Po zakłóceniu krytycznego wobec gender wykładu w Poznaniu część komentatorów (m.in. prof. Środa) starało się usprawiedliwiać anarchistów. Jan Hartman z Twojego Ruchu, partii Janusza Palikota, ma inne zdanie i potępia naruszanie autonomii uniwersytetów. Krytykuje jednak policję. – Pobicie anarchisty jest dla władzy łatwiejsze, bo on sam się wyłamuje z porządku państwa – mówi w "Bez autoryzacji".
Obalenie pomnika Lenina w Kijowie to znak, że Ukraińcy mają europejską mentalność, że kierunek na Moskwę jest błędny?
Jan Hartman: To znak, że Lenin nie dla wszystkich za naszą wschodnią granicą jest świętością. Dobry znak. Mam nadzieję, że upadek tego pomnika będzie symbolem przełomu, tak jak miało to miejsce w tylu już krajach, nie wyłączając Polski.
Czy wolność wypowiedzi, szczególnie na uniwersytetach przysługuje tylko ludziom lewicy? Pamiętam oburzenie po zakłóceniu wykładu Zygmunta Baumana i jakoś nie widzę podobnego po zakłóceniu wykładu o gender w Poznaniu.
A czy ja mówiłem, że wolność słowa ma przysługiwać tylko Baumanowi? Dlaczego tak pan formułuje to pytanie? Może mnie pan zapytać o komentarz do tego, co się wydarzyło i ja mogę odpowiedzieć.
W żadnym wypadku nie imputuje panu takich twierdzeń, część komentarzy pokazuje dysproporcje w ocenianiu tych dwóch wydarzeń.
Dobrze, więc chcę podkreślić, że przerywanie wykładów na uniwersytecie i tego rodzaju akty są niedopuszczalne i muszą być sprawnie i skutecznie neutralizowane. Co do tego nie ma wątpliwości. Jednak to, co się wydarzyło, jest niesłychanie niepokojące jeśli chodzi o skalę użycia przemocy przez policję.
Zastosowano środki skrajnie nieproporcjonalne, łącznie z nielegalnymi paralizatorami i to wydarzenie jest z punktu widzenia porządku prawnego i dobra publicznego czymś zdecydowanie bardziej niepokojącym, niż sam wybryk młodzieży. Komentowanie tej sprawy od strony samego tego wybryku, podczas gdy policja użyła paralizatorów, jest w ogóle niepoważne.
Szczególnie razi dysproporcja reakcji policji w przypadku licznych faszystowskich napaści na przestrzeń uniwersytecką, a tym wypadkiem z anarchistami. Nikomu do głowy by nie przyszło, żeby na wykład Magdaleny Środy czy Zygmunta Baumana posyłać tajniaków z paralizatorami. Ta dysproporcja jest niesamowita.
W Poznaniu to władze uczelni poprosiły o ochronę policji, bo spodziewały się incydentów. Widocznie w przypadku Środy czy Baumana uczelnie nie były tak przewidujące.
Doskonale wiedziały, że mogą być incydenty. Zresztą władze uczelni też są częścią aparatu państwa i również ponoszą odpowiedzialność. Jest faktem, że instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo państwa wobec faszystów są oględne, co w gruncie rzeczy popieram, bo lepiej, żeby te interwencje były stanowcze, ale ograniczone do niezbędnego minimum, za to wobec anarchistów stosuje się całą brutalność państwa, które jakby czeka na okazję, by móc bezkarnie pokazać twarz państwa policyjnego.
Skąd ta różnica?
Powodem jest powiązanie skrajnej prawicy, faszystów z Kościołem, jako że deklarują się oni jako bojownicy Polski katolickiej. Dlatego państwo staje się wobec nich bezbronne. Paraliżuje je „tabu krzyża” i lęk przed gniewem Boga i ludu. W Polsce jeśli w jednej dłoni ma się krzyż, w drugiej można mieć pałkę i bezkarnie jej używać. Kto bowiem pobije niosącego krzyż, ten jakby samego Chrystusa bił. To działa na poziomie podświadomym. Żałosna słabość, cynicznie wykorzystywana przez bojówkarzy.
Pana zdaniem to minister spraw wewnętrznych Sienkiewicz albo komendant główny policji Działoszyński wydali polecenie, by bić lewicę, a prawicę nie?
Nie, to się dzieje spontanicznie. Gdyby to było takie proste, to łatwo byłoby to zmienić. Wszyscy funkcjonariusze zachowują się tak, bo taki jest nastrój, taka jest tendencja. Po prostu tak się robi. Pobicie anarchisty jest dla władzy łatwiejsze, bo on sam się wyłamuje z porządku państwa – nikt za nim nie stoi. Niepotrzebne są tu żadne ministerialne decyzje. Ale to dowód, jaki jest zasób ukrytej agresji w państwie. Ta sprawa musi być wyjaśniona do końca.
Chciałby pan zagłosować w wyborach za swoją córkę, jak proponuje to Jarosław Gowin?
Przede wszystkim to jest ściema, jak mówi młodzież. Od dawna w politologii prowadzi się wolną dyskusję na temat przyszłego kształtu demokracji. Pomysłów jest wiele, ale na razie daleko od tego, żeby je wcielić w życie, bo to wymagałoby gruntownego przebudowania konstytucji. Jednym z nich jest wyposażenie rodziców w głosy ich dzieci. Na razie to political fiction.
Dzisiejsze prawo jest absolutnie antydyskryminacyjne w sferze politycznej, więc jeśli Jarosław Gowin ma elementarną kulturę prawną, powinien to wiedzieć i przyznać, że to, co proponuje nie jest możliwe ani dzisiaj, ani za 10 lat, ani za 20 lat. Pytanie, czy Gowin to wie i to co mówi, to jakaś cyniczna propaganda i mieszanie ludziom w głowach, czy nie wie, a to znaczyłoby, że jego kultura prawna jest żadna.
Każdy, kto chociaż trochę rozumie, o co chodzi w konstytucji, wie, że niezależnie od tego, czy jesteś czarny czy biały, czy jesteś pedałem czy katolem, masz ten sam jeden głos i nikt nie może mieć ich więcej, bo ma siwe włosy, dzieci, psa albo kochankę. Jeden człowiek – jeden głos. Zero przywilejów, zero dyskryminacji w tej sferze. To fundament demokracji. Gowin tego nie wie? No, biedaczek po prostu.