Agresywny kierowca BMW, który zaatakował mężczyznę wiozącego swoje dzieci zgłosił się na policję i został oskarżony. Podstawowym dowodem jest nagranie z kamerki, którą miał zamontowaną w samochodzie poszkodowany kierowca. Rosyjski zwyczaj trafił do Polski – nasi kierowcy coraz częściej chcą mieć dowody na wypadek stłuczek i potrąceń.
Niewielkie kamerki mogą uratować kierowcę przed długim i żmudnym postępowaniem policyjnym. Kiedy uczestnicy kolizji przedstawiają zupełnie rozbieżne wersje wydarzeń, to właśnie nagranie z kamery będzie ważnym dowodem w sprawie. Urządzenia niejako przy okazji bardzo często dokumentują przemoc na drodze, z której wielu nawet nie zdawało sobie sprawy.
W Polsce głośno ostatnio o trzech przypadkach agresji ze strony kierowców (tak się złożyło wszystkie miały miejsce w Katowicach). Jeden z nich już trafił na policję i usłyszał zarzuty. Drugi pozostaje anonimowy, bo ofiara pobicia nie zgłosiła się na policję, a kamera była w zbyt dużej odległości, by można zidentyfikować napastnika. A trzecim zajmują się już funkcjonariusze, krewki kierowca dostał wezwanie na komisariat.
Moda na kamerki przyszła do nas z Rosji. Tam w te urządzenia wyposażony jest niemal każdy samochód. Dzięki temu internet zalewają filmiki pod tytułami "Rosja to nie kraj, to stan umysłu", "Zwyczajny dzień w Rosji" czy "Tak się jeździ w Rosji". Wkrótce takie filmiki mogą powstawać na temat polskich kierowców, bo wbrew pozorom nie tylko Rosjanie dziwnie zachowują się na drodze. I nie tylko oni wrzucają je do sieci.
Jednak Polska nigdy nie stanie się tak potężnym rynkiem dla producentów kamer, jakim jest Rosja. – Polsce daleko do poziomu Rosji, jeśli chodzi o stosowanie kamer przez kierowców i raczej wątpię, żeby była potrzeba ich masowego stosowania – ocenia Leszek Kadelski, redaktor naczelny serwisu Motofaktor.pl.
– Po prostu ruch na naszych drogach jest o wiele bardziej uporządkowany, a poziom bezpieczeństwa większy. Także proces likwidacji szkód komunikacyjnych przebiega o wiele sprawniej i poszkodowani nie potrzebują dodatkowego dowodu w postaci nagrania z kamery – dodaje.
Kadelski przekonuje, że policja jeszcze nie nauczyła się wykorzystywać dobrodziejstw techniki. – Polska policja raczej niechętnie przyjmuje ich nagrania jako dowody popełnienia wykroczeń. Nawet w sytuacjach, w których ma nagrania z monitoringu miejskiego, na których widać numer rejestracyjny samochodu, potrafi umorzyć postępowanie z powodu "niewykrycia sprawców" – wyjaśnia naczelny Motofaktor.pl.
Nasz rozmówca pyta także, czy to rolą kierowcy jest udokumentowanie wykroczeń innych kierowców, a następnie ich ściganie?
Nieco innego zdania jest policja, która wyjaśnia, że nagrania z kamerek to nie tylko źródło LOLcontentu, ale przede wszystkim ważny dowód w postępowaniach przez nią prowadzonych. Mł. insp. Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji zaleca ich używanie. – Kamerki jak najbardziej tak, ale odpowiedzialnie – mówi.
– Jeśli widzimy, że ktoś zachowuje się na drodze nieodpowiedzialnie, zachodzi podejrzenie, że jest pijany, to przede wszystkim trzeba zadzwonić na 112 i zawiadomić policję. Poza tym powinniśmy za pomocą sygnałów świetlnych czy dźwiękowych ostrzec o zagrożeniu innych uczestników ruchu. Kiedy pojawi się policja możemy zaoferować nagranie z naszej kamery – wyjaśnia.
Poza tym sami możemy złożyć zawiadomienie o popełnieniu wykroczenia. – Jeśli jakiś kierowca sprowadził na nas zagrożenie na drodze, to w myśl art. 25 kodeksu postępowania w sprawie o wykroczeniach jesteśmy pokrzywdzonym i mamy prawo złożyć zawiadomienie na policję. Niewątpliwie nagranie z kamery może być ważnym dowodem – wyjaśnia Konkolewski.
Ale z kamerkami trzeba uważać. – Nie mogą zasłaniać widoku. Poza tym nie powinniśmy bawić się w amatorskiego łowcę nagrań i starać się ścigać piratów drogowych. Bo jeśli ktoś taki jedzie 200 km/h i my go nagrywamy, to mamy podobną prędkość i zamiast jednego pirata drogowego mamy dwóch. Te nagrania nie są po to, by zdobywać popularność w internecie. One mają przede wszystkim służyć do odtworzenia przebiegu zdarzenia drogowego – przypomina.
I chyba głównie w tym celu kupują je kierowcy. – Wydaje mi się, że do nas ta moda z Rosji dopiero dochodzi, to jeszcze nie jest masowy trend – mówi Tomasz Molęda ze sklepu internetowego e-handel.pl. – Świadomość o plusach wynikających z posiadania kamery w samochodzie zwiększa się szczególnie po głośnych medialnie akcjach, gdzie widać nagranie zrobione przez jednego z kierowców. Tym bardziej, że te kamerki są naprawdę niedrogie – przekonuje.
I rzeczywiście, jak na elektronikę ceny nie są wygórowane. Najtańsze modele kosztują już sto złotych. Do tego kolejne kilkadziesiąt na kartę pamięci, ale te tanieją w oczach. – Sprzedajemy tego sporo przed świętami, ludzie kupują kamery jako prezent dla rodziny – relacjonuje Tomasz Molęda. – Taka kamera działa jak czarna skrzynka – nagrywa absolutnie wszystko, przez całą jazdę. Kiedy kończy się miejsce na karcie zaczyna nadpisywać. Jeśli jest jakiś fragment, który chcemy zachować, musimy go zabezpieczyć prze usunięciem – wyjaśnia.
Ale jest też coś dla bardziej wymagających. – Są modele z GPS-em, które zapisują pozycję samochodu, albo kamery z dwoma obiektywami, z których jeden nagrywa jezdnię, a drugi to co dzieje się w samochodzie. Różna jest też jakość, z jaką poszczególne modele nagrywają obraz – opisuje Tomasz Molęda. – Te najbardziej popularne montuje się na szybie, ale są też modele, które zakłada się w warsztacie. Dzięki temu prawie nie widać jej z siedzenia kierowcy – dodaje przedstawiciel sklepu.
Polskie drogi są znacznie spokojniejsze niż rosyjskie, a i inaczej działa nasza policja i firmy ubezpieczeniowe. Tam kierowcy zabezpieczają się przed tym, że skorumpowani policjanci mogą zrzucić winę na poszkodowanego. W Polsce na szczęście do takich sytuacji raczej nie dochodzi. Niemniej, zamontowanie takiego urządzenia nie zaszkodzi.