Najpierw potężny "dzwon", potem mała rozbiórka, by na końcu zostać... autem naszych marzeń. Oczywiście bezwypadkowym. Taką historię ma wiele aut w okazyjnej cenie, których nie brakuje na portalach z ogłoszeniami. Mnóstwo z nich stoi co weekend na tradycyjnych giełdach, a wiele próbują nam wcisnąć też właściciele komisów samochodowych. Polscy blacharze od lat uchodzą bowiem za prawdziwych magików, którym nie straszne są połamane słupki i pogięta płyta podłogowa. Problem mają tylko z wścibskimi internautami...
Ten "bezwypadkowy" proceder trwa od lat. Polacy kupowali tzw. szrot już na początku lat 90-tych z Niemiec. Z tego, czym Schmitt miał poważny wypadek, Kowalski otrzymywał wymarzonego mercedesa, opla lub audi. Niektórzy mówią o takich blacharzach rzeźbiarze doceniając ich wyjątkowe umiejętności. Inni nazywają ich rzeźnikami, bo przeżycie kolejnego wypadku "bezwypadkowym" autem, które wyszło spod ich ręki graniczy z cudem.
Koniec dobrych czasów
Prawdziwe eldorado dla rzeźników zaczęło się po wejściu Polski do Unii Europejskiej, gdy dużo łatwiej i o wiele taniej można było zjechać cały Stary Kontynent w poszukiwaniu złomu za (relatywne) grosze, w który w Polsce trochę się zainwestuje i można będzie sprzedać w dobrej cenie. Podczas jednej podróży z lawetą niektórym udawało się nawet od razu trafić na pasujący tył do tego samego modelu, po którego przód akurat jechali.
Prawdziwi rzeźbiarze od dawna interes robią jednak na nieco bardziej skomplikowanym biznesie. Za kilka tysięcy dolarów kupują wraki luksusowych aut powypadkowych na aukcjach w Stanach Zjednoczonych. Nie interesuje ich stopień zniszczenia auta. Polują na rocznik. Inwestycja w dwu-trzyletni wrak np. BMW X5, sprowadzenie go nad Wisłę i podrzeźbienie i tak jest opłacalne. Inwestycja rzędu 50 tys. zł pozwala wystawić na sprzedaż auto za setki tysięcy. I to i tak okazyjna cena, bo przecież pachnie nowością i jest bezwypadkowe.
Dobre czasy dla oszustów kończą się jednak tak szybko, jak szybko popularny staje się dostęp do baz danych numerów VIN, czyli ciągu 17 znaków, unikalnego dla każdego pojazdu na świecie. Czasem wystarczy wpisać go w wyszukiwarkę internetową, by dowiedzieć się, że auto, które ktoś próbuje nam okazyjnie sprzedać i oczywiście zapewnia o jego bezwypadkowości, jeszcze kilka miesięcy temu wyglądało jak zmielona stal.
Internet namierza oszustów
Tak interes popsuło nieuczciwym handlarzom aut już kilku potencjalnych nabywców. Głośne w sieci były najbardziej bulwersujące przypadki, gdy zniszczone luksusowe BMW próbowano sprzedać za prawie 200 tys. zł. W kwietniu tego roku zdemaskowano sprzedawcę "bezwypadkowego" BMW X5M, które sprzedawał w takim stanie:
Mimo iż kupił go na amerykańskiej aukcji wraków za ok. 50 tys. zł i musiał włożyć w swoim warsztacie sporo wysiłku, by do stanu używalności przywrócić auto, które po potężnym zderzeniu wyglądało tak:
Tak zniszczonego auta jego pierwsi właściciele nawet nie chcieli dłużej trzymać. Sprawdzili tylko w ASO BMW jaka byłaby cena naprawy. Profesjonaliści chcieli się tego podjąć za 300 tys. zł, czyli kwotę mocno przewyższającą wartość auta w chwili zakupu. Wrak chętnie za 60 tys. kupił jednak ekspert od skupu aut na części. I zrobił z niego takie cacko:
Tym razem ktoś był już bliski zakupu. Numeru VIN nie udało się znaleźć w sieci, ale przezorny nabywca postanowił poprosić o sprawdzenie historii auta znajomych znających się na motoryzacji. Specjaliści od ubezpieczeń komunikacyjnych, czy mechanicy z autoryzowanych stacji obsługi mają bowiem łatwy dostęp do systemów, które w ułamku sekundy na podstawie VIN pokazują całą prawdę o aucie.
