– Nie chcę być idolem typu „Agnieszka tutaj nie mieszka” – mówi Pezet, zagadnięty o to, czy nie boi się, że pisane przez niego teksty mogą stać się paliwem maczyzmu kiepskiej jakości. Przy okazji premiery krążka „Radio Pezet prod. Sidney Polak”, opowiada nam o swoich życiowych spacerach po linie. O tym, że zdarzyło mu się trafić pod damski bucik, bo z natury jest romantykiem. Wreszcie, o muzycznych poszukiwaniach, które nie zawsze budzą entuzjazm konserwatywnej, hip-hopowej publiki.
Nie, nie. Wręcz odwrotnie. Różnymi rzeczami. Generalnie, jak cokolwiek nie idzie po mojej myśli, to już jest słabo.
A myślisz, że Pezet jest szczęśliwy?
Nie do końca. Ale to chyba jest po prostu niemożliwe.
Czemu?
Nie wiem, tak mi się wydaje. Nie chcę sypać truizmami, ale wydaje mi się, że tylko kretyni są szczęśliwi.
Obraz, który się z wyłania z fragmentów „Radia Pezet”, jest specyficzny. W nagraniach słychać rozhisteryzowane dziewczyny, które są podniecone na przykład tym, że piły z tobą wódkę w klubie PKP Powiśle w Warszawie.
No właśnie, i to jest trochę śmieszne, i trochę straszne. Patrzę na siebie – 32-letniego rapera żyjącego w Polsce – i czuję się odrobinę groteskowo.
Dlaczego?
Nie wydaje mi się, żeby poważni ludzie traktowali z szacunkiem to, co robię. Żeby brali mnie w 100 proc. na serio. Gdybym miał poznać nową dziewczynę, gdybym nagle stwierdził, że się z nią ożenię i poszedłbym do jej rodziców, a oni by się zapytali, czym ja się zajmuję, byłby smutek. Tak zakładam. Dla tych rodziców byłbym zapewne pajacem.
Odniosłeś sukces. Czy sukces nie sprawia, że ludzie zaczynają traktować cię poważnie, bez względu na to, czym się zajmujesz?
To w ogóle śmieszna sprawa z tym gatunkiem muzyki. Bo w pewnym sensie jest tak, jak mówisz. Ludzie, którzy do niedawna twierdzili, że cała muzyka rapowa to wielka ściema, nuda i powtarzalność, w dodatku twórczość przestępców albo dziwaków, dzisiaj patrzą na nią inaczej. Chciałbym, żeby runęły wreszcie stereotypy wokół naszego środowiska.
Z drugiej strony, nie jestem zajarany sukcesem samym w sobie. Moim głównym celem nie jest podbijanie Facebooka, zbieranie kolejnych fanów. Nie jestem pewien, czy wszyscy ludzie, którzy śledzą mój profil, rozumieją to, czym się zajmuję.
Czyli?
Mam wrażenie, że opinia publiczna zaczęła mnie postrzegać w kategoriach gwiazdy, a mnie to wcale nie odpowiada. Zorientowałem się teraz, mając trochę lat na karku, że coś nie gra. Nadal mam sporo gówniarza w sobie, ale widzę, że wcale nie chodziło mi o to, co mam.
A o co?
O to, żeby mieć stałą grupę odbiorców, żeby nie robić do szuflady – bo ja nie jestem takim człowiekiem. Chciałem mieć fajnie wydane płyty, grać koncerty dla publiczności…
Masz to wszystko, prawda?
Mam, nie zawsze, ale mam. Problem w tym, że mam także rzeczy, o które wcale nie prosiłem.
Prawda jest taka, że jak przekroczysz Rubikon, a ty to zrobiłeś, to już nie masz nad tym kontroli. Jeżeli stajesz się gwiazdą, to nie masz wpływu na to, co dzieje się z twoim wizerunkiem. On sobie żyje poza tobą.
Jeżeli jest tak, jak mówisz, to bardzo smutno mi z tego powodu i chyba to mi doskwiera ostatnio najbardziej. Słabo sobie z tym radzę. Wkurza mnie to strasznie.
