Ksiądz profesor Waldemar Irek, zmarły przed rokiem były rektor Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu, przez osiem lat był w związku z kobietą, która, co potwierdziły ostatnio badania DNA, urodziła mu syna. Teraz tabloidy pytają z oburzeniem, dlaczego to tylko państwo ma wypłacać dziecku zasiłek, a Kościół nie poczuwa się do odpowiedzialności. Czy słusznie? – Nie ma takiego obowiązku, ale gestem serca byłoby choćby ufundowanie dziecku stypendium. Tyle że Kościół, tak jak choćby w przypadku pedofilii, woli pokazać gest Piłata – komentuje dla naTemat publicysta "Polityki" Adam Szostkiewicz.
Ksiądz Irek zmarł w sierpniu ubiegłego roku. Dwa miesiące później do sądu we Wrocławiu wpłynął pozew o ustalenie ojcostwa 3-letniego Kuby. Złożyła go Wiesława Dargiewicz, 40-latka z Oławy, która twierdziła, że to duchowny jest biologicznym ojcem dziecka. Jej wersję kilka dni temu potwierdziły wynik badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu.
"Wszyscy zapłacimy za grzech ks. Irka" – tak dziś pisze o sprawie "Fakt", donosząc, że majętny duchowny "w testamencie nie zająknął się o synku, a cały majątek przepisał Kościołowi". Z relacji tabloidu wynika, że syn byłego rektora Papieskiego Wydziału Teologicznego będzie otrzymywał jedynie rentę rodzinną. Ale czy tak jest rzeczywiście?
Podzieleni testamentem
Spytaliśmy drugą stronę, czyli wrocławską kurię. Jej rzecznik, ks. Stanisław Jóźwiak, przekonuje, że wersja z wydziedziczeniem chłopca niewiele ma wspólnego z prawdą. – Większość doniesień medialnych, które bazują głównie na narracji pana detektywa Rutkowskiego [matka zwróciła się do niego o pomoc - red.], jest fałszywa. Wbrew podawanym informacjom nie jest jeszcze rozstrzygnięta sprawa ojcostwa dziecka. Decyzję w tej sprawie wydaje sąd i w tej chwili nie wiadomo, kiedy to nastąpi – mówi.
– Kwestia ojcostwa jest kluczowa dla całej sprawy. Ona decyduje m. in. o prawie do nabycia spadku. Dopiero po potwierdzeniu ojcostwa opiekun prawny dziecka będzie miał prawo do wniesienia roszczenia o ustalenie masy spadkowej i nabycie spadku – dodaje.
Co z dokumentem, który w medialnych doniesieniach przedstawiany jest jako testament? – Testament w sensie prawnym jest dokumentem wywołującym skutki po śmierci zainteresowanego. Ksiądz Irek pozostawił w Kurii list, który zawiera pewne informacje na wypadek śmierci. W sensie ścisłym nie jest to jednak testament i nie będzie on podstawą do jakichkolwiek decyzji dotyczących spadku. Jeśli zostanie potwierdzone ojcostwo ks. Irka, dziecko – na drodze postępowania sądowego – nabędzie zapewne całość spadku – podkreśla ks. Jóźwiak.
Gest Piłata zamiast gestu dobrej woli
Nawet jeśli wersja kurii jest prawdziwa, wciąż aktualne pozostaje pytanie o odpowiedzialność Kościoła za konsekwencje zachowań księdza Irka. Detektyw Rutkowski w imieniu Wiesławy Dargiewicz apelował nawet na konferencji prasowej: "Duma i arogancja muszą być przytemperowane. Niech arcybiskup się przebudzi i płaci alimenty!".
