
Przez osiem lat mieszkałeś w Rosji. Jak ten pobyt wpłynął na kształt tej płyty? Jakie obserwacje przywiozłeś stamtąd?
Chciałem pokazać nas w dokumentalny sposób, bez żadnego smrodku dydaktycznego i mówienia "my jesteśmy najlepsi". Chciałem też uniknąć cienia nacjonalizmu – nie ma sensu nas wywyższać, nie ma sensu nas poniżać. Powinniśmy być dumni z tego, kim jesteśmy, ale nie możemy uważać się za lepszych od innych tylko z tego powodu.
A z wykonawcami było różnie. Kiedy narodził się pomysł "Równonocy" i zacząłem zapraszać do tego projektu artystów, sądzili, że to jakiś mój ekscentryczny pomysł i różnie do tego podchodzili. Ale kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze single, zaczęło się zmieniać podejście wykonawców, sponsorów, wydawców. To ewoluowało aż do chwili wydania płyty. Nie licząc dwóch osób, wszyscy, których zaprosiłem, zgodzili się, a później napisali i nagrali zwrotki.
Na początku rzeczywiście wydawało mi się, że mam całkiem sporą wiedzę i że ona wystarczy. Jednak kiedy zacząłem pracować nad tą płytą i wgłębiać się w temat zobaczyłem, że moja wiedza jest bardzo powierzchowna. Dwa lata - bo tyle pracowałem nad "Równonocą" obfitowały między innymi w dokształcanie się o historii, sztuce, muzyce Słowian. Dużo słuchałem, dużo czytałem, musiałem się zagłębić w temat.
Zająłem się przygotowaniem podkładu muzycznego, a Percival przystosował się do tego idealnie. Do – wydawałoby się – gotowego już podkładu dograli swoje smaczki i nadali mu drugie życie. Ich wkład jest nieoceniony.
Musiałeś się dodatkowo przygotowywać od strony merytorycznej czy twoje zainteresowania dostarczyły ci wystarczającej wiedzy?
Moje obserwacje są raczej natury socjologicznej, niż historycznej. Ja raczej nic nie opublikuję, ale wiem, że "Równonoc" zainspirowała ludzi do poznawania historii. Udało nam się to, czego nie mogły dokonać projekty unijne czy rządowe. Dlatego mam nadzieję, że to da powód do zastanowienia się organizatorom takich przedsięwzięć państwowych, jak można spróbować zainteresować ludzi historią.
Ale przecież grupy rekonstruktorów tworzą zapaleńcy - tam wszystko jest oddolne, naturalne, a nie sterowane przez urzędników. Dlaczego więc "Równonoc" podbiła mainstream, a ich twórczość nie?
Zresztą nie tylko teledysku, ale całego utworu nie można traktować poważnie. To po prostu zabawa muzyką, jak duża część słowiańskiej twórczości. Warto przypomnieć sobie rosyjskie czastuszki, które były wesołe, nawet przaśne, obfitowały w rubaszne słowa. Taka muzyka też jest potrzebna. Pomimo utworów takich jak "Z dziada pradziada", który jest utrzymany w klimacie rycerskim, bojowym, musimy mieć też utwory wesołe.
Nie chciałem zrobić płyty wbrew sobie. Wiem, że w Polsce najlepiej sprzedaje się smutna muzyka, bo lubimy słuchać o tym, że ktoś ma jeszcze gorzej niż my. Ale ja jestem przekornym człowiekiem, nie lubię schematów muzycznych. Wiem, że w radiach są szablony, według których przygotowuje się piosenki, żeby były często puszczane
Nie chcę opowiadać o tym, co chciałem przekazać w tym klipie, bo jeśli miałbym taki zamiar, to na koniec dałbym planszę z wyjaśnieniem. A ja chcę, żeby każdy odbierał to po swojemu. Jeśli ktoś chce pobawić się przy tym na imprezie w remizie - niech się bawi, jeśli ktoś chce posłuchać samych tylko instrumentów - proszę bardzo. Chciałem pokazać, że muzykę ludową można łączyć z hip hopem i każdym innym stylem muzycznym.
Wydaje mi się, że można próbować i na styku różnych rodzajów muzyki może wyjść coś ciekawego. W czasach, kiedy ciągle słyszymy "to już było" tylko w taki sposób można dojść do czegoś, czego jednak jeszcze nie było. Kombinowanie, łączenie, jest dzisiaj jedynym sposobem na rozwój muzyki.
Każdy styl muzyczny da się połączyć z każdym? Teraz zespoły rockowe grają koncerty z orkiestrami symfonicznymi, elektronika miesza się z rockiem albo hip hopem. To ma jakieś granice?