A mi się robi czasem smutno, kiedy słucham, jak wypowiadasz się w swoich utworach o kobietach.
Czemu?
Nie chodzi o rzeczy związane z seksem, o ostrą erotykę, bo tego słucha się przyjemnie.
Tu nie mogę się nie zgodzić.
Żal mi się robi, gdy śpiewasz o dziewczynach, które są na każde twoje skinienie. Same siebie kompletnie nie szanują. Wystają po koncertach, narzucają się.
Nawet wiem, o którym kawałku rozmawiamy. Ale to nie jest takie częste zjawisko. Zauważ, że robię to, co robię chyba już 14 lat i mam dwa takie opisane przypadki. To nie jest dużo. No chyba, że to dużo, nie wiem. One są może dosyć mocne, dlatego rzucają się w oczy.
Wiesz, że feministki za tobą nie przepadają?
Słyszałem.
Jak słuchają tego, w jaki sposób wypowiadasz się o kobietach, to je rzuca. One twierdzą, że uprzedmiotawiasz kobiety. Zgadasz się z tym?
Czasami.
Głupio ci z tego powodu? Czy masz to gdzieś?
Trochę – to drugie. Ale wychodzę z założenia, że mamy wolność słowa. Mówię o kobietach w taki sposób, w jaki chcę. Opisuję rzeczy, które, chociażby w relacji seksualnej z kobietą, mnie kręcą, a w dodatku znajdują jeszcze akceptację po drugiej stronie.
Kobietom się podoba, kiedy mówisz o nich w niezbyt dyplomatyczny sposób?
Całe moje doświadczenie życiowe mówi, że tak właśnie jest.
Czyli to jest jakaś nasza kobieca hipokryzja, że mówimy: traktujcie nas jak partnerki, mówcie do nas z szacunkiem? Bo tak naprawdę chcemy, żeby ktoś nas ciągnął za włosy do jaskini?
Czasami tak mi się właśnie wydaje. Wszystko zależy oczywiście od osobistych preferencji. Muszą trafić na siebie dwie osoby, które mają podobne upodobania.
Seksu w twojej muzyce jest mnóstwo. Są jednak także miłosne wyznania. W całej tej twardej erotyce pozostajesz romantykiem?
Bardzo. Jestem mega kochliwym kolesiem. Czasem płacę za to wysoką cenę. Teraz jestem w związku. Jak się zakochuję, to już na całego. Potrafię nawet wejść pod bucik, gdy jestem zakochany.
Uprawiałeś kiedyś życiowy „spacer po linie”? Taki wątek pojawia się na płycie. Zastanawiam się, co to oznacza w twoim wydaniu.
To takie balansowanie na granicy pomiędzy życiem a śmiercią. Nie chcę popadać w dramatyczny ton, bo nigdy nie miałem takich sytuacji, że miałem ciężką zapaść i widziałem światełko w tunelu. To nie jest taka akcja. Inna sprawa, że nie szanowałem swojego życia oraz zdrowia. Głównie myślę tutaj o używkach, ale także o moim trybie życia, podejściu do siebie.
A teraz jakie masz podejście do używek?
Nie używam.
Bo nie masz już ochoty spacerować po linie?
Definitywnie nie chcę.
Nie pijesz, nie palisz?
Aktualnie nie, rzuciłem nawet papierosy. Nie wiem, jak długo to potrwa. Na razie trwa pół roku.
Albo spacer po linie, albo nic? Działasz na skrajnościach?
W ogóle w życiu tak działam, nie tylko, jeżeli chodzi o używki. Teraz jestem w punkcie osobistej przemiany. Liczę na to, że wytrwam. Chociaż mam świadomość, że mogę nie wytrzymać, pieprznąć wszystko w czapkę i zacząć ostro imprezować.
Nie jesteś już za stary?
Tak mi się zaczyna wydawać, i to jest strasznie smutne, bo mam dopiero 32 lata. Miewam przebłyski, gdy wydaje mi się, że mam 15 i mogę wypić pół litra wódki, wypalić trzy paczki szlugów. Nie robię tego jednak, bo wiem, że potem mam trzy dni wyjęte z życia.
Dojrzałeś?