Publicysta "Polityki" Adam Szostkiewicz w rozmowie z naTemat zdradza podobne oczekiwania. Jak twierdzi, nie chodzi tutaj o formalny obowiązek, ale o zwykłą wrażliwość, którą szczególnie duchowni powinni przejawiać. – Dla Kościoła nie byłoby wielkim obciążeniem ufundowanie jakiegoś rodzaju renty czy stypendium. W końcu tyle mówi o ochronie życia, wartości rodzinnych i dzieci, że w tym wypadku to byłby oczekiwany gest – zaznacza.
Zaraz jednak dodaje, że nie ma złudzeń, co do postawy duchownych. – Kościół zawsze przyjmuje stanowisko, że nie ma odpowiedzialności zbiorowej, a odpowiedzialny jest konkretny duchowny. Choć potępia zachowanie, to kończy się zawsze gestem Piłata: po prostu umywa ręce. To tylko świadczy o tym, że w Kościele nie ma gotowości do dyskusji o trudnych sprawach, przede wszystkim tych emocjonalnych i osobistych. Nawet w epoce Franciszka to się nie zmienia i Kościół wciąż podchodzi tak samo do historii ludzkich tragedii.
Szostkiewiczowi reakcja na historię ks. Irka przypomina reakcje na przypadki pedofilii w Kościele. – Za każdym razem pokazywana jest niegotowość do interakcji z rzeczywistością, głęboka inercja w Kościele, która trwa od kilkudziesięciu lat – stwierdza publicysta.
Biskup ma płacić? "Absurd!"
Innego zdania jest Marek Zając, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego". Według niego nie ma żadnego powodu, by konkretna kuria czy biskup ponosili odpowiedzialność finansową za czyny księdza. Tłumaczy, że nikt ze strony kościelnej nie utrudnia dziedziczenia majątku, a dziecko będzie miało zabezpieczoną przyszłość.
– Gdybyśmy stosowali zasadę bezpośredniej odpowiedzialności Kościoła za czyny duchownych to doszlibyśmy do absurdu. Absurdem jest oczekiwanie, że biskup będzie w przypadku z Wrocławia odpowiadał finansowo. Czym innym jest odpowiedzialność moralna, która pojawiłaby się na przykład wtedy, gdyby kuria wiedziała o romansie i przymykała na to oko – mówi naTemat.
Za absurdalne uznaje też porównanie z pedofilią: – Tu nie ma mowy o żadnej analogii. O współodpowiedzialności w sprawach pedofilskich mówiliśmy przecież wtedy, kiedy biskup był o nich poinformowany. Co więcej, w przypadku pedofilii mieliśmy do czynienia z odrażającym przestępstwem, a tutaj możemy tylko moralnie negatywnie oceniać zachowanie księdza – przekonuje.
Kościół, czyli ofiara
Jeszcze bardziej jednoznaczne stanowisko ma tutaj rzecznik kurii. Nie tylko oburza się na sugestię, że biskup mógłby wspomóc finansowo dziecko, ale stawia tezę, że Kościół jest tutaj poszkodowanym.
– Nadużyciem jest stwierdzenie, iż dziecko nie będzie miało środków do życia. To jest po prostu nieprawda. Nieprawdą jest również twierdzenie, iż Kościół posiada jakiś specjalny fundusz na tę okoliczność. Nie ma żadnych podstaw do tego by obciążać Kościół odpowiedzialnością za to, że – jeśli to oczywiście prawda – oboje: ksiądz i kobieta – ukrywali skrzętnie przed biskupem swój związek łamiąc normy moralne i dyscyplinarne – ocenia.
– To Kościół obok tego chłopca jest ofiarą tej sytuacji. Trudno naprawdę wyrazić, jak bardzo boli fakt podwójnego życia księdza, tym bardziej, iż był to świadomy wybór obojga. Zrzucenie odpowiedzialności na Kościół za takie postępowanie jest po prostu niegodziwe – podkreśla.
Kościół nie był dotąd i nie będzie stroną w żadnym etapie postępowania spadkowego. Twierdzenie, iż Kościół otrzymał spadek lub też stara się o to jest nieprawdą, a wyrażane z uporem jest też oszczerstwem.