzyczne, to co by to było?
Polskę reprezentuje Niewidzialna Nerka. Podoba mi się producenckie mięso, podejście moich kolegów do reinterpretacji muzyki, która po drodze nas wychowała. To też materiał, z którego w sportowy sposób, mogę sporo podkraść. Zdecydowany must have i oryginalne wydawnictwo.
Kamieniem milowym jest dla mnie "My Beautiful Dark Twisted Fantasy" Kanyego Westa. To mówię bez zastanowienia, intuicyjnie. West na tym krążku już był mocno do przodu, ale jeszcze nie przesadził, co zdarzyło się później. Zawarł tam wszystko, co najlepsze w jego stylu. To, że bardzo ją lubię nie oznacza, że chciałbym ją naśladować 1:1. Ale zdecydowanie to ta płyta otworzyła mi głowę.
Twój kolejny cel?
Chciałbym, by na następną płytę moją i Rasmentalismu czekało jeszcze więcej osób niż na tę płytę. Tylko tyle i aż tyle.