Nie wiem, czy odstawienie imprezowania jest równoznaczne z dojrzałością. Tym bardziej, że z dojrzałością emocjonalną nie jest u mnie najlepiej. Jestem impulsywnym furiatem, który nie kontroluje swoich emocji i tak naprawdę w poważnych sprawach często nawala. Tak mi się dzisiaj wydaje. Może trafiłaś akurat na taki dzień.
Jak udaje się tobie funkcjonować bez używek w takim, a nie innym środowisku? Masz wielu kumpli. Rozumiem, że oni czasem palą coś więcej, niż papierosy.
Od 10 lat nie paliłem jointów. To, o czym mówisz, to trochę pozory, stereotypy dotyczące hip-hopowego środowiska. Oczywiście, gdzieś tam używki są obecne, ale nie wydaje mi się, żeby było tego więcej, niż w jakimkolwiek innym środowisku. Sam nie palę jointów od dawna, bo nie odpowiada mi ten rodzaj nakręcania organizmu.
Twoim zdaniem jesteśmy w stanie zrobić wszystko dla kasy? Takie przekonanie ujawniasz w kilku numerach na płycie.
Wszystko, to pojęcie względne. Dla jednego wszystko, to jest zostawić żonę, a dla innego zrobić pierdołę. Ale uważam, że żyjemy w takich czasach, w których każdy zrobi wszystko dla pieniędzy i władzy.
Boisz się krwiożerczego kapitalizmu?
Nie, raczej nie. Jestem kapitalistą, nie jestem komunistą. Nie boję się kapitalizmu, jestem świadomy tego, co on za sobą niesie. Każdy ustrój jest zbudowany na pięknej idei, gorzej tylko z wykonaniem. Widzę wszelkie wady sytuacji, ale przyjmuję, że nie wymyślili jeszcze niczego lepszego.
Czyli twoja diagnoza jest taka: jest strasznie, żyjemy w Babilonie, ludzie chcą się sprzedać, ale nic nie możemy z tym zrobić.
Tak. Brzmi przygnębiająco? Jestem dosyć pesymistycznie nastawionym człowiekiem. Mam taką dewizę, że jedyne, co możemy zrobić ze światem, to codziennie się z nim mierzyć. Wstawać rano i robić to, co umiemy robić najlepiej. Tyle. Wiesz, może mówię tak, bo nigdy nie wybrałem się do żadnego specjalisty na dłuższą terapię? Może on by mi to wytłumaczył.
A na krótszej terapii byłeś?
Nie, byłem kilka razy pogadać z psychologiem, na zasadzie: „Dzień dobry, coś dziwnego się ze mną dzieje”. Diagnoza była taka, że jestem świrusem, że muszę się opanować, że powinienem przychodzić regularnie. Ale nigdy tego nie zrobiłem.
Mam taką teorię, że mężczyźni w dzisiejszych czasach mają wyjątkowo ciężko.
O, mówisz jak ja!
Mężczyźni są ofiarami, bo z jednej strony wymaga się od nich, żeby byli macho, a z drugiej oczekuje wrażliwości i wnikania w problemy własne i partnerek. Schizofrenia?
To jest niewykonalne! Mogę to powiedzieć na swoim przykładzie. Próbowałem, serio. Wielokrotnie wkręciłem się w związek – mówiłem już, że jestem dosyć kochliwy, a jak się wkręcę, to ląduję pod bucikiem. Próbowałem trwać w partnerskich związkach, być partnerem, wiesz, być super fajnym, ciepłym kapciem. Ale kończyło się zawsze katastrofą. Raz, że ja nie dawałem rady z tym wytrzymać. I stąd brało się wiele rzeczy. A dwa, że kobiety, z którymi byłem, nie były w stanie wytrzymać. One także miały dosyć! Były znudzone facetem z plasteliny.
Wierzysz w wierność? Czy uważasz, że wszyscy wokół się zdradzają?
Nie mam recepty na wierność. Nie uważam jednak, że zdrada jest spoko.
Ale nie uważasz też, że człowiek jest stworzony do monogamii.
No tak, ale monogamia to zjawisko kulturowe, wykreowane nieco wbrew naszej fizyczności.
