
Ksiądz profesor Waldemar Irek, zmarły przed rokiem były rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, przez osiem lat był w związku z kobietą, która, co potwierdziły ostatnio badania DNA, urodziła mu syna. Teraz tabloidy pytają z oburzeniem, dlaczego to tylko państwo ma wypłacać dziecku zasiłek, a Kościół nie poczuwa się do odpowiedzialności. Czy słusznie? – Nie ma takiego obowiązku, ale gestem serca byłoby choćby ufundowanie dziecku stypendium. Tyle że Kościół, tak jak choćby w przypadku pedofilii, woli pokazać gest Piłata – komentuje dla naTemat publicysta "Polityki" Adam Szostkiewicz.
Spytaliśmy drugą stronę, czyli wrocławską kurię. Jej rzecznik, ks. Stanisław Jóźwiak, przekonuje, że wersja z wydziedziczeniem chłopca niewiele ma wspólnego z prawdą. – Większość doniesień medialnych, które bazują głównie na narracji pana detektywa Rutkowskiego [matka zwróciła się do niego o pomoc - red.], jest fałszywa. Wbrew podawanym informacjom nie jest jeszcze rozstrzygnięta sprawa ojcostwa dziecka. Decyzję w tej sprawie wydaje sąd i w tej chwili nie wiadomo, kiedy to nastąpi – mówi.
Kościół nie był dotąd i nie będzie stroną w żadnym etapie postępowania spadkowego. Twierdzenie, iż Kościół otrzymał spadek lub też stara się o to jest nieprawdą, a wyrażane z uporem jest też oszczerstwem.
Gest Piłata zamiast gestu dobrej woli
Nawet jeśli wersja kurii jest prawdziwa, wciąż aktualne pozostaje pytanie o odpowiedzialność Kościoła za konsekwencje zachowań księdza Irka. Detektyw Rutkowski w imieniu Wiesławy Dargiewicz apelował nawet na konferencji prasowej: "Duma i arogancja muszą być przytemperowane. Niech arcybiskup się przebudzi i płaci alimenty!".
Innego zdania jest Marek Zając, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego". Według niego nie ma żadnego powodu, by konkretna kuria czy biskup ponosili odpowiedzialność finansową za czyny księdza. Tłumaczy, że nikt ze strony kościelnej nie utrudnia dziedziczenia majątku, a dziecko będzie miało zabezpieczoną przyszłość.
Jeszcze bardziej jednoznaczne stanowisko ma tutaj rzecznik kurii. Nie tylko oburza się na sugestię, że biskup mógłby wspomóc finansowo dziecko, ale stawia tezę, że Kościół jest tutaj poszkodowanym.

