Święta tuż tuż, więc nasze myśli coraz częściej zaczynają krążyć wokół rodzinnych spotkań, prezentów, a także świątecznych dań. W kontekście tych ostatnich jak co roku powraca temat popularnego na naszych stołach łososia i rzekomych niebezpieczeństw związanych z jego konsumpcją. Obawy krążą wokół słów "dioksyny", "barwniki", "chemiczna karma". Czy rzeczywiście łososia trzeba się bać?
O tym, że Święta już blisko, świadczy nie tylko zwiększony ruch w centrach handlowych i atak wszędobylskich “świątecznych” reklam. Wbrew interesom przetwórców branży rybnej, dla których grudzień to istny czas żniw, jak co roku pojawiają się też ekologiczno-dietetyczne kontrowersje dotyczące naszego świątecznego menu – ruszyła już np. akcja protestu przeciwko nieludzkiemu traktowaniu karpi.
Ale media uderzają w alarmistyczne tony także w odniesieniu do innego popularnego świątecznego przysmaku – łososia. I tym razem chodzi nie tyle o dobrostan ryb, co zdrowie konsumentów.
"Toksyczny" łosoś?
Powszechnie uważa się, że ryby są wyjątkowo zdrowym składnikiem naszej diety i w zasadzie można je jeść bez ograniczeń. Naukowcy zwracają jednak uwagę, że jest inaczej. – Ostatnio nawet mówi się, że ryb długo żyjących, jak tuńczyk, powinno się raczej unikać, bo kumulują dioksyny i metale ciężkie, przede wszystkim rtęć – mówiła w rozmowie z naTemat dr hab. Małgorzata Drywień z Zakładu Oceny Żywienia SGGW.
Jej obawy potwierdzili w połowie roku norwescy naukowcy, którzy wzięli pod lupę mięso tamtejszych łososi hodowlanych. Okazało się, że jest ono niewskazane dla kobiet w ciąży, bo może zaszkodzić dziecku. O odkryciu informował w czerwcu portal mojanorwegia.pl – wedle Anne-Lise Bjørke Monsen, lekarza ze szpitala uniwersyteckiego Haukeland “substancje, których obecność stwierdzono w mięsie hodowlanych łososi wpływają negatywnie na rozwój mózgu oraz są kojarzone z takimi schorzeniami jak autyzm, AD/HD oraz obniżone IQ”.
Badacze argumentowali, że 90 proc. toksyn znajdujących się w organizmie kobiety w trakcie ciąży zostaje wchłoniętych przez płód.
Naukowcy ostrzegają
O tym, że do łososia na naszych stołach, zwłaszcza tego hodowlanego, powinniśmy podchodzić ostrożnie, pisał też portal vege.com.pl cytując raport „Fish Report” Vegetarian & Vegan Foundation z 2009 roku. – Łososie hodowlane są jeszcze bardziej zanieczyszczone niż łososie dzikie ze względu na wysokie stężenie trwałych zanieczyszczeń organicznych w paszy oraz dużą zawartość tłuszczu w ich mięsie (trwałe zanieczyszczenia organiczne mają tendencję do odkładania się w tkance tłuszczowej) – możemy przeczytać w artykule na ten temat.
Podobne informacje publikował już 9 lat temu prestiżowy magazyn naukowy “Science”, ostrzegając właśnie przed jedzeniem mięsa łososi hodowlanych. Czy oznacza to, że łososia naprawdę trzeba się bać? Czy ten hodowlany od żyjącego dziko różni się nie tylko kolorem i smakiem, ale i poziomem szkodliwych substancji? A może po prostu łosoś ma złą prasę?
"Nie histeryzujmy"
Dr hab. inż. Zygmunt Usydus z Zakładu Chemii Żywności i Środowiska Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni apeluje w rozmowie z naTemat, żeby nie wpadać w histerię, bo sprawa domniemanych zagrożeń związanych z konsumpcją łososia jest nieco rozdmuchana.
– Zarówno łosoś norweski, jak i bałtycki, był przez nas badany. Nie stwierdziliśmy przekroczeń dopuszczonych norm poziomu rtęci, kadmu czy polichlorowanych bifenyli w mięsie tej ryby – mówi Usydus. Profesor sugeruje też, że wbrew potocznej opinii karma stosowana w hodowli łososia nie stanowi szczególnego zagrożenia dla naszego zdrowia.
Usydus przyznaje jednak, że zdarzało się, iż mięso większych, starszych osobników łososia bałtyckiego zawierało relatywnie dużą ilość dioksyn. Wyniki badania opublikowanego na stronie internetowej MIR sugerują jednak, że generalnie zawartość substancji niepożądanych w rybach morskich nie jest na tyle wysoka, żeby mogła szkodzić naszemu zdrowiu: no chyba, że jak wskazują autorzy badania, jedlibyśmy tygodniowo np. 55 kg łososia bałtyckiego.
Apel o zdrowy rozsądek
Również lek. wet. Jarosław Naze, zastępca Głównego Lekarza Weterynarii ds. Bezpieczeństwa Żywności Pochodzenia Zwierzęcego, stara się tonować emocje towarzyszące dyskusjom na temat mięsa łososi i odpiera argument mówiący, że żyjące w zanieczyszczonym Bałtyku ryby nie mogą być obojętne dla zdrowia konsumentów.
Zdaniem eksperta gdyby tylko pojawiło się jakieś niebezpieczeństwo, np. związane z katastrofą ekologiczną i nagłym wzrostem poziomu zanieczyszczenia, opinia publiczna zostałaby poinformowana.
W tekście o mitach związanych z jedzeniem ryb Marta Pawłowska przytaczała w naTemat wyniki badania Laboratorium Badawczego Spektrometrii Absorpcji z 2012 roku. Analiza ryb dostępnych w polskich sklepach wykazała wówczas, że choć metale ciężkie były w ich mięsie obecne, nie odnotowano przekroczenia norm.
Wnioski wydają się dość oczywiste: choć w mięsie licznych ryb, w tym popularnych łososi, rzeczywiście znajdują się niebezpieczne substancje, jeśli tylko zachowamy zdrowy rozsądek, nie powinny nam one zaszkodzić.
Prof. Jadwiga Biernat z Katedry Żywienia Człowieka Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu tłumaczy w rozmowie z naTemat, że wystarczy przestrzegać prostych zasad: – Tłuste, morskie ryby, takie jak łosoś, powinno się jeść nie częściej niż dwa do trzech razy w tygodniu, natomiast w przypadku kobiet w ciąży i karmiących matek – raz na tydzień – podsumowuje prof. Biernat.
Odradzam jedzenie hodowlanych łososi kobietom w ciąży, dzieciom i młodzieży. Jest zbyt duża niepewność co do zawartości szkodliwych pierwiastków w mięsie ryby, jak również co do tego, jaki wpływ będą one miały na te osoby. CZYTAJ WIĘCEJ
lek. wet. Jarosław Naze
To prawda, Morze Bałtyckie ze względu na utrudnianą wymianę wody i wieloletnią niefrasobliwą gospodarkę otaczających je państw jest zanieczyszczone, ale żyjące w nim gatunki ryb są przez nas badane i monitorowane.