Mam wrażenie, że jak wypowiadasz się na tematy damsko-męskie, nawet bardzo prowokacyjnie, to jednak zawsze bierzesz siebie w nawias, jako ten „raper-macho”. Twojej muzyki słuchają jednak także mężczyźni pozbawieni tej samoświadomości. Oni twój przekaz odbierają na prostym poziomie: kobieta jest szmatą i służy do jednego. Nie obawiasz się tego?
Facet, o którym mówisz, musi być idiotą. Wyobrażam sobie, że to jest taki koleś, który głowę ma do jedzenia, a resztę do ćwiczenia na siłowni. Współczuję takim typom, ale nie mogę za nich odpowiadać, bo musiałbym strasznie się zamknąć. Nie jestem ich rodzicem.
Nie, ale jesteś ich idolem. A to już odpowiedzialność.
Cholera, ale mimo wszystko ja wolę zostać takim idolem, który mówi prawdę, niż gwiazdą w stylu „Agnieszka tutaj nie mieszka”.
Eksperymentujesz muzycznie. Twoja nowa płyta jest mocno dubstepowa. Od części fanów już dostajesz cięgi w sieci, jeszcze przed premierą płyty. I znów: nie boisz się?
Publika hip-hopowa ogólnie jest konserwatywna. Ja sam jestem dosyć konserwatywny w sferach muzycznych. Równolegle jestem na tyle otwarty, że czerpię z innych gatunków i myślę, że w Polsce ludzie nie są na to gotowi. A ci, którzy są gotowi, wymagają z kolei, żebym ja to zrobił tak, jak ludzie na Wyspach. Przecieram szlaki, ale lekko nie jest.
Co jest najodważniejszym muzycznym zabiegiem na „Radio Pezet”? Zaskakujący gitarowy finał, w numerze nagranym z Kamilem Bednarkiem?
To jest, moim zdaniem, najbardziej odważny krok, jeżeli chodzi o twardy hip-hopowy elektorat. Chociaż, ja już nie wiem, co jest dla niego akceptowalne, a co nie. Mam na myśli taką publiczność, która lubi tylko hip-hop, brzmienia lat 90. i to jest jedyny akceptowalny hip-hop dla niej, a wszystko inne jest złe. Nawet nie wiem, czy to będzie dla niej większym zaskoczeniem, czy na przykład kawałek „Charlie Sheen”, bo to też jest dubstepowa wiertarka, której „ortodoksi” nie znoszą i mogą mnie za to zjechać.
Generalnie jest tak, że jedni lubią dubstep, a inni uważają, ze to nie jest muzyka. Ja to lubię – nikt i nic tego nie zmieni. Mogą mi pisać, wyrzucać mi swoje żale – i co to zmieni? Czasem mam wrażenie, że 1000 albo 2000 ludzi na moim Facebooku, takich ortodoksyjnych hip-hopowców, wierzy w to, że może wywierać na mnie presję. Że jak mi napiszą milion postów, że to, co robię aktualnie, jest słabe, to ja zmienię na ten temat zdanie. Otóż nie, nie zmienię. Przykro mi z ich powodu, bo musi być im smutno.
Jesteś gotowy mieć mniejszy fun club i mniej odbiorców, po to, żeby grać ambitniej?
Jestem na to gotowy, mało tego – ja bym tego chciał! Nie zależy mi na byciu celebrytą, wkurza mnie to.
Promujesz nową płytę i mówisz, że zależy ci na zmniejszeniu liczby odbiorców?
Nie w tym rzecz. Szanuję każdego z osobna. Jestem nauczony takiego podejścia do ludzi, którzy mnie słuchają. Więc nawet czasem staram się gadać z tymi, którzy piszą mi nieprzyjemne rzeczy. Nierzadko – jak mam siłę oraz wenę – to wchodzę w jakąś polemikę i rozmawiam o tym. Bo mam szacunek do ludzi. Ale nie obraziłbym się, gdyby ci, którzy mają negatywnie zdanie na mój temat, poszli słuchać sobie kogoś, kto im bardziej odpowiada. Nie zmienię zdania. Będę robić to, na co mam ochotę.