Historia auta to nie tajemnica!
Jeśli "bezwypadkowa" okazja jest w systemie oznaczona na przykład adnotacją "zgłoszono szkodę całkowitą" lub "pojazd po naprawie blacharsko-lakierniczej" trudno wierzyć w zapewnienia sprzedawcy.
Myli się jednak ten, kto sądzi, że tak oszukują tylko sprzedawcy aut luksusowych. Niedawno w sieci głośno było przecież także o ogłoszeniu dotyczącym teoretycznie bezwypadkowej hondy civic z 2007 roku. Za 33 500 zł ten rocznik to już nawet nie była okazja. Do tego interes popsuli czujni użytkownicy Wykop.pl. Okazję do popisu w tym przypadku miał jednak utalentowany blacharz, który z tego:
Zrobił ten oto prawie nowy samochód:
Często z takimi przypadkami mają do czynienia także eksperci z popularnego eksperckiego serwisu MotoRaporter.com. Latem na swoim blogu chwalili się odkryciem kolejnej nie mniej kuriozalnej "okazji". Na poniższym obrazku przedstawiono bowiem to samo auto...
Za 144 tys. zł ktoś próbował je sprzedać jako bezwypadkowe, niespełna trzyletnie auto. Dobra cena, ale kiepska jakość pracy rzeźbiarskiej. "Auto w raporcie wypadło dość mizernie… A to z powodu napraw po kolizji zrobionych dość słabo. Pomiar lakieru, odległości między elementami blacharskimi były dalekie od ideału, a to prowadzi do wniosku że elementy konstrukcyjne też zostały naprawione tak jak zewnętrzne blachy, czyli miernie" - napisali na swoim blogu eksperci.
W głębokim błędzie są jednak ci, którzy sądzą, że tylko eksperci mogą obronić się przed oszustwem. Przed zakupem nowego auta zawsze warto skorzystać z coraz większej liczby serwisów internetowych, które za kilkanaście złotych szybko przygotowują pełne raporty na temat historii interesującego nas samochodu na podstawie międzynarodowych baz danych. Dla większości aut łatwo można ustalić nie tylko, czy uczestniczyły one w wypadku, ale także sprawdzić czy nie były swojsko tuningowane i elektronika lub przyciemniane szyby rzeczywiście są zapisane w danych o wersji z VIN.
Nieświadomie kupiłeś odpicowany wrak? Nic straconego
Nic też straconego, gdy auto już kupiliśmy, a o takim wywiadzie nie pomyśleliśmy. Często zapewnienia sprzedawcy weryfikuje bowiem mechanik prowadzący przegląd. Skrzywione zawieszenie, spawania w miejscach, gdzie nie powinno ich być - to najczęstsze przyczyny kłopotów w stacji kontroli. Jeżeli od zakupu pojazdu nie minął miesiąc, wciąż możemy z niej zrezygnować. Pozwalają na to przepisy kodeksu cywilnego mówiące o rękojmi za wady fizyczne.
Zwykle nie trzeba wielkiego prawniczego wysiłku, by oddać auto i otrzymać zapłacone za pieniądze. Szczególnie, gdy udaje nam się ustalić, że auto miało w przeszłości wypadek. Jeżeli sprzedawca nas o tym nie poinformował, musi zwrócić pieniądze.
Podstawą do odstąpienia od umowy (nie trzeba do tego zgody drugiej strony) wystarczy na przykład zrzut ekranu z ogłoszenia, w którym sprzedający wpisał słowo "bezwypadkowy". Jeżeli nie będzie chciał rozwiązać sprawy polubownie, po naszej stronie stanie szybko każdy sąd. W innych przypadkach warto poprosić o pomoc prokuraturę, w której nikt nie będzie miał pretensji o pomoc w namierzeniu oszustów. Wręcz przeciwnie.